4. Everybody lies.

1.7K 99 43
                                    


Odrywam wzrok od ekranu laptopa i przecieram zmęczone oczy. Masuję zesztywniałe mięśnie karku, ale ni jak mi to przynosi ulgę, więc wstaję i się przeciągam. Mając tyle czasu wolnego przez Dowella, postanowiłam pogrzebać w tym co od niego dostałam. Część plików rozszyfrowałam, ale w zasadzie było to dziecinnie proste, ale nie układają się one w żadną logiczną całość. Natomiast do kolejnych zaszyfrowanych folderów, za cholerę nie mogłam się dobrać. Sfrustrowana próbowałam wszelkich mi znanych sposobów, a jedyne co osiągnęłam przez sześć godziny, to krótkie zdanie wyświetlające się na czerwono.

Wszystko w swoim czasie.

- Co w swoim czasie? – Pytam samą siebie i w zamyśleniu przeczesuję dłonią włosy. Co on planuje? Bo coś to na pewno i instynkt mi podpowiada, że to co on sobie tam wykalkulował wcale mi się nie spodoba.

Początkowo myślałam, że to może jakiś cytat, ale nie. Choć pełno różnego rodzaju durnych piosenek czy książek, ale ni jak się ma do tego co jest w tych pikach, które udało mi się odczytać. Znajdują się w nich skany starych zdjęć, ale nikogo nie rozpoznaję oraz krótkie urywki prasowe, ale bez żadnej daty ani autora artykułu. Trochę jak szukanie igły w stogu siana, ale dzięki staremu mam teraz na to, mnóstwo pieprzonego czasu.

Wzdycham ciężko i zabieram pusty kubek po kawie z biurka. Idę do kuchni i włączam ekspres. Opieram się o szafkę patrząc nie widzącym wzrokiem w przestrzeń. Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju.

Gubernator Kaver.

W kopercie od niego była kartka, na której został zapisany ciąg liczb. Wrzuciłam je do swoich programów, ale też nic nie znalazły. Wygląda na to, że to kompletnie przypadkowe liczby z niczym nie powiązane. Może otwierają one sejf lub jakąś skrytkę? Dlaczego dał kopertę właśnie mnie? Czy to przypadek? Czy wiedział, że to właśnie ja go przyjdę zabić? Od przyjęcia ta sprawa nie daje mi spokoju.

Ekspres obwieszcza, że kawa gotowa więc z parującym kubkiem kawy, siadam na parapecie. Zamyślonym wzrokiem wyglądam przez okno. Na zewnątrz w najlepsze szaleje śnieżyca, ale to nie przeszkadza tłumowi spieszącemu oblodzonymi chodniki. Zdaje się jakby, wcale nie zwracali uwagi na śnieg ich oblepiający.

- O kurwa. – Mamroczę ze złością pod nosem.

Zapomniałam, że jutro Boże Narodzenie, a Dowell zaprosił mnie na obiad do siebie. Nie cierpię wszelkich rodzinnych świąt, a tym bardziej tych wszystkich szczęśliwych ludzi, mających dom, rodzinę, psa... Żyją sobie spokojnie z dnia na dzień. Nie czują strachu. Ich życie jest monotonne, a problemy błahe.

Zazdroszczę im tego, cholernie.

Ja sama mam nie wiele wspomnień z tego okresu w swoim życiu, gdy miałam pełną kochającą rodzinę. Pamiętam jedynie ubieranie choinki i zapach pieczonych pierników, który wypełniał cały dom, ale jedno wspomnienie wyryło się w mojej głowie i mimo upływu lat, mam wrażenie że to było wczoraj.

Siedziałam w kuchni razem z mamą i pomagałam jej ozdabiać pierwszą blachę pierników. Mój młodszy braciszek razem z tatą kończyli dekorować dom. Co jakiś czas z salonu dochodził do mnie ich śmiech.

Tą rodzinną sielankę przerwał dzwonek do drzwi.

- Otworzę! – Dobiegł nas z salonu głos taty.

- To pewnie dziadek. – Stwierdziła mama.

- Nareszcie. – Zawołałam uradowana i ześlizgnęłam się z wysokiego krzesła, po czym wbiegłam do salonu. W otwartych drzwiach stał jakiś mężczyzna, a tata z nim rozmawiał żywo gestykulując. W pewnym momencie mężczyzna spojrzał na mnie, ponad ramieniem ojca. W jednej chwili zdałam sobie sprawę, że to bardzo zły człowiek. Wystraszona prędko wycofałam się do kuchni.

Mrok Mieszka w SzafieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz