31. 'Cruciatus'

4.9K 215 6
                                    

*Prz praszam, że taki krótki, ale w rekompensacie postaram się dodac następny rozdział jutro wieczorem :7*
W następny poranek, postanowiłam zacząć od początku. Jakaś część mnie powiedziała mi, że dobrze, że mama już odeszła, nie musiała już męczyć się w tym okrutnym bałaganie jaki stworzył Czarny Pan. Pustkę moją wypełniały wspomnienia o niej i stare zdjęcia, które ojciec przyniósł mi wczoraj wieczorem do pokoju z naszego domu. Nie chciałam tam wracać. Tu przynajmniej nikt mnie nie kłamie i wiem jak jest, po prostu. Musiałam się przyzwyczaić. Wszyscy byli tu ubrani na ciemno, co z pewnej strony mi się podobało. Postanowiłam, że poprawie swój wygląd, dla mamy. Ona teraz na pewno chciała, żebym była silna. Zajrzałam do szafy, którą zaopatrzyła mi Narcyza. Przebrałam się w naprawdę ładny komplet, a potem usiadłam przed toaletką i tak jak dawniej, zrobiłam sobie makijaż.

Śniadanie postanowiłam zjeść tym razem w kuchni, więc zeszłam na dół

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Śniadanie postanowiłam zjeść tym razem w kuchni, więc zeszłam na dół. Naprawdę wyglądałam jak dawna ja. Zdecydowanie nie jak Kath, która wczoraj widziała śmierć swojej matki i jest rządna jakiejkolwiek zemsty. Wchodząc do kuchni napotkałam Theo i Draco, jedzących śniadanie, które zostało przygotowane na stole. Usiadłam na krańcu stołu, cały czas czując na sobie wzrok dwóch chłopców. Westchnęłam głośno i nałożyłam sobie na talerz sałatkę jajeczną i kromkę chleba. Jadłam powoli, przeglądając Proroka Codziennego. W pewnym momencie odechciało mi się jeść. Przypomniałam sobie wczorajszy widok i to, że nie mogłam uratować ani brata ani matki. Wątpliwości co do całej sytuacji narastały z każdą sekundą myślenia o wczorajszym incydencie. Wstałam od stołu i poszłam na podwórko. Chodziłam w tą i z powrotem po ogrodzie próbując nie myśleć o złych rzeczach. Obserwowałam ptaki i kwiaty. W końcu było lato. Wszystko było tak żywe. W tym samym czasie przypomniał mi się Blaise. Miałam do niego przyjechać, ale niestety, za szybko się stąd nie ruszę. Mam nadzieję, że mnie zrozumie. Bardzo się za nim stęskniłam. Na samą myśl uśmiech sam mi się formował na twarzy. Wróciłam do domu i wpadłam na Theodora.
- Przepraszam - powiedział z zatrzymując się przede mną.- Pięknie wyglądasz.
- Um, dziękuję. - odparłam szybko i kierowałam się w stronę salonu. Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w obrazy na ścianach. Do pokoju wszedł Cameron i chciał już wyjść gdybym go nie zatrzymała. Usiadł koło mnie na kanapie, nie mogąc spojrzeć mi w oczy.
- Cam, Kocham cię.
Chłopak zwrócił głowę w moją stronę. Widać było jak łzy cisnęły się w pod jego powiekami.
- Nie zależnie kim jesteś i co zrobiłeś, zawsze będziesz moim bratem. Po mimo, że śmierć naszej mamy był najbardziej okropnym widokiem jaki kiedykolwiek widziałam, to...
- Widziałaś to?- przerwał Cameron.
- Przypadkiem, ale najbardziej bolało mnie to, że nie mogłam nic zrobić. Ona umarła bo nas uratowała, prawda? On ci to kazał zrobić?
- Tak, Kath. Przepraszam, ona...
- Nie tłumacz się.- przerwałam chłopakowi i oparłam się głową o jego ramię. - Ja już wszystko rozumiem. Musimy być sili, zobaczysz, nie długo wszystko...
- Nie mów tego...- dodał Cam i mocno mnie do siebie przytulił. Bardzo brakowało mi jego bliskości. Kto by się spodziewał, że to śmierć matki znowu nas do siebie zbliży.
***
Po południu znowu wszyscy zebraliśmy się przy ogromnym stole w jadalni.
- Potter traci nawigacje w dzień swoich urodzin, rozumiecie? Będą go chcieli ratować. Musimy być przygotowani. To będzie walka w powietrzu. Część z was pójdzie walczyć, wraz ze mną. Musimy złapać tego dzieciaka...
***
I tak oto minął pierwszy miesiąc wakacji. Nauczyłam się teleportować i przemieszczać jak oni, z czego nie za bardzo się cieszyłam, ale nie mogłam się teraz poddać. Nie teraz kiedy mam nadzieję.
Dzisiaj wyruszyli na pojmanie Pottera. Nie wzięli mnie, jednakże nie mam im tego za złe, zostałam w domu razem z Narcyzą, Theo i Draco. Ostatnio mało rozmawiałam z Malfoy'em. W pewnym sensie dalej nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że nie pozwolił mi uratować matki. Siedziałam w salonie kiedy do dworu zaczęli się zlatywać wszyscy śmierciożercy. Misja nie udana, było to widać po minach wszystkich, a szczególnie Czarnego Pana. Jednak on się nie poddawał i zaplanował napad na Norę Weasleyów podczas wesela Flur i Bill'a Weasley'a. Niestety, tym razem lecę i ja. Była to moja druga do tej pory misja, i tak samo jak w poprzedniej nie mam zamiaru nikogo zabijać, ani atakować.
Następnego dnia po południu wszyscy byliśmy w gotowości, na rozkaz Nott'a wszyscy teleportowaliśmy się do Nory. Nie mogłam uwierzyć, że w czasie takiego chaosu i niepokoju, ludzie potrafią się jeszcze cieszyć i dobrze bawić. Naprawdę, szkoda było przerywać tak piękny widok. Po pierwszych strzałach ludzie zaczęli panikować. Od razu zauważyłam Potter'a. Chciałam do niego podbiec, jednakże Draco zagrodził mi drogę.
- Gdzie ty leziesz!
- Trzeba ostrzec Harrego. Szybko, chodź ze mną, kryj mnie...
Podbiegłam do Harrego, który zawzięcie rozglądał się za swoimi przyjaciółmi.
- Harry! To ja, Katherine.
Potter strzelił we mnie zaklęcie, które sprawnie odbiłam. Chociaż trochę wyglądało to naturalnie.
- Posłuchaj mnie! Uciekajcie do Londynu! On na ciebie poluję i nie odpuści!
Kolejne zaklęcie odbite.
- Dlaczego mi pomagasz?!- usłyszałam od bruneta. Znowu to samo pytanie.
- Bo mam nadzieję! Nadzieję na ciebie.
AHHH!!!
Poddałam się Potterowi, który rzucił w moją stronę zaklęcie oszałamiające i poleciałam na stolik z tyłu. On wraz z Hermioną i Ronem zniknęli bez śladu. W głębi duszy im gratulowałam. Bardzo mocno wierzyłam, że Harremu uda się go wykończyć.
Kiedy na polu nie było żadnej żywej duszy, wróciliśmy. Oczywiście znowu bez Potter'a. Czarny Pan był w furii i rzucił zaklęcie torturujące na jedną ze śmierciożerczyni. Ona nawet nie drgnęła, nie wydała z siebie żadnego odgłosu, po prostu upadła i jak gdyby nigdy nic, po czasie wstała, a Voldemort odszedł od naszego stołu. Jednak nagle poczuł coś i nakazał wujowi Thorfinowi i jakiemuś jeszcze ruszyć do jakieś knajpki w Londynie. Miałam najgorsze przeczucia co do tego miasta, lecz jak gdyby nigdy nic ruszyłam do małej biblioteczki poszukać jakiejś miłej lektury do czytania.
Po 30 minutach do domu wpadli Rowl ze swoim partnerem. Byki cali poobijani. Czarny Pan był spokojny, do czasu, gdy okazało się, że w barze jego przeklęte nazwisko powiedziała Granger, a sami oni mieli możliwość złapania ich wszystkich.
- Może ty Katherine wymierzysz karę wujkowi Thorfinowi?
Moję oczy przez chwilę były ogromne jak monety. Jak niby miałabym go ukarać? Jemu zdecydowanie chodziło o klątwę Cruciatus, najgorszą ze wszystkich.
- Ja...- odpowiedzialności, choć naprawdę w tamtym momencie zabrakło mi słów.
- Panie, ja to zrobię, jeśli mi pozwolisz..
- Draco? - powiedział Lord. Spojrzał na mnie przez chwilę i pokazał chłopakowi dłonią swojego winnego. Dracon stanął na przeciw jego i wycelował różdżkę w głowę blondyna. Jego ręka nie trzęsła się tak jak na wieży astronomicznej, jednakże chwilę potrwało dopóki chłopak nie wypowiedział zaklęcia.
- Crucio!
Wuj wił się na podłodze i wydawał z siebie cichę jęki. Jak tak się na nich patrzyło, to nie wiadomo było czy to zaklęcie jest tak bolesne jak wszyscy mówią...
- Nie myśl Katherine, że ciebie też ominie taka przyjemność...

genesis|draco malfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz