Cela była mała. Miała wymiary metr na trzy metry. Da się znieść, w szafce szkolnej jest ciaśniej. Najbardziej mi przeszkadzał brak światła. I nie, nie dlatego, że się boję ciemności (pozbyłam się niej podczas przymusowej terapii szokowej zafundowaną przez ludzi, którzy z pedagogią mieli tyle wspólnego ile ja z tresowaniem pingwinów), ale dlatego, że nie wiedziałam, ile czasu minęło. Godzina? Dwie? A może cztery? Normalnie sfiksować można. Dzisiaj akurat musiałam zapomnieć z domu zegarka. Chociaż w tych egipskich ciemnościach nie dostrzeżesz młota kowalskiego, który spadł z sufitu dosłownie przed twoim ryjem. W dodatku było cholernie zimno. Moja kurtka przeciwdeszczowa nie wystarczała. Skuliłam się na podłodze i otuliłam jak najlepiej kurtką.
-Nie jest ci zimno. Jesteś na hawajach z rodzinką w środku lipca i nie jest ci zimno. - mamrotałam pod nosem, łudząc się, że oszukam zmysły. Jak możecie się domyślić - guzik pomogło.
Ile tu jeszcze będę siedzieć? Miałam dość czekania. Wstałam i zaczęłam walić w drzwi z całej siły. To było beznadziejne. Nawet nie pojawiła się najmniejsza ryska, ale nie przestałam.
-Otwórz te drzwi do cholery! - wrzasnęłam i znowu gruchnęłam pięścią w drzwi
W końcu dałam spokój. To był daremny wysiłek, o ile nie pogarszający całej sytuacji. Musisz być twarda, upomniałam się, nie daj się sprowokować. Od razu po tej myśli zachciało mi się śmiać. Nie zostałam zamknięta przez cwaniaczków, którzy przestają dręczyć osobę gdy widzą, że to nic nie daje, tylko przez opętanych sadystów. Ich nie będzie obchodziło jak zmasakrowaną mam psychikę, tylko to jak bardzo mam zmasakrowane co po ważniejsze organy i członki.
Przesunęłam ręką po kieszeni dżinsów, aby upewnić się, czy w tym całym bałaganie nie zgubiłam "planu wyjścia", jak zwykłam to nazywać. Był. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zobaczę, jak rozwiną się sprawy, może nie będzie takiej potrzeby, ale nie dam się tak po prostu rozczłonować.
Nagle usłyszałam zgrzyt otwieranego zamka. Drzwi się otworzyły, a w wejściu stanął chłopak, który mnie uprowadził.
-Śniadanie przyniosłem. - powiedział i położył tekturowy talerz z lekko przypalonymi goframi
Nie zwróciłam na talerz najmniejszej uwagi. Mój wzrok był skierowany na rękę chłopaka, w której były klucze. Klucze. Gdybym dostała je choćby na minutę już bym była wolna. Jak mam je capnąć?
Chłopak spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Co? - nie wytrzymałam
-Zjesz w ogóle te gofry?
-Jest duże prawdopobieństwo, że nafaszerowałeś je jakimiś prochami, więc... nie.
-Jakim cudem nie chcesz gofrów?!
Ta uwaga była w tej sytuacji tak apsurdalna, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Gość najpierw mnie uprowadził do jakiejś dziury w ziemi zamieszkanej przez sadystyczne kreatury i TO było normalne, a robi wielkie oczy na wiadomość, że ktoś nie chce gofrów. No pytam: gdzie tu logika?
-Kiedy mnie stąd wypuścisz?
-Mam już dość tego pytania.
-A ja mam dość, że mi na nie nie odpowiadasz. No więc?
Chłopak odwrócił się na pięcie i poszedł ku wyjściu.
-Nie tak prędko! - powiedziałam i zagrodziłam mu drzwi. On jednak chwycił mnie za ramiona, podniusł, postawił obok i wyszedł, ryglując za sobą drzwi.
Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Chcę stąd wyjść. I wyjdę. Na pewno. Wrócę do wioski, domu, do matki i do... Tiny. Do jedynego człowieka, który mnie akceptuje.
CZYTASZ
Zagubiona
RomanceCo się stanie, gdy normalna dziewczyna z zacofanej wioski trafi w sam środek roju kreatur, dla których najważniejsze jest zabijanie? Sama się nią stanie? A może jakiś rycerz ją uratuje i znowu będzie mogła żyć wśród ludzi? No cóż... sami zobaczcie...