Rozdział 11 - Niedowierzanie

165 13 1
                                    

Obudziłem się wcześnie rano. Na szczęście była sobota, więc nie musiałem wstawać od razu. Zwłaszcza że obok mnie leżała Erisa. Nadal spała wtulona we mnie. Mógłbym tak cały czas. Nie, Draco nie wolno. To twoja najlepsza przyjaciółka. Nie zniszcz tego.

Niedługo po mnie obudziła się i ona. 

- Draco?

- Tak?

- Czyli to nie był sen...

- Zależy jaki.

- Naprawdę do ciebie przyszłam...

- Nie da się ukryć - spojrzała mi w oczy

- Przepraszam że cię naszłam...

- Nie ma sprawy. Od czegoś tu jestem - uśmiechnąłem się do niej, na co zareagowała śmiechem

- Dziękuję, za wszystko - wstała, wyjęła różczkę i przyłożyła sobie do głowy. Po chwili jej kołtuny zmieniły się w proste włosy

- Wiedziałem że nie chce ci się ich czesać - popatrzyła na mnie i zaśmiała się. Poszła do toalety, a ja przebrałem się w mój ulubiony czarny golf, czarny garnitur, czarne eleganckie spodnie i buty. W tym momencie z łazienki wyszła Erisa. Ubrana w czarną bluzkę, czarne dżinsy, rękawiczki bez palców i czarne buty na koturnie. 

- Która godzina? 

- Spokojnie, zdążymy na śniadanie. 

Wyszliśmy razem z dormitorium i ruszyliśmy do WS. Jak zwykle usiadłem przy stole gryffonów. Siedziałem na przeciwko Hermiony, a obok mnie usiadła Erisa. Po chwili na stołach pojawiły się potrawy.

- Gdzie Harry? - spytałem

- Z Dumbledorem. Jakieś tajemnicze i prywatne lekcje. - odparła Hermiona. O Rona nawet nie chciałem pytać. Wiem jakby to się skończyło. Z tego co zauważyłem że reszta gryfonów bardziej mnie polubili. Witali się ze mną na korytarzach, a nawet czasem pomagali, co było dla mnie nie małym szokiem, oczywiście też pomagałem, na przykład kiedy mój dom atakował ich, zresztą pozostałe dwa domy też były jakby milsze. 

Parę tygodni później siedziałem w dormitorium Gryffonów z Ronem, Eris i Hermioną. Nagle podbiegł do nas zdenerwowany Harry. 

- Co się stało? - spytał Ron patrząc na przyjaciela

- Podsłuchałem rozmowę Snape z Astorią i Pansy! - popatrzyliśmy na niego zdziwieni - Snepa ma je bronić i im pomagać. Pansy chciała się wycofać, ale Astoria powiedziała jej że jest za późno. Mówię wam że one są śmierciożercami! - wyglądał trochę jak paranoik. 

- To są jakieś dowody - zacząłem 

- Nawet są trochę przekonujące - dodała Hermiona

- Ale to wciąż nie wystarczy - zakończył Ron. Zażenowany Harry tylko pacną się otwartą dłonią w czoło.

- Co ja mam wam dać żebyście mi uwierzyli!? 

- Ja tam ci wierzę - powiedziała Erisa

- W sumie ja też. Znam je od dawna, ale jedna mi rzecz mi nie pasuje. Pansy...ona taka nie jest. - zamyśliłem się. Przypomniałem sobie szatynkę. Rzadko kogo wyzywała, a w Slitherinie była szarą myszką.

- A może udawała?

- Może...

Kolejne tygodnie mijały względnie spokojnie. Do czasu. Kiedy ja i Eris spacerowaliśmy koło wieży astronomicznej zauważyliśmy Harrego i Dumbledora. Szybko pobiegliśmy do nich. Harry wytłumaczył nam że coś się dzieje i że smierciożercy atakują szkołę. Pobiegliśmy na wieżę astronomiczną, gdzie ukryliśmy się. 

Na wieży był Dumbledore, Pansy i Astoria, a jednak Potter miał rację. Dyrektor sięgną po różdżkę, ale został rozbrojony przez Pansy.

- Witajcie dziewczęta - przywitał się starzec na co dziewczyny nie odpowiedziały. Widziałem w oczach Parkinson strach, a w oczach Astori widziałem zdeterminowanie i chyba szaleństwo. Nagle koło dziewczyn pokazali się śmierciożercy, a wśród nich...Lucjusz Malfoy. - Jak się tu dostaliście?

- Dzięki Szafie Zniknięć, którą naprawiliśmy - odpowiedziała Astoria. Kiedy chcieliśmy się ruszyć i pomóc dyrektorowi pojawił się Snape. Przyłożył palec do ust i rzucił na nas zaklęcie. Eris zaczęła panikować.

Do śmierciożerców dołączył Severus. Stanął z tyłu.

- Dobrze, a teraz...Astoria, Pansy dokończcie zadanie - powiedział mój ojciec. Pansy zaczęła płakać i spuściła różdżkę, Astoria natomiast zaczęły drrzeć ręce. Nie były wstanie tego zrobić. Snape podszedł do dziewczyn i odsunął je na bok.

- Severusie... - szepnął błagalnie Dumbledore

- Avada Kadabra - z różdżki Snape błysła zielona smuga, a po chwili dyrektor spadł z wieży astronomicznej. Nagle zaklęcie które nas blokowało znikło, tak samo jak śmierciożercy.

Eris padła na kolana i płakała, Potter pobiegł za oprawcami, a ja zostałem przy białowłosej. Kucnąłem przy niej, a ta wtuliła się we mnie. Nie wiedziałem jak jej pomóc, więc tylko trzymałem ją.

- Eris... - szepnąłem w końcu - wiem że ciężko ci teraz cokolwiek zrobić, ale musimy iść. Harry potrzebuje naszej pomocy, tak samo jak Hermiona i Ron. - spojrzała na mnie. Jej szmaragdowe oczy były jeszcze bardziej czerwone niż zwykle. Dotknąłem jej policzka, niestety scenę tą przerwał nam jeden ze popleczników Czarnego Pana. Wstaliśmy jak na komędę. Eris wyciągnęła różdżkę i natychmiast rzuciła Drętwote.

- Masz...rację Draco...dziękuję że ze mną zostałeś... - powiedziała wycierając łzy.

Wybiegliśmy na plac szkoły. Walczyli tam uczniowie i śmierciożercy. Dołączyliśmy do walki. Niestety w pewnym momencie przede mną pojawił się Lucjusz.

- Draco... - zaczął jak zwykle oschłym tonem - Mam nadzieję że masz dobre wytłumaczenie, by zwrócić się przeciwko nam.

- Tak, miałem, a raczej mam - wysyczałem i rzuciłem na niego Expulso, niestety sparował zaklęcie

- Więc mnie oświeć

- Mam już dość tego że podejmujesz decyzję za mnie, mam już dość tego że zakazujesz mi pokazywania emocji i najważniejsze mam już dość bycia tobą!

- W takim razie nie mam syna. Nie zasługujesz na nazwisko Malfoy.

- A ja nie mam ojca i fakt, nie jestem Malfoyem, bo ja mam klasę - rzuciłem w niego Drętwotą, tego zaklęcia już nie sparował. Upadł twarzą w polbrók. Podszedłem do niego.

- I w przeciwięstwie do ciebie ja mam odwagę postawić się Czarnemu Panu. - nagle śmierciożercy zaczęli znikać, a wraz z nimi Lucjusz.

Na pogrzebie Dambledora była cała szkoła. Erisa ciągle płakała i tuliła cię to do mnie to do Hermiony. Harry był przybity i patrzył na podłogę. Widać było że coś go gryzie. Ron natomiast był przy Hermionie i Harrym, a co ja czułem? Na pewno złość że nie pomogłem Potterowi, poza tym też smutek. Co jak co, ale w jakimś stopniu szanowałem Dumbledora.

Hogwart nie był już bezpieczny, bez niego.





Wilk I Ptak | Draco MalfoyWhere stories live. Discover now