— To koniec. — Głos Atlas zadrżał, gdy o wschodzie słońca postanowiła wracać do swojego gospodarstwa, by stamtąd statkiem wyruszyć do Kręgu Mocy. — To naprawdę jest koniec, Anakinie. Nie mogę w to uwierzyć.
Bawił się jej włosami, gdy ona próbowała odrzucić na bok koc, którym byli okryci. Gdy wstała i zaczęła się szykować do wyjścia, Anakin usiadł i zacisnął zęby.
— Staram się o tym nie myśleć, bo zwariuję szybciej niż ty stąd odlecisz — powiedział, uważnie obserwując jej każdy ruch. Gdy na koniec zarzuciła na swoje ramiona żółty płaszcz, uśmiech mimo wszystko nie mógł zejść z jego twarzy. — Proszę, pamiętaj o mnie. Chciałbym być twoją ostatnią myślą każdego wieczoru.
— I nią będziesz. — Atlas pochyliła się nad łóżkiem, składając na jego ustach ostatni, lekki pocałunek. Przysiadła na skraju. — Bądź w południe przy Kręgu. Jak bardzo nie złamało by ci to serca chciałabym, żebyś tam był.
Zacisnął usta. Jeszcze nie zdecydował czy przyjdzie.
— Proszę?
— Zobaczę, Les. Chciałbym pamiętać cię taką jak teraz... Jeszcze zarumienioną o zmierzwionych włosach i z szerokim uśmiechem. W tym żółtym płaszczu. Nie jako wystraszoną podróżniczkę, która o określonej godzinie określonego dnia wlatuje starym statkiem w tunel, który nie wiadomo gdzie ją zabierze. Nawet nie będę wiedział czy przeżyjesz podróż.
— Będziesz wiedział. Oddałam ci swoje serce, Anakinie, to połączyło nas na wieczność.
Po dłuższej chwili ciszy Atlas wstała ponownie z łóżka i ruszyła przed siebie. Jeszcze chwila dzieliła ją od zmiany decyzji, jedna prośba tego mężczyzny mogłaby zmienić jej zdanie.
Jednak jakimi słowami pożegnać się z kimś, kogo już nigdy miało się nie spotkać?
— Dbaj o siebie, Anakinie Skywalkerze. O siebie i o dzieci z własnej krwi, które spędzą wieczność z tobą.
Gdy Atlas odeszła, nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo Obi-Wan Kenobi swoim wcześniejszym zachowaniem skrzywdził Anakina, który widział ich pocałunek poprzedniego wieczoru. I jak bardzo zmotywowało to jego byłego ucznia by zmienić późniejszy bieg wydarzeń.
•
•
•— Gotowa? — Luke samodzielnie zapinał pasy przy ciele Atlas, gdy ta wsiadła już do statku. Na próżno rozglądała po tłumie zgromadzonym przy Kręgu, pośrodku którego stał jej statek. Czuła, że Anakin się nie pojawi.
— Ty mi powiedz. Czy można być gotowym na taką podróż?
— Cóż, widzę twoje trzęsące się dłonie, ale to wbrew pozorom dobra oznaka. Zmartwiłbym się dopiero wtedy, gdyby ta podróż nie wywoływałaby w tobie tak silnych emocji.
— Zostawiam na Syzygy całe swoje życie... I rozdarte na kawałki serce. Nie jest trudno odejść... Trudniej było podjąć te decyzję.
Luke przytaknął, ostatni raz poprawiając pasy. Chciał dać jej jakiekolwiek rady, jednak wszystko co miał do powiedzenia już powiedział. Mógł zaryzykować stwierdzenie, że był jedyną osobą na tej planecie która nie chciała wracać do żywych. Planował izolacje niczym swój ojciec.
— Gdy nadejdzie odpowiedni moment, pozdrów ich wszystkich od nas. Niech wiedzą, że dla Jedi historia się nie kończy na śmierci. A gdy znajdziesz już dom i miejmy nadzieję, rodzinę, usiądź i spisz księgi. Jeżeli wygra jasna strona, dobrze wiesz komu powinnaś je przekazać.
Atlas przytaknęła i wzięła głęboki wdech, wpatrując się w przyrządy zamontowane na jej starym statku. Luke ukłonił się lekko i wrócił do rzędu w którym stała reszta. Zostało jedynie pare chwil, a ona mogła myśleć jedynie o...

CZYTASZ
DARK TIMES poe dameron, star wars !au
Fiksi PenggemarNie rządzimy się własnymi prawami. Żadne życie ludzkie nie będzie stracone na marne. Nie wolno odbierać życia niewinnym istotom. Chyba, że nie masz innego wyjścia. My nie mieliśmy. Syzygy było miejscem, w które trafiali po śmierci. Pozwalało im być...