1.

2.5K 94 34
                                    

Chłodne powietrze owiewało jej odsłoniętą skórę, kiedy stała przed lustrem w samej bieliźnie. Zaszklonymi oczyma dokładnie oglądała każdy skrawek swojego ciała. Łapiąc się za znikome boczki, ledwo powstrzymywała się od płaczu, nie mogąc uwierzyć, że doprowadziła się do takiego stanu. Wyglądała zdrowo. Większość dziewczyn nawet dałoby się zabić za jej figurę, jednak ona patrząc w lustro, widziała tylko kupę tłuszczu. Ostatni raz jeszcze tylko stanęła bokiem, wciągając przy tym brzuch, jednak to i tak było za mało, żeby ją zadowolić. Zajmowała za dużo miejsca.

Poczuła pierwszą, pojedynczą łzę. Spoglądając sobie prosto w oczy, w myślach słyszała tylko obelgi na swój temat, które miażdżyły ją jednocześnie ze wszystkich stron. Otarła mokry ślad na policzku, jednak zaraz pojawiła się na nim nowa łza, po której dziewczyna nie dała rady już dłużej się powstrzymywać. Opadła ciężko na łóżko i zasłaniając twarz dłońmi, starała się stłumić swój żałosny płacz. Czuła, jak uczucie bezsilności i obrzydzenia własnym ciałem, rozsadzały ją od środka, a ona nie mogła nic na to poradzić. Było z nią coraz gorzej, wiedziała to, jednak była zbyt słaba na walkę.

Nagle na jej szafce nocnej zaczął wibrować telefon, zakłócając ciszę, którą tak uwielbiała. Próbując się uspokoić, szybko przetarła twarz rękoma, po czym spojrzała na wyświetlacz. Dziewczyna wzięła dwa głębokie oddechy, widząc na ekranie numer swojej mamy, a następnie nacisnęła zieloną słuchawkę, sztucznie się uśmiechając.

- No, co tam? – spytała wesoło.

- Kochanie, zejdź już na dół, bo zaraz się spóźnię do pracy.

- Zawsze możesz jechać beze mnie – starała się, by zdanie zabrzmiało jak żart.

- Jasne, żebyś miała jeszcze więcej nieobecności. Zbieraj się.

Nie słysząc już głosu w słuchawce, oderwała komórkę od ucha, chcąc spojrzeć ponownie na wyświetlacz. Zobaczyła wtedy zdjęcie swojej mamy i siebie obok niej, uśmiechającą się od ucha do ucha. Na ten widok zacisnęła oczy najmocniej jak mogła, żeby tylko powstrzymać emocje, nią targające. Nie dało to jednak zamierzonego efektu, bo zaraz dziewczyna gwałtownie wstała, rzucając komórką w poduszkę, a następnie przejeżdżając dłonią wzdłuż twarzy. Mdliło ją tylko na myśl o szkole, nienawidziła tego miejsca. Nienawidziła tych wszystkich ludzi, których codziennie była zmuszona oglądać. Dziewczyna nie miała dobrych kontaktów z rówieśnikami. Właściwie, w ogóle ich nie miała. Wolała trzymać się na uboczu, obserwując otoczenie tak, żeby do niego nie należeć. Czuła się niczym powietrze – nikt jej nie zauważał, nikt nie pamiętał jej imienia. Czy coś by się zmieniło, jakby nie przyszła do szkoły? Jakby całkowicie zniknęła?

Podeszła do szafy, szybko rzucając okiem na to, co mogłaby ubrać, żeby nie wyglądać tak grubo, jak się czuła. Caroline była dziewczyną o średnim wzroście i przeciętnej urodzie. Niczym nie wyróżniała się z tłumu i przez myśl jej nawet nie przeszło tego zmieniać. Miała sięgające przed ramiona, lekko falowane i prawie że czarne włosy, które niestety wypadały coraz częściej przez niskokaloryczne odżywianie. Natomiast grube, ciemne brwi i kawowe oczy jeszcze bardziej podkreślały bladość jej skóry, spowodowaną początkami anemii.

Gotowa, zeszła na dół, nie chcąc kazać mamie jeszcze dłużej na siebie czekać. Jeszcze tylko spakowała śniadanie do torby, po czym obie szybko wyszły z mieszkania, udając się do auta.

Pierwsze lekcje minęły jej spokojnie jak zawsze. Chciała po prostu wrócić szybko do domu, żeby nikt nie musiał na nią patrzeć, czy z nią rozmawiać. Wolała zwyczajnie siedzieć na parapecie, oglądając jak inni spędzali miło czas, korzystając z przerw. Sama nie widziała siebie pośród nich. Zawsze była typem trzymającym się na uboczu, więc nawet nie wiedziała, jak miałaby się zachowywać wśród znajomych. Caroline miała w klasie tylko jednego kolegę, który i tak w szkole udawał, że jej nie znał. Dopiero po lekcjach stawali się przyjaciółmi, choć starała się unikać nazywania go w ten sposób. Matt wiedział o problemach dziewczyny, jednak zachowywał się tak, jakby one nie istniały. Caroline sama nie była pewna czy to przez to, że chłopak nie wiedział jak jej pomóc, czy zwyczajnie go nie obchodziła.

Tamtego dnia również wracali razem do domu. Zawsze jeździli tym samym autobusem, więc spotkanie Matta w drodze na przystanek, było raczej nieuniknione. Mimo że Caroline nie przepadała za spędzaniem z nim czasu, nie potrafiła wyobrazić sobie swojej egzystencji bez znajomości z chłopakiem. Chodzili razem do jednej podstawówki, jak i gimnazjum, więc po tylu latach dziewczyna była przyzwyczajona do jego obecności i tego, że zawsze wspólnie wracali do domu.

- Wtedy Nathaniel podrzucił mi ten piórnik, a Nicole myślała, że to ja jej go zakosiłem i zaczęła... - Caroline słuchała kolegi jednym uchem, myślami będąc w zupełnie innym świecie.

- Co Ty gadasz – co jakiś czas wymuszała śmiech, żeby brzmieć wiarygodniej.

W jej głowie jednak nie było miejsca na opowieści Matta, gdyż wypełniały ją plany na popołudnie. Przez cały dzień była jedynie na jabłku, które spakowała przed pójściem do szkoły, jednak nie przeszkadzał jej głód. Nie po tym, co zobaczyła rano w lustrze. Musiała jednak kolacje jeść wspólnie z mamą, więc chciała za wszelką cenę nie tknąć niczego do wieczora, żeby bilans, podsumowujący dzień w końcu ją zadowolił.

- I się zastanawiałem, co Ty na to? – na ziemię przywróciło ją szturchnięcie w ramię.

- Na co?

- Powiedziałem Ci przed chwilą!

- Sorki, zamyśliłam się – uśmiechnęła się niewinnie.

- Zajebiście, nigdy mnie nie słuchasz...

- Nie wymyślaj, nie nigdy.

- Tak? Odkąd jesteś na tej swojej diecie jedzenia powietrza, jakoś nie zdarzyło się, żeby interesowało cię, co mam do powiedzenia – Matt przewrócił oczyma, marszcząc przy tym czoło. – Ile już w ogóle na niej jesteś? Daje to jakieś efekty?

- Nie widać...? – dziewczyna poczuła wielkie rozczarowanie, przez co od razu jej humor pogorszył się jeszcze bardziej.

- Nie, bo ciągle nosisz jakieś worki. Myślałaś o tym, żeby zacząć ubierać się normalnie?

- To znaczy?

- Nie wiem, nie jak bezdomny? – chłopak uśmiechnął się cwaniacko, co jeszcze bardziej zabolało Caroline. – Później się dziwisz, że nikt się Tobą nie interesuje – zaśmiał się.

- Czekaj, do czego teraz zmierzasz? – szatynka poczuła nagłą irytację. – Nie umieszczaj moich słów do jakiegoś kontekstu, wziętego z dupy. Dobrze wiesz, że nie o takie zainteresowanie mi chodziło.

- Oj, uspokój się, żartowałem przecież – chłopakowi nie znikał uśmiech z twarzy.

- Żartowałeś? Więc czemu tylko Ty się śmiejesz? Pomyśl czasem, zanim coś powiesz, denerwujesz mnie.

- Aha, teraz to moja wina? Zawsze musisz przekręcić to tak, żebym ja był tym złym? Mam czasem wrażenie, że patrzysz na wszystkich z góry.

Dziewczyna gwałtownie się zatrzymała, nie mogąc uwierzyć w słowa kolegi. Patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, układając sobie wszystko na spokojnie. Zastanawiała się, jakim cudem mogła patrzeć na innych z góry, skoro sama czuła się jak najgorsze gówno na świecie. Ignorancja Matta naprawdę doprowadzała dziewczynę do szału i to właśnie w takich momentach miała wrażenie, że chłopak nie myślał o jej uczuciach, mówiąc takie rzeczy.

- Słyszysz Ty siebie? To ja zbieram się w sobie, żeby powiedzieć Ci o wszystkim, co siedzi w mojej głowie i jak bardzo beznadziejnie się czuję, a Ty wyskakujesz, że patrzę na wszystkich góry? Pamiętasz w ogóle tę rozmowę?

- Coś o tym, że się ciachasz?

Caroline opadły ręce, a brwi natychmiastowo uniosły się. Miała dość. Zwyczajnie odwróciła się za siebie i szybkim krokiem odeszła, zostawiając Matta samego na środku chodnika. Chłopak nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie dość, że uraził dziewczynę, to w dodatku zranił ją swoimi słowami. Nie miał pojęcia, że przez niego wracała do domu ze łzami w oczach.

I'm Not HungryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz