7.

868 47 5
                                    

*notka autorki

Poprawiłam poprzedni rozdział i trochę dopisałam. Polecam wrócić, żeby połapać się, co się dzieje w tym rozdziale, haha.


Wychodząc z bloku, Caroline ponownie poczuła, uderzające w nią zimno. Tym razem już nie było ono orzeźwiające i przyjemne. Szatynka włożyła ręce w kieszenie i starając się nie trząść, dotrzymywała kroku Davidowi. Szli obok siebie, prawie że zderzając się ramionami.

- To? - odezwała się Caroline. - O co chciałeś mnie zapytać?

- Właściwie, o nic ważnego - chłopak podrapał się po karku. - Vicky mówiła, że będziesz wiedziała co dla niej kupić, więc mam nadzieję, że tak jest.

- No mów...

Blondyn wlepił wzrok w chodnik. Odwrócił głowę w przeciwną stronę, żeby nie patrzeć na dziewczynę.

- Pomiędzy tobą, a Chrisem... - zaczął cicho. - Czy pomiędzy wami coś jest?

Szatynka aż się zatrzymała ze zdziwienia. David zaraz uczynił to samo, jednak dalej nie odwrócił się do dziewczyny przodem. Nie był nieśmiały, więc sam siebie zaskakiwał swoim zachowaniem. Krempował się spojrzeć na Caroline, mimo że było ciemno i ledwo mogli dostrzec rysy swoich twarzy.

- Słucham? - wydukała, dalej niedowierzając.

- Wyglądaliście dzisiaj, jakbyście...

- David, powiedz, że to pytanie to jakiś żart - dziewczyna zaczęła się cicho śmiać, przez co blondyn w końcu na nią spojrzał. - Skąd ci w ogóle to przyszło o głowy?

- Wydaje mi się, że mu się podobasz.

- Ja? Czekaj, ty chyba o czymś nie wiesz... Christopher jest gejem.

- Co?

Przez dłuższą chwilę David nie dopuszczał do siebie tej informacji. Od roku zadawał się z Chrisem i nie miał pojęcia o jego orientacji. To po prostu wydawało mu się nieprawdopodobne.

- Naprawdę nie wiedziałeś? - Caroline ponownie się zaśmiała.

- Przecież bym zauważył! To się widzi, czuje... Oni inaczej się zachowują, ubierają i się jakoś wyróżniają.

- Żyjesz stereotypami - rzuciła.

Caroline wyminęła go, kontynuując spacer do sklepu. David zaraz do niej dołączył, dalej przetwarzając sobie wszystko w głowie. Nie odezwali się już, dopóki nie dotarli na miejsce. Oboje weszli do małego, osiedlowego sklepiku, po czym zaczęli rozglądać się dookoła. Blondyn chwycił czteropak puszek z piwem, natomiast Caroline wybrała mrożoną herbatę dla Victorii.

- Ty nic nie chcesz? - spytał David.

- Zadowolę się wodą. To chyba ma u siebie.

- Oszczędna jesteś - zaśmiał się, wyciągając potfel. - Potrzymasz? Muszę wyciągnąć kasę.

- Jasne.

Caroline wyciągnęła rękę, żeby wziąć piwo od Davida. Już sięgała po uchwyt, kiedy rękaw bluzy podwinął się trochę za wysoko, odkrywając zakrwawione ubranie pod spodem. Nie umknęło to uwadze blondyna, który od razu uniósł prawą brew ku górze, jak to miał w zwyczaju.

- Skaleczyłaś się? - spytał, widząc krew na rękawie jej jasnej bluzki.

Caroline od razu cofnęła rękę, zaciągając rękaw w dół. Szybko zabrała czteropak, po czym oddaliła się na bezpieczną odległość. Zaśmiała się niezręcznie, modląc się, żeby blondyn nie skojarzył faktów.

- Tak, skaleczyłam - powiedziała ze sztucznym uśmiechem. - Kupuj szybko, bo jeszcze musimy wrócić - rzuciła, wychodząc ze sklepu.

- No poczekaj, muszę zapłacić.

David dał pieniądze kasjerce, po czym szybko dołączył do Caroline. Od razu przechwycił od niej napoje. Dziewczyna zaczęła powoli iść, natomiast blondyn przez chwilę trzymał się na tyłach. Przyglądał się plecom Caroline, przed oczami ciągle mając jej zakrwawiony rękaw. Zmarszczył brwi i przygryzł dolną wargę, intensywnie nad czymś myśląc.

- Czemu chodzisz za mną jak cień? - Caroline odwróciła się za siebie.

- Chowałem kasę - wymyślił coś na szybko, po czym podszedł bliżej do dziewczyny.

- Na pewno czegoś nie ponieść?

- Nie wjeżdżaj mi na dumę, dam radę - powiedział z udawaną obrazą.

- Jak chcesz.

- Carol?

- Tak? - dziewczyna spojrzała w stronę blondyna.

- Co sobie zrobiłaś w rękę?

Caroline prawie zakrztusiła się powietrzem. Momentalnie oblała ją fala gorąca, a na twarzy rysowała się panika. Na szczęście najbliższa latarnia była kilka metrów od nich, więc David nie był w stanie zobaczyć twarzy dziewczyny.

- Mówiłam, skaleczyłam się - starała się brzmieć wiarygodnie.

- Ale jak to zrobiłaś? Jestem po prostu ciekawy - mówił ze spokojem. - Bo właśnie to cię wtedy zabolało, prawda?

- Co? Nie, przecież nic się wtedy nie stało...

David złapał dziewczynę za ramię, starając się być przy tym bardzo delikatnym. Zatrzymał ją, jednocześnie odwracając do siebie przodem.

- Weź nie ściemniaj, bo się obwiniam o to, co ci tam zrobiłem - powiedział lekko podwyższonym tonem.

- David, to nie twoja sprawa...

- Może nie znamy się za dobrze, ale długo. Wiesz, że nie będę cię wyśmiewać i zachowam to dla siebie - mówił śmiertelnie poważnie. - Tak bardzo się trzęsiesz... Pewnie ci zimno, a ja każę ci tu stać i coś gadać - zaśmiał się niepewnie, karcąc się. - Przepraszam, wracajmy.

Caroline zrobiła smutną minę, bijąc się z myślami. Tak, wiedziała, że czego by nie powiedziała, David zatrzymałby to dla siebie, jednak nie chciała, żeby widział tę stronę jej. Dziewczyna zscisnęła dłonie w pięści, po czym zamknęła oczy.

- Mam problem - powiedziała szybko, nie unosząc powiek.

Blondyn nic nie odpowiedział. Dalej trzymał swoją dłoń na jej ramieniu. Caroline czuła, jak jego uchwyt staje się coraz mocniejszy. Żałowała, że nie mogła zobaczyć jego miny. Nie wiedziała do końca, czego mogła się po nim spodziewać.

- Jaki problem? - spytał spokojnym tonem.

- David... Zostawmy tę rozmowę na inną okazję, proszę.

Dziewczyna szybko wyminęła chłopaka, truchtem docierając do klatki schodowej. Zniknęła w środku, zostawiając blondyna samego przed blokiem. David popatrzył w niebo, ciężko wzdychając. Czując napływającą złość, zmarszczył brwi, przejeżdżając dłonią po twarzy. Prawie udało mu się dowiedzieć, co się działo z Caroline, jednak najwyraźniej nie wzbudził w niej wystarczającego zaufania. Podejrzewał, że krew na jej rękawie była spowodowana tym, że albo dziewczyna sama sobie coś zrobiła, albo ktoś ją skrzywdził. Obie opcje wydawały mu się równie prawdopodobne, więc chciał wiedzieć, która była prawdziwa. Martwiła go owa sytuacja. Caroline zawsze była tajemnicza i wycofana z towarzystwa, ale tym właśnie go zainteresowała. Kiedy pierwszy raz Victoria przedstawiła ich sobie, od razu stwierdził, że szatynka była w jego typie. Później tylko bardziej się w tym utwierdzał. Wcześniej jednak dziewczyna nie wydawała się nim zainteresowana, więc dopiero od jakiegoś czasu próbował zwrócić na siebie jej uwagę. Chciał, żeby się przed nim otworzyła tak, jak on zrobił to przed nią na placu zabaw.

Dłużej nie stercząc samotnie na chodniku, poszedł w ślady Caroline i wszedł z zakupami do bloku Victorii, która za chwilę otworzyła mu drzwi.

I'm Not HungryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz