Rozdział 3

723 62 24
                                    

Każdy jego krok sprawiał, że moje serce zastygało w bezruchu oraz to że zbliżałem się do końca.
Skończę tak jak te zwierzęta. Wypchany i powieszony na ścianie.

Nie zdążyłem się zoriętować, a on już stał tuż przede mną. Powoli pochylił się nade mną opierając jedną rękę na ugiętyk kolanie, a drugą sięgał do mnie.

Myśl Dipper, szybko, SZYBKO!

Kopnąłem go lewą tylnią nogą. Przewrócił się do tyłu i złapał się w bólu za brzuch.
Wykorzystałem tą sytuację i szybko podniosłem się z ziemi. Czym prędzej podbiegając do drzwi prowadzących na zewnątrz.
Nareszcie!

Nie...Nie może być... Jak mogłem przegapić coś tak prostego.
Drzwi były zamknięte na klucz.

Moment w którym nacisnąłem na klamkę natychmiastowo przypomniał mi sytuację w jakiej się znajdowałem. Byłem sam na sam z myśliwym w zamkniętym pomieszczeniu, on był wściekły i trzymał coś w dłoni najprawdopodobniej broń.

Bałem się to zrobić, ale kątem oka spojrzałem na niego. Podnosił się z podłogi najwyraźniej niezadowolony. Wściekły.
Jego oczy niemalże promieniały śmiercią i zniszczeniem, a jego psychopatyczny uśmiech zastąpiony obrzydzonym grymasem.

Serce mi stanęło w gardle, usta wyschły, a nogi zaczęły się trzęść.

Zacząłem się powoli wycofywać, jednakże gdy wziąłem pierwszy krok w tył poczułem niewyobrażalny ból w prawej tylnej nodze. No tak, przecież mnie postrzelono.

Sparaliżowało mnie. Nie byłem w stanie kontrolować swojego ciała. Nie byłem w stanie uciekać, a on już niemalże pół metra ode mnie.

Nim się zoriętowałem poczułem ogromny ból na policzku i leżałem na ziemi. Nie zauważyłem nawet jak mnie uderzył.

Bałem się co kolwiek zrobić.

Myśliwy kucnął przedemną i ponownie powoli sięgał w moją stroną. Zamknąłem oczy. Miałem cichą nadzieję, że to jednak sen. Ale na kontakt mojej skóry z niego szybko otworzyłem oczy. Złapał mnie za moją przestrzeloną nogę. Zacząłem się szarpać w obawie o to co mi zrobi. Niestety jego uścisk był na tyle silny, że udało mu się przytrzymać moją nogę. I uderzył mnie jeszcze raz. Tym razem mocniej. Nie byłem w stanie powstrzymać łez.

"Geez, dzieciaku uspokój się! Zachowujesz się jak gdyby ktoś cie obdzierał ze skóry" powiedział, a potem sam lekko się zaśmiał nad ironią tych słów. Dla mnie to nie było śmieszne bo w zasadzie tego się obawiałem.

I wtedy sięgnął do tej skrzynki. Uważnie obserwowałem co dalej zrobi aby wiedzieć jak zareagować. Najgorsze w tym było to, że nie miałem dostatecznej siły aby zareagować.

Wyciągnął z niej jakąś butelkę, a potem zbliżył ją do mojej rany ale przed wylaniem zawartości spojrzał na mnie i powiedział. " Nie będzie boleć, tak bym powoedział gdybym miał ochotę cię okłamać. Niestety to nie będzie przyjemne." Zanim dałem radę cokolwiek zrobić wylał ciecz prosto na moją ranę.

Miał rację, to wcale nie jest nic przyjemnego. Strasznie piekło i czułem jak gdyby ktoś wylał na mnie wrzący olej. Zacisnąłem mocno zęby i odwróciłem wzrok.

Gdy przestało piec poczułem jak coś mi owijał wokół rany. Bandaż. Dlaczego mi pomagał? Przecież to prze niego znalazłem się w tej sytuacji! I jeszcze przed chwilą mnie uderzył! No Dobra... na to zasłużyłem. Ale to nie zmienia faktu, że to zrobił!

Po chwili skończył mnie bandażować i wstał. Poklepał mnie po głowie i ruszył w kierunku innego pomieszczenia. Zostawił mnie tak leżącego w szoku, i poszedł. Nie wiedziałem co zrobić więc po prostu siedziałem tak na podłodze czekając na dalszy rozbieg wydarzeń, nie! Zastanawiałem się w międzyczasie jak mógł bym się stąd wydostać, nie narażając się przy tym na kolejne spotkanie z tym gościem.

Nie miałem jednak zbyt dużo czasu na zastanawianie się gdy wszedł niosąc w dłoni miskę do 'salonu'.

Usiadł na kanapie i położył naczynie na stolik do kawy.
Spojrzał na mnie i kiwnął głową abym podszedł. Bojąc się reakcji gdybym tego nie zrobił, podszedłem do niego kulejąc.
"Nie jesteś głodny?" Zapytał uśmiechajac się do mnie i wskazując na miskę.

Byłem strasznie głodny, zmęczony i obolały. Ale kto wie co on z tym jedzeniem zrobił.

Po chwili namysłu i ślepego gapienia w jedzenie, usiadłem na podłodze i zacząłem jeść. Prawie się przy tym krztusząc.
"No prosze, ktoś tu ma apetyt" zaśmiał się i znów zaczął mówić.
"Mówią mi Bill, Bill Cipher."
Przedstawił się.

Po przełknięciu tego co miałem w ustach, nie pewnie i z zawachaniem przedstawiłem się. "Dipper, Dipper Pines"

"Miło cię poznać Pine tree" powiedział.
Pine tree? Skąd mu się to wzięło?
Tak czy siak, nie mogłem powiedzieć tego samego więc kontynuowałem jedzenie.

Po dłuższej chwili na dworze było już ciemno więc nie miałem szans na zrobienie czegokolwiem i byłem strasznie zmęczony.
Nic, raczej nie powinno się stać jeżeli się zdrzemnę prawda?
Więc tak właśnie zrobiłem. Zamknąłem oczy i powoli odpływałem w sny, lecz przed tym poczułem jak Bill okrywa mnie kocem.
"Kolorowych snów Pine tree~" powiedział pół-tonem i usiadł spowrotem na kanapie.


Dobranoc Bill...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 11, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Gdzieś W Lesie/ Monster Falls AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz