Rozdział 9 - Hogwart

180 13 1
                                    

Czy na prawdę nikt jej nie powiedział? Przemieniłem się w człowieka. Jej mina była bezcenna. Zaśmiałem się pod nosem.

- Dobra nie mam pytań - powiedziała po chwili. Ja, Erisa, Ron i Harry wróciliśmy do domu.

Po powrocie spakowaliśmy wszystko co było potrzebne do Hogwartu.

- Draco.. - zaczął niepewnie Ron - co będzie tam na miejscu?

- W jakim sensie? 

- Czy wróci stary Draco? 

- Nie, nie wróci. - to była prawda. Już nigdy nie będę taki sam.

Kiedy dotarliśmy na peron pożegnaliśmy się z panią Weasley. Nie powiem miła kobieta. Weszliśmy do przedziału w którym czekała już Hermiona. Zająłem miejsce przy oknie, na przeciwko mnie usiadła Eris, a obok mnie Granger. Wyjąłem jedną ze swoich książek. I tak w woli ścisłości, tak jest to mugolska książka, którą pokazał mi Harry, "Czarna Madonna" autorstwa Remigiusza Mroza stała się moją ulubioną książką. Przez długi moment byłem zajęty czytaniem, ale gdzieś tak w połowie drogi wciągnięto mnie do rozmowy. Rozmawialiśmy, a nawet żartowaliśmy, a raczej oni żartowali, ja rzadko kiedy to robiłem.

Nagle do przedziału zajrzała nie kto inny jak Astoria.

- Dracuś! Czemu jesteś z tymi szlamami i zdrajcami krwi? - spytała opierając się o ramę

- Bo nie chcę być koło takich puszczalskich szmat jak ty - odpowiedziałem, na co brunetka zrobiła zaskoczoną minę - Co, prawda w oczy kole? - uśmiechnął się sarkastycznie, a pijawka w końcu poszła.

- Draco, nasz prywatny ochroniaż - zaśmiał się Ron.

Hogwart. Kiedyś syf, a teraz...gówno. Usiadłem przy stole Sliterinu. Pierwszy raz nie czułem się dobrze wśród ślizgonów. Nie odzywałem się do nikogo. Nowy nauczyciel od eliksirów i Snape nauczycielem OPCM. Świetnie, jeszcze tego mi brakowało. Spojrzałem na stół gryffonów. Ron, Harry, Hermiona i Eris śmiali się i rozmawiali. Żałowałem że tam nie jestem. Zaraz, chwila, moment! Czy ja na prawdę wolę być gryffonem niż ślizgonem? Co się ze mną stało!? Eris...gdyby nie ona nie zmienił bym się. W tedy, kiedy powiedziałem Harremu co mnie gryzło, co mnie bolało, czułem, a zresztą nadal się czuję się lepiej, tak...lżej. Hermiona nie była już taka przemądrzała i satała się taka miła, a Ron przestał być idiota, a zaczął śmieszyć. Tak pozytywnie.

Kiedy w końcu skończył się posiłek wyszłem z sali. Stanąłem przed drzwiami czekając na resztę.

- Co robimy? - spytałem kiedy dołączyli do mnie

- A może znowu zobaczymy jak się ściągacie?

- W takim razie obstawiam Draco - zaśmiał się Harry, na co Hermiona tylko przewrócił oczami i uśmiechnęła się

- Normalnie jak dzieci - zaśmiała się

- A więc od teraz trzymasz z tymi idiotami! - krzyknął głos za mną. Odwruciliś się. Stała tam Astoria, Pansy, Blease i Theodor.

- No i? Wolę się trzymać z nimi niż z taką bandą bezmózgich kretynów! - warknąłem. Miałem ich już dość - co zatkało! A teraz wypierdalać puki jeszcze jestem miły! - podniosłem głos. Ile kurwa można!? Odeszli, a ja ochłonąłem - no to co? Robimy ten wyścig czy nie? - kiwneli głowami.

Zrobili zakłady. Oczywiście przodowałem. Szybko przemieniłem się w wilka, a Eris w sokoła. Ustawiliśmy się i ruszyliśmy pędem, znaczy ja ruszyłem bo Eris wzbiła się w powietrze. Omijałem zdziwionych uczniów. Miałem sokoła nad głową, musiałem ją złapać, ale jak. Już wiem. Dom Hagrida...idealnie. Przestałem ją gonić. Wylądowała tam gdzie się spodziewałem. Podkradłem się do niej. Wskoczyłem na wóz, a potem na dach i w ostatniej chwili złapałem ją.

Dumnie z ptakiem w pysku wróciłem do Hermiony, Rona i Harrego.

- Ha wygraliśmy! - krzyknęli Ron i Harry kiedy mnie zobaczyli. Puściłem ptaka który natychmiast wylądował na moim grzbiecie. Nastroszyła się, udając obrażoną. Skubneła mnie w ucho, a potem rozłożyła się na moim grzbiecie. Uwielbiała to.

Następnego dnia po zajęciach pozwolono mi na zwiedzenie pokoju wspólnego gryffonów. Nie powiem, ciepły czerwony i złoty doskonale się ze sobą kontrastowały. Nie to co w zimnym pokoju ślizgonów, co nie zmienia faktu że czarny i srebrny kolor nadal jest moim ulubionym. Gryffoni byli zdziwieni tym że tu jestem, ale nie zadawali pytań. Usialiśmy przy kominku. Zauważyłem że Harry od tego spotkania z Czarnym Panem w ministerstwie jest nieobecny i smutny.

- Harry, co cię gryzie? - spytałem, na co ten wzdrygną się. 

- Ten człowiek, który mnie w tedy uratował...to był mój ojciec chrzestny. Moja jedyna rodzina, a teraz nie żyje...i to wszystko moja wina...bo nie odróżniłem wizji on snu...teraz jestem sam... - spuścił wzrok. Co ja teraz mam powiedzieć? nie jestem dobrym pocieszycielem, ale skoro spytałem to teraz muszę jakoś zareagować.

- Wiem że to marne pocieszenie, ale na twoim miejscu zrobił bym to samo. Miałeś prawo ruszyć do ministerstwa, by go ocalić. Nie mogłeś wiedzieć że sam wiesz kto cię zwabił w pułapkę. Poza tym nie jesteś sam na świecie. - spojrzał na mnie. Jego oczy wyrażały coś na kształt zaskoczenia pomieszanego ze smutkiem - Masz Hermione, Rona, Eris, mam wymieniać cały Hogwart? - uśmiechnąłem się na co Harry zaśmiał się gorzko

- A ślizgoni?

- No przynajmniej jednego masz po swojej stronie 

Wilk I Ptak | Draco MalfoyWhere stories live. Discover now