Rozdział 12

61 5 0
                                    

W nocy Emmett nie mógł spać. Gdy tylko udawało mu się zasnąć do jego snu natychmiast wkraczała Jess i musiał się obudzić. Nie mógł pozwolić żeby jakaś kobieta zburzyła jego wewnętrzny spokój. Do tej pory trzymał swoje żądze na wodzy i dobrze się z tym czuł. Jednak przy niej po prostu wariował. Tak właściwie  nie znosił kotów odkąd jeden w dzieciństwie dotkliwie go podrapał. Ale gdy tylko ona poprosiła go o przygarniecie tego zwierzaka natychmiast się zgodził. Tak właściwie zgodził by się nawet na podarowanie jej gwiazdki z nieba chociaż nie był tego jeszcze świadomy. Gdy zegarek pokazał godzinę szósta mężczyzna wstał i ubrał się. Mimo że był potworny upał on jak zwykle założył koszulę w kratę z długim rękawem i dżinsy a do tego kowbojskie buty i kapelusz. W przeciwnym razie nie wytrzymałby w tym całym pyle. Po cichu zszedł na dół do kuchni i zrobił sobie kawę. Zjadł też placki które stały w lodówce  i wyszedł z domu. Poszedł do stajni i osiodłał swojego konia. Czekał go kolejny ciężki i pracowity dzień. Wiedział, że za miesiąc będzie znacznie gorzej. Zacznie się jesień a z nią znakowanie i sprzedaż bydła. Właściwie  nie musiał się tym wszystkim zajmować osobiście. Miał wielu dobrych pracowników a stan jego konta pozwalał mu nie martwić się o przyszłość swoją i rancza. Jednak praca pozwalała mu zapomnieć o wszystkich innych problemach. Gdy prawie kończył pracę w stajni usłyszał, że ktoś wszedł do środka i myśląc, że to któryś z jego pracowników, powiedział :

-Dobrze, że jesteś. Trzeba dziś zadzwonić o weterynarza żeby zbadał jednego z koni. I posprzątać mu boks. 

-Mogę to zrobić tylko powiedz mi jak. 

W tej chwili się odwrócił. W drzwiach stała Jessica.

-Wybacz. Myślałem, że to ktoś inny. - powiedział.

-Nic nie szkodzi. Mówiłam serio. Mogę zrobić to co chciałeś tylko mi wszystko wytłumacz. -odpowiedziała podchodząc bliżej. 

Miała na sobie przetarte dopasowane dżinsy, koszulkę z jakimś rockowym zespołem i dobrej jakości buty kowbojskie. Musiał przyznać, że wyglądała bardzo dobrze. 

-Serio, nie trzeba. Ktoś się tym zajmie później. Co cię tu sprowadza o takiej godzinie?- zapytał.

-Mam sprawę...

- Co tym razem? Samotny, kaleki pies czy mysia rodzina? -odpowiedział z uśmiechem.

-Nie. Koń. - odpowiedziała.

-Chcesz przygarnąć konia? Gdzie ty go na Boga znalazłaś?- powiedział zdziwiony.

-Nie chcę przygarnąć konia. Chciałabym żebyś nauczył mnie jeździć. - odpowiedziała. 

-No proszę... panienka z miasta chce jednak poznać konia bliżej niż tylko na obrazkach w książce. 

-Właśnie dlatego chcę to zrobić, żebyś przestał się ze mnie śmiać. Chociaż  nie ukrywam, że cholernie się boję. -odpowiedziała.

-Konie nie gryzą złotko. No.. może trochę ale niezbyt boleśnie. I łatwo je przekupić marchewką. 

-Świetnie. Kupię worek marchewki. Więc jak? Zgadzasz się na lekcje? Mogę za to zrezygnować z części wynagrodzenia. - powiedziała. 

-Daj spokój...- powiedział i po chwili dodał- No dobra, nauczę cię. Dziś po obiedzie pierwsza lekcja. A teraz przepraszam ale muszę jechać. Miłego dnia.

Po tych słowach wsiadł na konia i wyjechał ze stajni a mijając Jess uśmiechnął się do niej. 

Kobieta wróciła do domu zadowolona, że udało jej się go namówić na lekcje. Wiedziała, że w tych rejonach każdy jeździ konno więc nie chciała być gorsza. Przy śniadaniu zapytała Sary czy zostanie po obiedzie z chłopcami bo ona ma lekcje. Sara była zdziwiona, że jej syn zgodził się uczyć Jess jeździć ale nic nie powiedziała na ten temat za to chętnie zgodziła się zostać z chłopcami. 


Jak z obrazkaWhere stories live. Discover now