5. Niedopowiedzenia.

652 47 9
                                    


- Kurwa... - Mamroczę półprzytomna.

Przekręcam się na drugi bok i przykrywam głowę poduszką, aby uciszyć okropne dzwonienie w głowie, ale to na nic. Po irytowana odrzucam poduszę w nie znany cel i z ledwością otwieram lewe oko. Uważnie skanuję pomieszczenie, ale gówno widzę przez mgłę zasnuwającą mi ostrość widzenia. Upierdliwie dzwonienie wcale nie traci na sile, a wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że każdy pierdolona nuta tnie mi mózg na kawałki. Wkurzona zrywam się z łóżka i bardzo szybko tego żałuję, bo w mojej biednej główce ruszyła z zawrotną prędkością karuzela i coś mi mówi, że się za chwilę po rzygam.

Po kilku minutach, gdy udaje mi się powstrzymać torsje, na czworakach przegrzebuję spodnie leżące w nogach łóżka, gdy wreszcie moje palce zaciskają się na cholernym telefonie, a on wspaniałomyślnie przestaje dzwonić.

Wracam do łóżka nawet nie patrząc co za idiota dzwonił. Nakrywam się kocem po uszy i mam generalnie resztę świata w dupie. Wszystko mnie boli, a w ustach czuje suchość. Próbuję przełknąć, ale jest jeszcze gorzej. Po chuj było wczoraj tyle pić? Pytam sama siebie, choć znam odpowiedź.

Moje myśli przerywa telefon, który znów drze się na całe gardło.

- Czego? – Warczę na przywitanie, nie bawiąc się w jakąkolwiek finezję, której w zasadzie nie posiadam.

- Ja ci kurwa, powiem czego?! – Grzmi rozwścieczony Dowell.

Krzywię się i odsuwam głośnik od ucha, wiedząc co za chwile nastąpi.

- Za 40 minut widzę cię u siebie i tylko spróbuj choć o sekundę się spóźnić! – Krzyczy, po czym się rozłącza. Jak zwykle nie dając mi nic powiedzieć.

Pierdolone święta. Jak mogłam, o tym durnym obiedzie zapomnieć?

Zwlekam się z łóżka i idę do łazienki.

Zrzucam z siebie resztę wczorajszych ubrania i wchodzę pod strumień gorącej wody. Opieram głowę o ścianę, przymykam oczy i pozwalam wodzie rozluźnić napięte mięśnie. Czuję lekkie szczypanie tuż przy linii włosów. Pocieram dłonią to miejsce, na której po chwili pojawia się krew.

A to co, do cholery?

Marszczę brwi, próbując dojść dlaczego mam tam ranę i nagle wydarzenie z zeszłego wieczoru, uderzają mnie niczym rozpędzona ciężarówka.

- Redson. – Mruczę zdegustowana jego osobą.

Przypomina mi się wyraz jego twarzy. Był gotowy mnie zabić, za tego padalca Kavera. Skurwysyn gładko się wywinął od kary, ja bym mu zafundowała jazdę bez trzymanki, aż ze łzami w oczach błagałby o śmierć. Bardzo interesujące jest, że Redsona tak bardzo ubodła śmierć Kavera.

Wcześniej miałam go w dupie, ale coraz bardziej działa mi na nerwy i plącze się niepotrzebnie pod nogami. Najwyższy czas czegoś się o nim dowiedzieć i zrobić porządek.

Wychodzę z prysznica i owijam czarnym ręcznikiem na wysokości piersi. Podchodzę do umywalki, nad którą wisi lustro. Wycieram dłonią parę i krzywię się widząc swoje odbicie. Gapię się w to pieprzone lusterko, jakby miało moce, które spowodują że moja twarz nie będzie wyglądać jak po zderzeniu z kowadłem.

Pod okiem ma śliwę, prawy policzek spuchnięty, a na czole spore rozcięcie sięgające linii włosów, które jeszcze krwawi, a na szyi ślady po duszeniu.

- Świetnie.

Wiedząc, że nie uda mi się wymigać z dzisiejszego obiadu z Dowellem, wyciągam z szafki apteczkę. Małymi plasterkami opatruję ranę na czole, a fioletowe limo smaruje maścią na siniaki. Włosy suszę i związuję w wysoki kucyk.

Mrok Mieszka w SzafieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz