Rozdział 1

95 5 0
                                    

Na korytarzu rozbrzmiał świdrujący dźwięk dzwonka, zagłuszając ostatnie zdanie nauczyciela stojącego przy katedrze. Wstałam z niewygodnego szkolnego krzesła i upchnęłam książki do plecaka z logo jakiegoś zespołu. Spice Girls czy coś podobnego. Niezbyt zwracałam uwagę na dizajn podczas kupowania, ważne że był obszerny. Zarzuciłam go sobie na ramię i podążyłam za resztą uczniów, którzy ospale wychodzili z klasy. Za tydzień mamy ważny egzamin, więc większość nie dosypia z powodu intensywnej nauki czy też stresu z nią związaną, co przepędza sen z powiek. Pogoda też nie nastrajała do wczesnego wstawania, wszędzie leżał śnieg i coraz trudniej było nie zasnąć na takich lekcjach jak fizyka czy geografia.

Zeszłam z czwartego piętra, o mało nie spadając przez popychających się nawzajem uczniów. Podeszłam do drzwi frontowych, chcąc się stąd jak najszybciej wyrwać. Trzeba tylko otworzyć drzwi i się na nikogo nie natknąć... Chwyciłam za klamkę, lecz gdy miałam ją nacisnąć ktoś położył mi rękę na ramieniu. Moje wnętrzności skurczyły się gwałtownie, napinając mechanicznie ramię od niespodziewanego dotyku.

Strzepnęłam szybko dłoń i zrobiłam parę kroków do tyłu. Przede mną stał Justin, który nie ucieszył się z mojej reakcji.

-Przepraszam!- pisnęłam szybko

-Nieładnie być taką agresywną, wiesz? - skrytykował mnie kpiącym głosem.

-Sorry...- mruknęłam pod nosem i spróbowałam go wyminąć, lecz zagrodził mi drogę.

-Gdzie idziesz? - zapytał z tą swoją drwiącą nutką w głosie.

-Um...No... uhg... -

-Naucz się mówić. - zakpił

-Do domu. - powiedziałam i spróbowałam się dostać do klamki,oczywiście mnie odepchnął

-Na pewno? - ironizował

Westchnęłam z bezradności. Na niego nie było mocnych.

-No...tak. - odpowiedziałam niepewnym głosem.

-Może się jeszcze zastanów. - i ten jego sarkastyczny ton...

-A gdzie niby miałabym pójść? - spytałam, próbując ukryć irytacje w głosie

-Zemną do Czad Pizza. - bardziej stwierdził niż spytał.

Wrogu korytarza zauważyłam parę osób z jego paczki, którzy chichotali i nagrywali całą akcję na telefonach. Aha. Robił to wszystko dla beki.

-Przepraszam,ale już muszę iść... - mruknęłam i zaatakowała drzwi, chcąc się do nich dopchać, lecz Justin uderzył mnie łokciem w ramię i popchnął, w skutku czego wylądowałam na podłodze.

-JUSTIN!- wydarł się któryś z jego kolegów - PRZEGRAŁEŚ! MIAŁO BYĆ BEZ PRZEPYCHANEK!

Justin zaklął i spojrzał na mnie nienawistnym wzrokiem.

-Idiotka!- wydarł się - Jesteś tak użyteczna jak twój stary. A nie, on przecież nie żyje. No cóż, na jedno wychodzi.

Zacisnęłam zęby. Spokojnie, nie daj się wyprowadzić z równowagi, on tego chce, a dla ciebie rozpłakanie czy też rozzłoszczenie się będzie najgorszym wyborem z możliwych. Jesteś dobroduszną osóbką, która nie się nie unosi, i tak powinno być. Uduś złe emocje, one nie istnieją, a on to powiedział po przyjacielsku, dla żartu, kto się czubi ten się lubi. Ta, jest okej. Spokojnie.

Tata też to mi powtarzał, żebym nigdy nie dała się wyprowadzić z równowagi. W jakiś niewytłumaczalny sposób wiedział, jak walczyć i odstraszać to coś. Muszę być zawsze uśmiechnięta i szczęśliwa, muszę dobrze myśleć o ludziach, którzy mnie obrażają, muszę wszystko sobie tak tłumaczyć, żeby świat miał kolorowe barwy. Nie mogę obrażać, marudzić czy chodź by pomyśleć, że pogoda mi się nie podoba. Tak jest bezpieczniej.

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz