-Śniadanie przyniosłem. - powiedział chłopak wchodząc do celi. Popatrzył na nie zjedzone sześć porcji gofrów na podłodze i westchnął - Głodówkę sobie urządzasz? Gofry się marnują!
-To już nie mój problem. - warknęłam - Przynoś je sobie do woli to zrobię se z nich poduszkę.
-Wyglądasz jak szkielet.
-O proszę! Troszczysz się o mnie? Uważaj bo się wzruszę!
-Co tobie te gofry tak wadzą?
-A bo ja wiem czego tam nawrzucałeś?
-Spoko, nie są zatrute.
-No jakoś ci nie wierzę!
Postawił na podłodze talerz.
-Jak tam chcesz. - wzruszył ramionami - Sporo jest tych gofrów, zrób se jeszcze koc. - ironizował
Chłopak odwrócił się i zamknął za sobą drzwi.
-A żebyś wiedział, że zrobię! - wrzasnęłam za nim
Znowu jestem tu zamknięta. Te żelazne drzwi dzielą mnie od wolności. Od Tiny. Jak ona sobie radzi? To przecież ośmioletni szkrab, a matka nie będzie stanowiła pomocy. Ciekawe, czy w ogóle zauważyła moje zniknięcie. Wątpię.
Myśl, jak się stąd wydostać, upomniałam się, to nie czas na rozczulanie się. Chłopak zawsze ma ze sobą klucze. Jak je zdobyć? Bijatyka nie wchodzi w grę, widziałam, że ma przy sobie dwie siekiery. Może podstęp? Odpada. To nie jest historyjka dla dzieci, "daj mi zaczerpnąć świeżego powietrza" nie zadziała. Wziąć go na litość? To jeszcze głupsza opcja. Więc... co? Do cholery, mogę tak myśleć w nieskończoność i nic nie wymyślić.
W ciemnościach coś się poruszyło.
-Kto to? - zapytałam piskliwym głosem. Chłopak wyszedł, nie widziałam, żeby ktoś za nim wszedł. A jednak ktoś tu był.
Przywarłam plecami do ściany i wypatrywałam intruza. Gdybym miała jakieś światło...
-Wiem że tu jesteś! Wyłaź! - próbowałam zapanować nad drżeniem głosu.
W mroku jakby podświetlona latarką pojawiła się twarz. Dwa metry nad ziemią. Chociaż... raczej była to po prostu głowa pozbawiona rysów. Jednocześnie ogarnął mnie strach i pewność. Strach - bo bałam się, czy czegoś mi nie zrobi. Pewność - bo wiedziałam, kto to jest i niczym nowym nie mógł mnie zaskoczyć.
-Kopę lat. - powiedziałam i wygięłam kąciki ust w lekkim uśmiechu, bynajmniej nie radosnym - Dużo lat minęło, no nie? Nie mogłeś dłużej pobyć na urlopie? Polubiłam życie, gdy nie wpychasz do niego swojego ryja.
Nic. Tylko się na mnie gapił.
-Co tym razem? - rozzłościłam się - Jakiej sztuczki użyjesz? Zwidy? Omamy słuchowe?
Ciągle milczał.
-No dajesz, zacznij ten twój teatrzyk. Na co czekasz? - zapytałam, jednocześnie mentalnie przygotowując się do odparcia ataku
"Nie lubisz tu nikogo, prawda?" usłyszałam chór dziecięcych głosików w głowie "Nie lubisz. Nie lubisz. Nienawidzisz. Po co się męczysz? Zabij ich. Zabij ich wszystkich. Albo sama skończ swe życie. Poczujesz ulgę."
Moje powieki zaczęły mi ciążyć. Te głosy... są takie jak ja. Odrzucone. Zapomniane. Chcą dla mnie dobrze. Chcą mi ulżyć, dają porady jak nie czuć już nigdy bólu. Ich nie będzie, albo mnie nie będzie... w jednym i drugim przypadku nie będą już mogli mnie dręczyć. To dobre rozwiązanie... nie czuć bólu. Nie czuć.
"Dołącz do nas. Będziemy twoją rodziną. Prawdziwą. Nigdy cię nie odrzucimy, nie będziemy ignorować. Będziesz jedną z nas. Kochamy cię. Chcemy dobrze. Dołącz do nas. Wszyscy będziemy rodziną."
Rodziną... tak zawsze chciałam mieć rodzinę. Kochającą mamę, tatę i...
Wyprostowałam się jak struna. Przypomniałam sobie, kogo mam przed sobą, do czego mnie namawia i że mam rodzinę. Mam Tinę. Ona jest moją rodziną.
-WYNOCHA Z MOJEGO MÓZGU MANEKINIE! - wrzasnęłam do postaci
Zniknął, zostawiając mnie zlaną potem w ciemnej celi.

CZYTASZ
Zagubiona
RomanceCo się stanie, gdy normalna dziewczyna z zacofanej wioski trafi w sam środek roju kreatur, dla których najważniejsze jest zabijanie? Sama się nią stanie? A może jakiś rycerz ją uratuje i znowu będzie mogła żyć wśród ludzi? No cóż... sami zobaczcie...