Szła korytarzem jak zombie, rozglądając się na wszystkie strony. Już nie musiała dostawać leków. Sama choroba była podobno ciężka. Mało tego. Dotyczyła ona tylko demonów.
Ale Bella...
Ona jest demonem tylko w połowie. Dziwiło mnie jednak to, że sam hrabia ma taką wiedzę.
Rozmyślając o tym śledziłem jej każdy ruch, kiedy schodziła po chodach.
W mojej głowie kłębiła się masa pytań... a tak mało odpowiedzi.
Skąd hrabia wiedział o takiej chorobie?
Dlaczego ten lekarz wiedział, że musi postępować z nią inaczej niż z innymi?
Kto pozwolił niepełnoletniemu zostać lekarzem?
To jest takie męczące.
Oh... zeszła.
Jej wzrok błądził po omacku po holu. Najwyraźniej jest jeszcze trochę otępiała.
Wychylony zza drzwi oglądałem ją.
Miała na sobie najzwyklejszą, białą koszulę nocną. Jej śnieżnobiała skóra i czarne włosy pasowały idealnie. Wyglądała jak bogini.
Nasze oczy się spotkały. Poczułem dreszcz kiedy zrobiła pierwszy krok w moją stronę. Wyglądała... groźnie? Zaczęła biec. Odruchowo cofnąłem się do tyłu. Skoczyła na mnie. Mój krzyk został stłumiony w jej ramieniu. Oparłem się o stół aby się nie wywrócić.
-Anthony... tak się cieszę, że Cię widzę...
Jej głos był spokojny. Można było usłyszeć w nim troskę. Przytuliłem ją delikatnie.
-Nie wiem jak mam Tobie dziękować...
Jej słodki głos działał jak miód na moje uszy. Czułem jak moje policzki płoną a serce bije jak po maratonie.
Jej słodki chichot sprawił, że jeszcze bardziej mną wstrząsnęło.
-Ale Tobie serce bije. Aż tak Cię zaskoczyło to, ze Cię objęłam?
-Heh... śmieszne... -puściłem ją. -Do mnie kobiety biją drzwiami o oknami, słońce.
-Hahah. Wierzę. -Puściła mi oczko. -W każdym razie. Kazano mi Ciebie znaleść, bo podobno masz do mnie ubrania.
-Ah! Tak. Chodź za mną.
Wyszliśmy z tego pokoju. Bella szła za mną podziwiając rezydencję a ja starałem się uspokoić. Dłonie trzęsły mi się niemiłosiernie.
Weszliśmy do pralni gdzie na haczykach wisiała skromna zielona sukienka.
-To to?
-Tak. Weź i idź się przebrać. Potem możesz poprosić kogoś o to aby wyjść z nim do ogrodu. Dobrze by było abyś wyszła na świeże powietrze, prawda?
-A Ty nie możesz?
-Niestety mam pracę do wykonania.
-Rozumiem... -Już miała wyjść ale zatrzymała się w drzwiach. -Pamiętaj, że zawdzięczam Tobie życie Anthony... mam u Ciebie dług do spłacenia.
-Ależ to nic. Czego się nie robi dla miłości, prawda? -Bella wyszła chyba speszona.
Czy ja to powiedziałem na głos?