Drugi Płomień

639 74 14
                                    

Gouenji siedział na swoim łóżku z kolanami przyciśniętymi do piersi z książką w ręku. Tak naprawdę prawie nie skupiał się na tekście, co chwila zerkając na zegarek, wyczekując godziny przyjmowania leków. I mimo że ostatnią rzeczą jaką chciał, było trafienie do jednej sali z osobą z którą kiedyś grał, to skoro już i tak się stało, to czekał na moment, gdy będzie mógł porozmawiać z kimś ze swojej przeszłości.

Po pierwszym incydencie z oparzeniami, gdy trafił na oddział jego prawa noga doznała wątpliwy zaszczyt doświadczenia oparzeń trzeciego stopnia. I w tym właśnie miejscu jego piłkarska kariera skończyła się jak za sprawą jednego ruchu czarodziejskiej gilotyny. Bo co prawda nie wyjechał na studia do Niemiec, ale na medycynę poszedł. I właśnie wtedy wylał sobie na nogę jakieś żrące ustrojstwo. A potem karuzela pechu Płomyczka do ognia ruszyła. Oparzenie termiczne po wylaniu na siebie gorącego oleju - zaliczone. Porażenie prądem - zaliczone. Żrące opary - zaliczone. Lekkie oparzenia radiacyjne - są, a jakże. Do tego wato dorzucić regularne oparzenia otwartym ogniem.

Wszyscy, z samym Shuuyą na czele byli w szoku, że chłopak jeszcze nie zdążył spłonąć żywcem. Nie miał czucia na niemal całym ciele, a Oddział poznał lepiej niż niejeden lekarz. Nowi pacjenci pojawiali się i odchodzili, jedni o własnych siłach, inni nie bardzo, a niekiedy martwi, ale on wciąż tu tkwił. I już dawno przestało mu to przeszkadzać, bo szpital traktował jako drugi dom, a kto wie, może nawet jak i pierwszy. A personel, z bandą pielęgniarek na czele traktował jak rodzinę, mimo że byli kimś znacznie bliższym niż ciągłe formalności towarzyszące życiu z ojcem.

Jego zegarek, który teoretycznie powinien znajdować się na nadgarstku, ale przez bąble z surowicą to utrudniające, leżący na szafce nocnej wskazał właśnie wyczekiwaną godzinę.

Niemal jak na zawołanie, w progu pojawiła się uśmiechnięta kobieta z tacką z lekami. Podała Płomyczkowi pudełeczko z tym samym zestawem co zawsze i przystąpiła do budzenia blondyna śpiącego sobie w najlepsze na łóżku obok. W prawdzie budzenie to za wiele powiedziane. Ledwie go dotknęła, on z jękiem bólu gwałtownie otworzył oczy, a przez głowę Gouenjego przeleciało pytanie, czy Aphrodi obudził się już dawno, tylko leżał z zamkniętymi oczami, czy naprawdę miał aż tak płytki sen. Terumi usiadł na łóżku i wziął lekarstwa, nie rozglądając się nawet po sali. Odpowiedział na kilka zadanych mu pytań.

A gdy pielęgniarka już wyszła, wreszcie zaczął się rozglądać. Trochę nieporadnie, nie przekręcając szyi, tylko całe ciało, a Shuuya zrozumiał, że musiała nieźle boleć go szyja.

I wreszcie wzrok Afuro zatrzymał się na Shuuyi, a jego źrenice zwęziły się nieco.

- Gouenji? - zapytał ochryple, a chłopakowi zrobiło się żal Terumiego, przypominając sobie jak sam cierpiał, gdy pierwszy raz trafił na Oddział.

- Bingo, Aphrodi - rzucił, uśmiechając się lekko.

---------------

Rozdział, bo siedzę na świetlicy i zamiast normalniej lekcji oglądamy skoki narciarskie.

Bardzo je lubię, noale ciężko ogląda się w takim tłumie.

Więc zamiast tego chętnie poczytam co u Was.

Chłopiec, Który Podpalił Anioła || Inazuma ElevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz