pralnia publiczna

310 15 0
                                    

Jego ostatnią myślą było to, że wchodzi na ulicę i widzi nadjeżdżający samochód, ale nie zaczyna uciekać, a prawdopodobnie zatrzymuje się na środku, uśmiechając się szeroko.

Siedział na obdartej z farby ławce, a sklepowy neon migał i zacinał się, co chwilę pozostawiając go w zupełnej ciemności. W oddali słychać było odgłosy miasta. Tego miasta. A kompletną, przejmującą ciszę czuł nawet w kościach. Najbardziej wyraźny był dźwięk konającego nad jego głową neonu. Wszystko zatrzymało się, nawet neon, który rzucał teraz blade światło na jego twarz i bzyczał cicho.

Wąską drogą przejechał samochód, który najpierw wyminął jakiegoś chłopaka, a potem z piskiem opon zatrzymał się na poboczu – o ile w tamtym miejscu takowe istniało. Z pojazdu najpierw wysiadła dziewczyna, która ramieniem przyciskała do ciała butelkę „czystej". Zaraz za nią dwóch nastolatków z oddali witających chłopaka uśmiechem. Nikt nie pamiętał, kiedy się poznali, i nikogo to jakoś szczególnie nie interesowało. Znali się tylko nocą, raz w tygodniu. Poza tym ślad po nich ginął, urywał się. Raz w tygodniu odwiedzali to miasto.

Wraz z ich podniesionymi głosami neon znów zaczął konać, a oni co kilka sekund nie byli w stanie rozpoznać swoich twarzy. Pożegnali się z mrugającym światłem i samochód odjechał z kolejnym piskiem opon. To miasto czekało na nich, powoli cichnąc.

Pierwszym odwiedzonym przez nich miejscem była pralnia. Dziewczyna wyjęła z samochodu kosz z praniem, które robiła tu co tydzień. Tobiasz wszedł z nastolatką do środka, siadając do niej tyłem i wpatrując się w szyby pralek, które wlepiały w niego swoje wielkie oczy. Szydziły z niego, a kiedy ich bębny zaczęły wirować, czerwona ciecz powoli spowiła je same, a potem biało-niebieskie kafelki, które – swoją drogą – poczynały tańczyć.

ꟷ W tych pralkach giną ludzie – dziewczyna roześmiała się na dziwaczny komentarz znajomego i dalej wrzucała pranie do jednego z bębnów. – Nigdy nie pomyślałbym, że robienie prania może być tak niebezpieczne – zawtórował jej, kiedy zdawało mu się, że zobaczył zniekształconą twarz przypominającą jeden z obrazów Edvarda Muncha.

ꟷ Robienie prania jest niebezpieczne. Na ubraniach gromadzą się wszystkie ludzkie brudy, nie tylko te plamy widzialne gołym okiem. Robienie prania jest jak samodzielne wchodzenie do bębna pralki, bez zwracania uwagi na konsekwencje, jakimi mogą być połamane kończyny czy oskalpowane głowy – zamknęła drzwiczki, wciskając kilka guzików i wrzuciła kosz na górę. – Możemy wrócić za półtorej godziny – oznajmiła, kierując się do wyjścia.

Samochód znów odjechał, a rozlana na płytkach czerwona ciecz cofnęła się do bębnów. Odgłosy miasta jeszcze mocniej przycichły, a drobny samochód minęła ogromna ciężarówka, świszcząc i warkocąc. Zachwiała się i wróciła na miejsce. Pozostawiła za sobą ciemny dym i echo silnika.

Tobiasz spojrzał w niebo, a jego wzrok przykuł z wolna sunący po nim samolot, który wydawał się spadać. Powietrze przeciął przeraźliwy jęk silnika, słyszalny z ogromnej odległości. Ci, którzy słyszeli go dokładniej, musieli myśleć o końcu świata i właśnie zaczynali modlić się o miejsce w raju. Samolot zniknął, a niebo – mimo tragedii – nadal było rozświetlone milionem małych światełek, które pojawiały się i znikały. Gdyby tak przestać przyglądać się im dokładnie, pozwolić oczom odpocząć, małe światełka zamieniały się w ogromne kule bez krawędzi. Zamieniały się jak na obrazie Van Gogha.

Samochód zatrzymał się na światłach, pozwalając oczom Tobiasza spocząć na wielkim bilbordzie i reklamie, która wyglądała jak Taras nad morzem w Saint Adresse. A pod nim trzy pijane koleżanki, które już nie śmiały się i nie krzyczały w niebogłosy. Powoli odzyskiwały kontakt z rzeczywistością, zaczynając odczuwać chłód i wracające zmysły. Zniknęły za rogiem, kiedy samochód skręcił w inną ulicę. Tylne szyby odsunęły się, wpuszczając do środka chłodne nocne powietrze, przypominające o tym, że to miasto nadal żyło.

Goodbye, WinterWhere stories live. Discover now