Przyjęcie urodzinowe braci bliźniaków zostało zorganizowane w domu jednego z nich. A dokładniej rzecz biorąc u Marka. Miał on podobno duże i przestronne mieszkanie, zlokalizowane w jednej z pobliskich wsi pod miastem. Elwira mniej więcej orientowała się, o jaką miejscowość chodzi, gdyż koleżanka z pracy przenosiła się z miasta na peryferia i wielokrotnie wymieniła jej nazwę. Podkreślała też parokrotnie, że to jedna z modniejszych obecnie miejscówek dla mieszczuchów uciekających z aglomeracji i szukających spokoju oraz ciszy.
Kiedy zjechali z dwupasmówki w boczną drogę, wolno zapadał już zmierzch. Jechała samochodem razem ze swoim bratem, jego żoną i synem. Szybko zrobiło się jeszcze mroczniej, gdyż wjechali w aleję drzew, gęstniejących z każdym pokonywanym przez nich odcinkiem drogi.
- Jeszcze parę minut i będziemy na miejscu - powiedział Michał, zerkając w GPS na telefonie.
Brat zwolnił i ujrzeli niedużą tablicę informującą o skręcie w lewo, prowadzącym na osiedle „Nowe widoki".
- Też mi nazwa - parsknął bratanek. - Przecież nic tutaj nie widać.
Elwira uśmiechnęła się na to, gdyż faktycznie gęsty las, szczelnie zasłaniał wszystko wokoło. Na dodatek jechali teraz wąska, leśną ścieżką, wyłożoną prawdopodobnie kamieniami lub żwirem. Aż dziw, że nie było w niej pełno dziur.
- Ciekawe jak się stąd można wydostać zimną? - bąknęła Elwira.
- Dokładnie o tym samym pomyślałam - zawtórowała jej bratowa. - Przecież nawet teraz będzie ciężko się tutaj minąć z autem jadącym z naprzeciwka, a co dopiero przy zaspach śnieżnych. Rozumiem, że w pakiecie z tą miejscówką są sanie z końmi.
- Nie przesadzajcie moje drogie - odezwał się Michał. - Wystarczy dobry wóz i na bank nie ma problemu.
Elwira od razu przypomniała sobie swoje słowa odnośnie drogiego samochodu Marka podczas ich kłótni i tego, co zasugerowała. On faktycznie mieszkał w dzikiej głuszy, a ona po raz kolejny żałowała tego, że dała się wciągnąć w tamtą awanturę. A teraz będzie musiała składać mu życzenia i życzyć wszystkiego najlepszego. Pachniało to, co najmniej obłudą, przez co skrzywiła się w duchu. Co prawda po ostatnim ich spotkaniu była nieco spokojniejsza, ale im bliżej celu była, tym mniej pewnie się z tym wszystkim czuła. Miała nadzieję, że bracia zaprosili ogrom gości i będzie miała gdzie zgubić się w tłumie.
W końcu ujrzeli światła latarni oraz dużą, automatyczną bramę. Była otwarta, więc śmiało wjechali na podjazd i zaparkowali samochód.
- No nieźle - pierwszy odezwał się brat Elwiry, stojąc z ręką opartą na dachu auta.
Rozglądał się na wszystkie strony, zresztą tak samo, jak pozostała trójka. Może i faktycznie był to koniec świata, ale za to jaki piękny. Nawet w tej wczesno-wieczornej porze, oświetlony wieloma punktowymi światełkami, robił wrażenie. W trawie słychać było grające świerszcze, a gdzieniegdzie w oddali latały świetliki. „Ciekawe czy specjalnie je tutaj sprowadzono" - ta dziwna myśl, pojawiła się nagle w głowie Elwiry.
Kompleks mieszkalny składał się prawdopodobnie z trzech budynków połączonych różnymi kondygnacjami. Jedne miały tylko dwa piętra, inne trzy, tak by te najwyższe sięgały czwartego. Wszystko to było ciekawie wkomponowane w naturalnie ukształtowany teren, który wyraźnie schodził w dół. Trochę jak dom na skarpie, przy czym to było osiedle. Miało przytulny charakter, a przy tym nieco futurystyczny wygląd. Zdecydowanie przykuwało uwagę i człowiek od razu chciał zobaczyć coś więcej, jak jest w środku i jaki jest widok z tej skarpy po drugiej stronie.
Kiedy każdy z nich nasycił już swój wzrok tym niebanalnym widokiem, pozbierali prezenty i ruszyli chodnikiem, wzdłuż parkingu do drzwi wejściowych. Wszędzie dokoła nich znajdowały się zadbane i wypielęgnowane skalniaki, oczywiście odpowiednio podświetlone dla lepszego efektu wizualnego. Wejście do budynku było jedno, a zaczynało się szerokim holem, wyłożonym czystym dywanikiem (tak ładnym i czystym, że ciężko było uznać go za wycieraczkę). Znajdowały się tutaj skrzynki pocztowe lokatorów, a także drzwi z napisem „Wózkownia". Za kolejnymi drzwi, korytarz był już węższy, prowadząc w prawo lub lewo, a naprzeciwko niech znajdowała się winda. Po lewej stronie zaczynała się klatka schodowa prowadząca w dół, prawdopodobnie do garaży oraz w górę na kolejne piętra.
CZYTASZ
Nowe widoki
Short StoryBo na miłość nigdy nie jest za późno. Dwoje dojrzałych ludzi: kobieta i mężczyzna. Żyją sami, lecz niesamotnie. Być może to los zdecydował o tym za nich, a być może częściowo sami świadomie podjęli taką decyzję. Co, jeśli jednak ten sam los zechce o...