Rozdział 2

74 3 6
                                    


Obudziło mnie nagłe szarpnięcie. Rozejrzałam się - ciągle byłam w ciężarówce. Usłyszałam ciche kroki i drzwi się otworzyły. Usiadłam trochę oszołomiona. Przede mną stał ten hłopak z goglami. Ciągle  był umazany krwią.

-Jesteśmy ta miejscu. Wstawaj.

-S-skąd ta krew?-wykrztusiłam. Nie odpowiedział. I tak wiedziałam. Zabił kogoś, wcześniejsze krzyki i nagłe milczenie wskazywały na to jednoznacznie.

Wstałam z brudnej podłogi i powoli podchodziłam do wyjścia. Gdy znalazłam się na skraju zeskoczyłam i pognałam przed siebie, byle dalej od tego dziwaka. Po pięciu metrach złapał mnie za kaptur i silnie pociągną do tyłu. Przewróciłam się.

-Nie próbuj. I tak ci się nie uda.

Wystraszona spojrzałam na niego spode łba. Był wyraźnie zirytowany. Co on zamierza? *Łomot* Zerwałam się na nogi.

-Co to za hałas?-wyszeptałam gotowa do ucieczki.

Znowu rozległo się głuche"grzmot". Wyraźnie wydobywało się z ciężarówki. Zrobiłam krok w tył. Chłopak jakby czytał  mi w myślach, przewrócił oczami, wyciągną z kieszeni sznur i zawiązał go ciasno do mojego nadgarstka, a drugi przywiązał do swojego.

-Mówiłam żebyś nie próbowała uciekać czy nie?

Wstałam ze śniegu.

-Co tu się dzieje?

-Później się dowiesz.

Zaczął iść, co raz głębiej w las, a ja rozpaczliwie się rozglądałam, chcąc zapamiętać drogę, abym mogła później wrócić.

-Eem... po co w ogóle ciągniesz mnie w ten las?

-Żeby cię ukatrupić, a później spalić ciało, żeby nikt się nie połapał.

Zrobiłam się biała jak ściana.

-Uspokój się, żartowałem.-zaśmiał się.

-Masz dziwne poczucie humoru.-odpowiedziałam, wciąż przerażona.

Tuż po tym, jak to powiedziałam potknęłam się, a że chłopak przywiązał nas sznurem sekundę później on też zarył w śnieg.

-Co do cholery?!

-Sorry, potknęłam się.

Tamten tylko tylko westchnął, otrzepał się ze śniegu i poszedł dalej. Spojrzałam z nadzieją na sznur, ale szybko się ulotniła- węzeł był nie do rozsupłania. W miarę jak się poruszaliśmy, co raz wyraźniej słyszałam odgłosy wrzawy. Po godzinie zobaczyłam zarys jakiejś ogromnej dziury. Ale za chwile sobie uświadomiłam, że to nie jest dziura- to było coś jakby krater po asteroidzie. Musiał zajmować kilkadziesiąt hektarów, nie widziałam drugiego końca dziury. Po prostu ogromny. Po wschodniej części krateru dominowały drzewa, ale reszta była dość luźno zabudowana; namioty, drewniane i ceglane domy jak ze średniowiecza, domki wypoczynkowe, domki (a raczej mocno rozbudowane domy) na drzewach, luksusowe rezydencje i normalne domy jednorodzinne. Wszystko ze sobą wymieszane i w przypadkowych miejscach.  Wszędzie można było zobaczyć ludzi... a raczej człekopodobnych stworów.  Niesamowicie duże uśmiechy, nienaturalnie biała skóra, szwy na twarzy, a niektórzy wyglądali tak, jakby matka natura postanowiła wrzucić do miksera różne części ciała i zobaczyć co z tego wyjdzie. Oczywiście byli też tacy, którzy w większym stopniu przypominali ludzi, ale każdy miał coś w sobie dziwnego.

-Nie mów że tam idziemy.

-Właśnie tam idziemy.

Super. Normalnie lepiej być nie mogło. Zeszliśmy po stromym zboczu. Coś-jakby-ludzie przypatrywali mi się nienawistnie, nieufnie i szyderczo. Niektórzy czyścili noże, topory, młoty i takie narzędzia tortur, że aż mnie zemdliło. Spuściłam wzrok. Próbowałam nie myśleć, kogo to krew, próbowałam w ogóle nie myśleć. Nagle ktoś staranował chłopaka od tyłu, od czego tamten o mało się nie przewrócił.

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz