Rozdział 11

17 1 0
                                    

Co że niby?! Że on się we mnie zakochał?! ON?! Nie no jak ja mam tu normalnie funkcjonować...

-Hmmm... - mruknęła królowa i zlustrowała mnie wzrokiem. Poczułam się trochę nieswojo pod tym spojrzeniem.

-Wasza Wysokość, czy to już wszystko? - powiedziała Phylis - Ma pani dzisiaj parę spotkań, nie wypadałoby się spóźnić.

-Nie ponaglaj mnie, żmijo! - królowa znowu była w swoim żywiole - Przełóż jedno spotkanie na później! Albo od razu dwa!  - Phylis posłusznie wstała i skierowała się do wyjścia, zamykając za sobą drzwi.

-Tak się zastanawiałam - władczyni znowu skierowała wzrok na mnie - Może lepiej, żebyś została na razie u mnie? Dom Tobiego znajduje się dość daleko, musiałabyś bardzo wcześnie wstać, żeby zdążyć do pracy.

Zastanowiłam się nad tym. Z jednej strony opłacałoby mi się to, nie musiałabym siedzieć z tym pomyleńcem pod jednym dachem, ale z drugiej co, jeśli tutaj będzie jeszcze gorzej? Elżbieta nie wydaje się zbyt sympatyczna i mogłaby mnie nie wypuścić z zamku, dopóki o tym nie zadecyduje.

-Pomyślę nad tym, ale teraz chciałabym się zaaklimatyzować. - odpowiedziałam

-Oczywiście - uśmiechnęła się promiennie - Pamiętaj, że jakby coś mogę ci użyczyć jeden pokój.

-Dzi-dziękuję. - odpowiedziałam szczerze. Nie spodziewałam się po niej takiego aktu dobroci. To naprawdę miło z jej strony. Teraz przynajmniej miałam poczucie kontroli, jeżeli mi się nie spodoba mogę się ukryć w pałacu.  - Z całego serca.

Elżbieta uśmiechnęła się, pokazując białe jak mleko zęby.

-Ależ to nic takiego. W tym pałacu zawsze jest tak przeraźliwie pusto. - westchnęła i mina jej spochmurniała, lecz nie na długo. - Zdradzisz mi swoje imię?

-Jestem Baker. Kelly Baker. - odpowiedziałam

-A więc Kelly, witaj w królestwie Sureskim. Postaraj nie robić żadnych głupstw, bo to się może nie miło dla ciebie skończyć. - banan nie schodził z jej promiennej twarzy. - Możesz już odejść. Toby, zostań jeszcze chwilkę.

Toby miał nieszczęśliwą minę, ale posłusznie nie ruszył się z miejsca. Ja za to wstałam, pokłoniłam się Elżbiecie (o ile można to tak nazwać) i skierowałam się do wyjścia. Pchnęłam bogato zdobione złotem drzwi i wyszłam na równie piękny korytarz. Zaraz po tym, jak zamknęłam za sobą wrota usłyszałam, jak Elżebieta wyzywa od niezdyscyplinowanych gówniarzy. Ta, nie dysponowała zbyt ambitnymi przezwiskami. A potem... stłumiony krzyk. Skrzywiłam się zniesmaczona. Stosuje kary cielesne? Rozumiem reprymendę, jakąś karę typu prace społeczne, ale to? Przesada. I to wielka. Zacisnęłam zęby. Co powinnam zrobić?

-Daj spokój. To nie jest tego warte. - upomniałam się.

Kolejny syk bólu. Cholera jasna! To jest nie etyczne!

-To ten człowiek? - usłyszałam skądś cichy głos, pewnie któryś z jej piesków.

-Tak. Lepiej się nie zbliżaj. Może być niebezpieczna. - usłyszałam kpiący głos drugiego

-Czego?! - powiedziałam głośno, aby mnie usłyszeli, lecz żeby nie przedostało się do uszu siedzących po drugiej stronie drzwi. Głosy umilkły.

-Przestań! - krzyknął Toby, jego głos był jakby...

-Stul pysk, gnido! - odkrzyknęła Elżbieta - Następnym razem pomyśl o konsekwencjach, zanim znowu coś takiego odstawisz!

No nie wytrzymam.

-Wasza wysokość... - powiedział z błaganiem w głosie

-STUL! PYSK! - coś upadło na podłogę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 16, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz