6. Tylko żywych należy się bać.

610 46 11
                                    


Wdech i wydech.

Wdech i wydech.

Nakazuję w myślach, a ciszę w mieszkaniu wypełnia jedynie mój świszczący oddech. Luzuję zaciśnięte dłonie na pościeli i otwiera oczy, gdzie natychmiast wita mnie ciemność.

Pierdolone koszmary.

Nawet we śnie dopadają mnie obrazy z przeszłości, którą jak mi się wydawało pozostawiłam za sobą. Zamknęłam ją za stalowymi drzwiami, oplecionymi drutem kolczastym, ale kurwa nic jej nie powstrzyma i będzie wracać jak bumerang. Nie wrócę życia tym, którzy nie słusznie zginęli z mojej ręki. Choćbym nie wiem jak się starała, nigdy nie zmyję krwi spływającej z moich rąk. Mimo, że to ONI uczynili mnie taką i powiedziałabym, że nie wiem co robiłam, ale później widziałam i sprawiało mi to ogromną przyjemność. Stworzyli coś co jest zdolne do nie wyobrażalnych okrucieństw, ale pewnego wieczoru coś się we mnie zmieniło i było to niczym trzęsienie ziemi.

Stoję w piwnicy, której mury przesiąkły zapachem krwi. Nie przeszkadza mi to, a wręcz uspokaja, bo jest to normalne i nie muszę zastanawiać się nad tym co robię, bo to tylko praca i nic więcej.

Znowu przyprowadzili mi nie winnego.

Przed sobą mam związanego i zakneblowanego młodego mężczyznę. Może mieć co najwyżej 21 lat. Patrzy na mnie zaszokowany, co dziwi mnie nie co bo zawsze spotykałam się ze strachem. Nie krzyczy, nie wyrywa się, po prostu patrzy.

Podziwiam go za odwagę, ale to i tak nic nie zmieni.

- Wiesz co masz robić. – Odzywa się za moimi plecami Lucas.

Kiwam głową i bez słowa zabieram ze stołu ząbkowany nóż myśliwski. Podchodzę do chłopaka, który zaczyna rozpaczliwie szarpać się na krześle, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem, abym tego nie robiła.

Zrywam mu z ust knebel, bo chcę słyszeć jego ostatnie słowa, jego ostatnie tchnienie. Jestem im to winna, chociaż to.

- Proszę... - Mówi, patrząc mi prosto w oczy.

Przyglądam się mu z góry nie czując nic. Jest tylko jednym z wielu, który umrze z mojej ręki. Unoszę dłoń w której trzymam nóż, aby zadać cios, gdy on odzywa się ponownie.

- To ja ... David. – Dodaje tak cicho, aby tylko ja to słyszała.

Zamieram.

Stoję jak słup soli patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Jak przez mgłę docierają do mnie wspomnienia z dzieciństwa. Pamiętam, że zawsze w sobotnie popołudnia bawiłam się z chłopczykiem z sąsiedztwa, a nazywał się...

- David Wright. – Szepczę.

Kiwa głową potwierdzając moje słowa.

- Twój dziadek cały czas cię szuka, Angel. – Szepcze.

Przerażona robię kilka kroków w tył i wpadam na stół, który z łoskotem się przewraca. Wszystko wraca i uderza we mnie, niczym huragan. Pod naporem mieszanki wspomnień, emocji im towarzyszących upadam na zimną podłogę, nie mogąc znieść siły, która rozrywa mnie od środka, która zwraca mi wszystko, o czym nie pamiętałam do tej pory. Chwytam się za głowę krzycząc przeraźliwie, bo ból jak mnie ogarnął jest nie do opisania.

Klatka po klatce pod zamkniętymi powiekami przewija się całe moje życie.

Rodzice.

Brat. Mój maleńki braciszek...

Dziadek.

David.

Mrok Mieszka w SzafieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz