Rozdział 6

23 1 1
                                    

Godziny wlokły się niemiłosiernie. Czatowałam za drzwiami, plecami przyciśniętymi do ściany. Nogi mi więdły od stania, ale nie ośmieliłam się chodź by kroku zrobić. Jeszcze raz przemyślałam cały plan. Czy czegoś nie przeoczyłam? Jakie mam szanse? Zapewne marne. Mój plan był głupi, ryzykowny, wręcz samobójczy. Mam tylko jedną szansę. Nie będzie powtórki. Wszystko zależy od tego, jak nierozgarnięty jest ten chłopak i czy zachowa trzeźwiość umysłu. Mam nadzieję, że nie. 

Nagle ogarnęły mnie wątpliwości. Jeszcze mogę się wycofać, mam przecież czas, mogę wymyślić coś innego.

Tina. 

To jedno imię wygnały wątpliwości z mojego umysłu. Muszę do niej wrócić. Muszę. 

*Chrobot*

Usłyszałam zgrzyt w zamku. Zacisnęłam pięści. Zaczęło się.

Drzwi zaczęły się uchylać. Patrzyłam na nie przerażona. A co jeśli otworzą się do końca? Chłopak wyczuje, że coś hamuje drzwi. Jeżeleli za nie spojrzy to będzie tyle z mojego planu ucieczki.

Drzwi się zatrzymały dwa centymetry przed moją stopą. O mało co bym nie westchnęła z ulgi, ale to by mnie zdradziło. 

Chłopak wszedł do celi, najwyraźniej trochę skołowany. Już miałam podciąć mu nogi, odebrać klucze i zwiać, zamykając go tutaj, ale się rozmyśliłam. Miał ze sobą siekiery, mógłby z łatwością rozwalić drzwi. Że też wcześniej o tym nie pomyślałam. Właśnie zmarnowałam jedyną szansę na wydostanie się stąd. W zasadzie mogłam już wyść z ukrycia. 

Chłopak otrząsnął się z otępienia. 

-Holera, zwiała! - syknął sam do siebie i wybiegł za drzwi, zamykając je. 

Westchnęłam. Wszystko stracone. Prędzej czy później tu wejdzie i mnie zobaczy. Mogłabym zrzucić moje zniknięcie tym, że jest ciemno i przez to mnie nie zauważył. Marna wymówka. 

Podeszłam zrezygnowana do drzwi i spojrzałam na nie nienawistnie. I nagle zobaczyłam szparę między drzwiami a framugą. Nie zamnknął ich na klucz, tylko przymknął! Nie ma czasu do stracenia. 

Wyszłam cichutko i zamknęłam drzwi tak jak je zostawił, żeby nie wzbudzały podejrzeń. Rozejrzałam się. Miałam tylko dwie drogi; prawo lub lewo. Którędy pobiegł chłopak? Rzuciłam się biegiem w lewo, błagając, żeby to był dobry wybór i żebym się na niego nie natknęła. 

Najpierw biegłam sprintem, ale po niedługim czasie się zmęczyłam i przystanęłam, chcąc trochę wytchnąć. Nie pozwoliłam sobie na długi odpoczynek. Pobiegłam dalej, lecz po jakimś czasie korytarz się rozwidlał na 5 dróg. Wpakowałam się w pierwszą lepszą, nie zastanawiając się, dokąd może prowadzić. Rozwidlenia pojawiały się coraz częściej, aż miałam wrażenie, że jestem w labiryncie tak skoplikowanym jak gdyby był inspirowany korzeniami drzewa i splątanymi słuchawkami do telefonu. Ale to nieważne.  Po prostu muszę stąd wyjść. 

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz