THREE / they paid the price

582 70 3
                                    

Wieczory w prawie pustej bazie Rebelii były zadziwiająco nudne. Wydawać by się mogło, że samo wyrażenie „baza Rebelii" przywołuje na myśl zbiorowisko ludzi, którzy zagubieni we wszechświecie walczą każdego dnia o wolność w galaktyce, a tu wręcz przeciwnie... Chociaż leżałam w „skrzydle" szpitalnym, o ile można było nazwać tak to puste pomieszczenie, przez trzy dni które tam przebywałam nie widziałam nikogo oprócz dziewczyny, która przynosiła mi posiłki i czasami sprawdzała jak się czuję.

— Długo będziecie trzymali mnie w tym pomieszczeniu? — spytałam trzeciego wieczoru, podnosząc się na łokciu. Dobrze było odpocząć, ponieważ podróż między światami wyssała ze mnie wszystkie siły, jakie wtedy posiadałam. Jednak trzy dni to wystarczająco dużo czasu, by je zregenerować. — Chcę porozmawiać z Finnem albo Poe.

Dziewczyna jedynie uśmiechnęła się pobłażliwie i wyszła z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Czułam się jak więzień, chociaż nic nie zrobiłam. Uważano mnie za wroga, którym nie byłam...

— Och, Anakinie... — Bezradność w moim głosie była naprawdę wyczuwalna. Po raz kolejny rozmawiałam do przeciwległej ściany, ale cóż mi pozostało? — Trzymają mnie tu jak więźnia. Chciałam jedynie zaznać śmiertelnego życia, a nie gnić samotnie w tym pomieszczeniu. Co mam zrobić, ukochany?

Jak za każdym razem, nikt mi nie odpowiedział. Mogłam jedynie mieć nadzieję, że chociaż mnie słyszał. Że z jakiegoś źródła dowiedział się, że przeżyłam podróż.

Po paru godzinach, gdy maleńkie okienko w rogu jednej ze ścian uzmysłowiło mi, że robi się ciemno i zbliża się noc, ktoś przekręcił klucz w drzwiach. Zdziwiłam się, ponieważ dostawałam jeden posiłek dziennie, tak racjonowany, by starczył zarówno na kolacje jak i śniadanie.

Dziewczyna dosłownie wślizgnęła się do pomieszczenia i szybko zamknęła za sobą drzwi, opierając się o nie plecami. Siedziałam wtedy na ziemi, plecami oparta o zimną ścianę mojego więzienia i starałam się nie zasnąć, co było bezcelowe.

— Jesteś Atlas, tak? — spytała. Nareszcie ktoś przyszedł ze mną porozmawiać! W zasadzie nawet nie odpowiedziałam na jej pytanie, znała na nie odpowiedź. — Nazywam się Rey. I, uprzedzając twoje pytanie, nikt nie wie, że tu jestem. Wspominałaś coś, że przysłał cię wspólny znajomy. To był Luke Skywalker, prawda?

Na kilka sekund mnie zamurowało. Potem pomyślałam, że musi żartować.

— Kto? — Spróbowałam udać głupią.

W zasadzie wiedziałam, że rozmawiam z Jedi, szybciej niż mi się przedstawiła. I nie dlatego, że przy jej pasku wisiał miecz świetlny. Chyba po prostu byłam jakiegoś rodzaju detektorem na Jedi, ponieważ gdy weszła, po prostu poczułam Moc, którą w sobie nosi.

— Atlas, nie kłam. Wiem, że to on... I wiem, że się znaliście. Próbuję tylko rozgryźć skąd wiedziałaś, gdzie znajduje się teraz nasza baza. I co dokładnie obiecałaś Luke'owi, że zrobisz. Wnioskuje, że opowiedział ci wszystko, co wiedział o Rebelii, o nas... Po prostu oni, w przeciwieństwie do mnie, doszukują się tutaj jakiegoś podstępu. Szukają jakiegoś dowodu, że nie jesteś po naszej stronie.

— Zawsze tak dużo mówisz? — spytałam, ledwo podnosząc się z ziemi. Otrzepałam swoje jasne, lekko brudne od przeciekającej krwi spodnie i obciągnęłam czarne, długie rękawy bluzki. — Moim zdaniem masz po prostu nadzieję, że okażę się jakimś zaginionym rycerzem Jedi i pomogę ci w nauce, jakkolwiek źle by ci nie szła. Nie łudź się, Rey. Nie jestem nim. Osobiście, to mam dość rycerzy Jedi.

DARK TIMES poe dameron, star wars !auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz