-Jeżeli to jest jakiś problem, to ja...
-Nie pierdol - potwór wywrócił oczami otwierając drzwi do swojego mieszkania. Po przeżyciach z ostatnich dwóch dni, nic dziwnego, że poszłaś w ramiona pierwszej osoby, która zaszła Ci drogę. Choć wahałaś się, czy nie minąć go, nic nie zrobić. Przecież, nie znasz go od tak dawna. Ciągle biłaś się z myślami, czy nie zawrócić i po prostu nie zadzwonić do Jud, tak jak zawsze. Ona też to robiła, to nie tak, że tylko Ty masz problemy w małżeństwie. To się często zdarza. A może, po prostu powinnaś się z tym przespać? Początkowo próbowałaś silić się na uśmiech, udawać, że wszystko jest tak jak być powinno, lecz z dziwnych powodów nie umiałaś go tak po prostu minąć, rzucić zwyczajne „cześć" i po prostu, żyć dalej własnym życiem. Gdyby tak było, to nie ściągałabyś teraz butów w jego przedpokoju. - Napijesz się czegoś? - zapytał wieszając płaszcz na wieszaku. Przytaknęłaś - Dobrze, idź do pokoju, zaraz coś przyniosę.
-A dla mnie? - kobiecy głos, w progu do salonu stała blondynka, jaką widziałaś wcześniej przez okno. No tak, prawie przegapiłaś czerwone auto stojące przed domem potwora. Miała na sobie bardzo krótką sukienkę z koronką, widziałaś pod nią pasek do pończoch ozdabiający parę smukłych nóg. Jak to jest, że niektórzy są piękni, a inni nie?
-Masz gościa... - pisnęłaś zaalarmowana - ...to może ja.
-Zostań - nie patrzył na Ciebie, jego białe ślepia skupione były na blondynce. - Zmiana planów - powiedział do niej. Kobieta cmoknęła odwracając od was głowę, spojrzała na swoje paznokcie.
-Czyli przyjechałam tutaj po to, aby zostać wyrzuconą?
-Ja naprawdę mogę... - ale nikt Cię nie słuchał. Para rozmawiała tak, jakby Cię tu nie było, zaś głos potwora był zaskakująco oschły. To nie jest jego partnerka?
-Nie. Dostaniesz to po co tutaj przyjechałaś - Sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął z niej kilka banknotów, które podał kobiecie. O... Oł.... Aaaaha... Sytuacja z chwili na chwilę robi się coraz bardziej niezręczna. Spuściłaś głowę. Blondynka w tym czasie wzięła pieniądze i przeliczyła je.
-To tylko połowa - zaczęła protestować.
-Bo do niczego nie doszło. Oddaję ci za paliwo i za czas jaki tutaj poświęciłaś. A teraz wracaj do siebie. - blondynka fuknęła pod nosem i westchnęła. Bez słowa poszła do salonu, słyszałaś szmery, jakby się ubierała. I tak też było, wraz z Grillbym staliście w korytarzu czekając, aż ona wyjdzie. Ty chciałaś się schować. Widząc ją, taką piękną, wymalowaną, uczesaną, zadbaną, przypomniałaś sobie w jak opłakanym stanie sama jesteś. Przyjście tutaj nie było dobrym pomysłem. Wręcz beznadziejnym. Musisz stąd wyjść. Natychmiast.
-Ja naprawdę nie powinnam... - zaczęłaś, lecz gdy podniosłaś głowę tylko po to, by spotkać się z jego białymi ślepiami. Mówiły wyraźnie, że nie przyjmują odmowy. Teraz, kiedy wydał pieniądze i odesłał prostytutkę, zmarnowałby nie tylko czas swój, jej, Twój, ale także pieniądze. Było Ci jeszcze bardziej głupio. Dlatego posłusznie pochyliłaś głowę ponownie i cierpliwie czekałaś, aż blondynka wyjdzie z salonu. Była ubrana. Obcisłe spodnie z dziurami na udach i łydkach, no i kurtka z futerkiem. Podeszła do potwora i stając na nogach ucałowała go w policzek.
-Zadzwoń, jak będziesz miał wolne i nie będziesz spodziewał się gości - szepnęła, lecz słyszałaś ją bardzo wyraźnie. Dopiero kiedy wyszła z mieszkania i zamknęła za sobą drzwi, odważyłaś się podnieść głowę ponownie. Potwór już był w kuchni, słyszałaś jak nastawia wodę w czajniku i wyciąga kubki.
-Jesteś pewien, że... - stanęłaś w progu opierając rękę o framugę. Nawet na Ciebie nie spojrzał.
-Tak.
-Przerwałam ci um....- głos Ci zadrżał - ... czy to była....? - powinnaś o to w ogóle pytać? Nie. To jego sprawa. - Wybacz, nie musisz odpowiadać.
-Kurwa. Tak. - zaśmiał się i oparł o okrągły stolik czekając, aż woda się zagotuje. - Jestem samotnym facetem, też mam swoje potrzeby - skrzyżował ręce na piersi.
...
Ta rozmowa jest dziwna. Porzucić lepiej temat, prawda? A no. Poszłaś tam, gdzie chciał, abyś była. Na jego czarną kanapę przed ogromnym telewizorem. Jeszcze tydzień temu siedziałaś na niej z mężem, dobrze się bawiłaś, a teraz? Miałaś wrażenie, że Twój mały zameczek zaczyna walić się zacząwszy od fundamentów.
Z zamyślenia wyrwał Cię stukot szklanki o stolik. Potwór podał Ci herbatę w kubku, pachniała cynamonem. Dla siebie zrobił drinka, kostki lodu stukały o siebie, gdy położył go przed fotelem, na którym usiadł. Założył nogę na nogę i milczał. Dlaczego milczy? Powinien zapytać, prawda? A może, to Ty powinnaś pierwsza się odezwać? Nie znasz go na tyle dobrze, by wiedzieć, jak swobodnie zachować się w jego towarzystwie, a jednocześnie nie masz innego.
-Dziękuję - przemówiłaś w końcu zaciskając palce na kanapie - Naprawdę, nie musiałeś tego robić.
-Doprawdy? - czułaś na sobie jego ślepia, wwiercające się w Twoją duszę. - Słuchaj ____, jesteś żoną mojego kumpla - Kumpla? Tak myśli o Piotrku? Szczerze, nie wiesz co o tym myśleć - Zrobił ci coś?
-Nie.... znaczy się, tak, ale nie w taki sposób, po prostu.... - co właściwie masz mu powiedzieć? Przygryzłaś wargi. - Ostatnio, jest ciężko.
-Macie problemy finansowe?
-Co? Nie! - albo nic o tym nie wiesz... ale chyba nie. - Po prostu, Ai... nie została zaakceptowana w szkole - Potwór uniósł brew i upił łyk swojego drinka. Dlatego mówiłaś, opowiedziałaś o tym, co Cię zastało jak po nią przyszłaś, o tym, że Piotrek nic Ci nie mówił i o tym, jak się pokłóciliście.
-Naskoczyłam na niego... Nie powinnam była... Wrócił zmęczony z pracy, a ja...
-Nie zrobiłaś źle - odezwał się w końcu, cicho, bardzo cicho, słyszałaś jak szumi. Zawsze wydawał taki dźwięk. Jak ciche ognisto wolno palące się na polanie. Dopiero teraz zauważyłaś i usłyszałaś to wyraźnie. - Ale nie mówię, że zrobiłaś dobrze. - kolejny łyk. Oblizał dolną wargę i odstawił szklankę. Twojej herbaty nie było już do połowy. - Twoja córka ma coś do potworów?
-Nie! Z mężem dbamy o to, aby wychować ją w tolerancji dla każdego!
-Jesteś tego pewna?
-Absolutnie! - zamilkł zastanawiając się nad czymś. Dopiero po chwili znowu się odezwał
-Co teraz planujesz?
-Nie wiem, myślałam o pójściu do dyrektorki.
-Po co? - Jak to po co? Zmarszczyłaś brwi.
-Aby powiedzieć jej o tym, co zaszło.
-Myślisz, że ci pomoże?
-Powinna.
-Dlaczego? -... Dziwne pytanie. Nic nie odpowiedziałaś, dlatego mówił dalej - Wiesz czym zajmuje się dyrektor szkoły? Wszystkim. Wypłatami, kosztami jakie niesie ze sobą szkoła. Odpowiada przed swoimi przełożonymi, przed radą, przed nauczycielami. Myślisz, że w jakikolwiek sposób będzie mógł pomóc temu, że w jednej z wielu klas, dziewczynka jest prześladowana? - .. Teraz jak stawia tak tę sprawę to....
-Nie... - opuściłaś głowę. Czułaś jak do oczu znowu napływają ci łzy. - To porozmawiam z rodzicami dzieci!
-Którzy mają cię za kurę domową. Ta? - Zaśmiał się kpiąco. Nie spodobało Ci się to, ale nie miałaś odwagi tego okazać. - Zakładając, że nawet potraktują cię poważnie. Myślisz, że jak spiorą dzieci i dadzą im szlaban na facebooka, to coś zmieni? Nagle zaczną lubić twoją córkę? - ... - Jak ty byś zareagowała na ich miejscu. Dajmy na to, przychodzi do ciebie mama Monster Kida i mówi o tym, że twoja córka jest rasistką i popchnęła jej synka.
-Ale ona robiła to we własnej obronie!
-Nie wiesz tego, bo tego nie widziałaś. - Przerwał Ci stanowczo. Westchnął i po chwili milczenia cmoknął - Nie mam bachorów i nie wiem co bym zrobił na twoim miejscu, ale wiem, że wszystkie wyjścia tutaj są złe. Wszystkie. Cokolwiek nie zrobisz, albo nic nie będziesz robić. Wszystko tutaj to zła droga. - Miał rację, ale nie chciałaś tego przyznać.
-Wiem... - głos Ci drżał, czułaś jak po policzkach lecą Ci łzy. Potwór bez słowa podał Ci paczkę chusteczek, która przyjęłaś z wdzięcznością. Wysmarkałaś nos i trzymając w rękach chusteczkę podciągnęłaś kolana pod brodę. - Nie to mnie najbardziej boli.
-A co?
-Piotrek - ... Nic nie mówił. Dlatego po kilku niepewnych i ciężkich wdechach mówiłaś dalej - Powinien mi powiedzieć, nawet jak Ai prosiła go, aby tego nie robił. Powinien być ze mną szczery.
-Może zapomniał?
-Stoisz po jego stronie? - zdzieliłaś go groźnym spojrzeniem. Potwór uśmiechnął się kwaśno.
-W dupie mam wasze rodzinne sprawy - syknął ostro. - Kłóciliście się tak głośno, że nie mogłem w spokoju zaruchać - Oł, to zabolało... - Dlatego wyszedłem na papierosa. - To wszystko tłumaczy. Miałaś ochotę czymś w niego rzucić, ale byłaś w takim szoku z powodu tych słów, że nie ruszyłaś się. Grillby w tym czasie musiał przeanalizować treść swojej wypowiedzi bo pochylił się nad stolikiem i do dna wypił drinka. Słyszałaś, jak kostki lodu syczą, kiedy wpadły do jego paszczy. Roztopiły się w mgnieniu oka - To co chcę powiedzieć, to to, że nie stoję ani po jego, ani po twojej stronie. - Odwrócił wzrok - Nie powiedział, spoko, ty mu mówisz o wszystkim? - ... Starasz się. - Nie pomożesz ani jemu, ani córce, póki się nie ogarniesz - Tutaj ma rację. Musisz to przyznać. - Jak chcesz możesz spać na kanapie. Ja idę do siebie.
-Nie... lepiej będzie, jak już pójdę. - Nie chciałaś iść, ale i tak już nadużyłaś jego gościnności. No i go zdenerwowałaś.
-To twój wybór - wstał z fotela. Ty z kanapy. Podniosłaś głowę i popatrzyłaś w jego ślepia. Nie spuszczał Cię z wzroku.
-Dziękuję... Grillby...
-Za co? - wyglądał na zaskoczonego.
-Za to, że .. mimo wszystko... chciałeś, pomóc....
-Oh... pomóc... jasne - podrapał się po tyle głowy zakłopotany - Jesteście moimi sąsiadami i was lubię. Następnym razem jak będziecie się kłócić nie drzyjcie się tak głośno, dobra? - przytaknęłaś zawstydzona.
CZYTASZ
Diabelska karuzela [opowiadanie interaktywne]
FanfictionAutor okładki: https://the-chaos-factory.deviantart.com/ Jest to opowiadanie interaktywne. Główne poczynania bohaterki i kluczowe decyzje będą podejmować czytelnicy w komentarzach. Notki będą pojawiać się w miarę regularnie, zaś pomysły umieszczone...