9.

911 42 4
                                    

Za oknem można było już dokładnie zobaczyć wszystko, co znajdowało się przed blokiem. Niebo stawało się coraz jaśniejsze, tym samym oświetlając pokój, w którym znajdowała się Caroline z Davidem. Szatynka usiadła po turecku na łóżku, przodem do chłopaka. Chwyciła w ręce pierwszą poduszkę, jaką znalazła, po czym przytuliła ją. Wpatrywała się w blondyna z zaciekawieniem i jednoczesnym zmartwieniem. Wiedziała po jego minie, że był to dla niego bardzo trudny temat, może nawet jego czuły punkt. 

David wziął głęboki oddech. Również usiadł przodem do dziewczyny, gotowy zaczynać swoją opowieść.

- Kiedy byłem mały, mieszkała z nami moja babcia - mówił półgłosem. - Wtedy czułem się potrzebny, bo ktoś mnie w tym domu kochał. Od zawsze czułem, że jestem jakimś ciężarem dla rodziców. Nie poświęcali mi czasu, nie chcieli słuchać. Tylko babcia była dla mnie  oparciem.

- Była? - spytała Caroline.

- Tak, nie żyje od dwóch lat... Po jej śmierci się załamałem. Zacząłem kłócić się z rodzicami, uciekałem na kilka dni, ale oni mnie nie szukali. Nawet sami wyrzucali mnie z domu za kompletne drobnostki. Wtedy do rana siedziałem na tym placu zabaw przy moim mieszkaniu. Po jakimś czasie się nawet do tego przyzwyczaiłem - chłopak spuścił głowę. - Coraz rzadziej przychodziłem do domu. W sumie... tylko, kiedy potrzebowałem czegoś, co zostawiłem w swoim pokoju. No, jeszcze, żeby pomiziać mojego psa - uśmiechnął się blado. - To właśnie jej szczeniaki siedzą na balkonie. Opiekuję się nimi, bo rodzice często zapominają.

- Ale... dlaczego nikt nie zgłosił tego do opieki społecznej? Czemu ty tego nie zrobiłeś?

- Carol, jestem pełnoletni - zaśmiał się cicho. - Mogę teraz się przecież wyprowadzić.

Szatynka zrobiła zatroskaną minę. Faktycznie, ciągle zapominała o tym, że David był już dorosły. Było jej jednak szkoda, że w taki beznadziejny sposób spędził dzieciństwo. Nie wyobrażała sobie nawet, jakie to musi być straszne uczucie, kiedy małe dziecko uświadamia sobie, że właśni rodzice go nie chcą. Caroline poczuła, że jej problemy nie były w żadnym stopniu tak poważne, jak te Davida. Głupio było jej zacząć opowiadać o sobie po tym, co usłyszała. Bała się, że chłopak ją wyśmieje i wyjdzie z tego jedno wielkie nieporozumienie.

- Jak mówiłam, jeśli nikt nie będzie akurat mógł cię przenocować... - Caroline spuściła wzrok.

- Dziękuję - uśmiechnął się szeroko. - Tylko czemu wyglądasz tak smutno?

Ich spojrzenia spotkały się. David wyciągnął przed siebie rękę, żeby założyć kosmyk włosów Caroline za jej ucho. Dokładnie przyglądał się dziewczynie. Uważał, że wyglądała wtedy naprawdę ładnie - kiedy promienie wschodzącego słońca padały na jej twarz. Blondyn nie chciał, żeby Caroline zakrywała się włosami, jak to miała w zwyczaju.

- Co robisz...? - spytała, zachowując kamienną minę.

- Czekam, aż zaczniesz opowiadać o sobie - chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Nie wiem... od czego zacząć... Po tym co powiedziałeś, mam wrażenie, że tylko wymyślam sobie problemy - odpowiedziała smutno Caroline, pierwszy raz nie starając się ukrywać prawdziwych emocji.

- Posłuchaj, jeśli coś ci przeszkadza, jest problemem, więc nie mów tak.

- Więc... - dziewczyna spuściła wzrok, powoli zaczynając odsłaniać swoje lewe przedramię. - Mam problem z autoagresją.

David od razu otworzył szerzej oczy, kiedy tylko jego wzrok spoczął na pociętej skórze dziewczyny. Miał z tym wcześniej styczność, jednak nigdy nie widział takiej ilości ran w jednym miejscu. Odruchowo dotknął zabliźnionych już cięć, znajdujących się przy samym nadgarstku. Zaskoczył tym Caroline, jednak ta nie wycofała ręki. W pewnym stopniu, ten gest nawet ją poruszył.

- Dlaczego to robisz? - ośmielił się w końcu spytać.

- Ech, to trochę skomplikowane, bo nie ma jednego powodu - drugą ręką nerwowo zaczęła dotykać swoich mocno wystających obojczyków.

- Więc powiedz najważniejsze, nigdzie się nam nie spieszy.

Szatynka przełknęła ślinę, jednak wiedziała, że już nie mogła się wycofać. Przed oczami przewinęły jej się wszystkie sytuacje, które zmusiły ją tamtej nocy do wyjęcia żyletki. Dziewczyna zacisnęła oczy i zaczęła szybko wymieniać, chcąc mieć to już za sobą.

- W szkole traktują mnie jak powietrze, nie jestem nikomu potrzebna, przeze mnie moi rodzice się rozstali, mama nigdy nie będzie ze mnie dumna, bo nie ma do tego żadnych powodów. Równie dobrze mogłabym nie istnieć - oczy Caroline zaszkliły się. - Jestem po prostu jakąś pomyłką...! W dodatku zajmuję tak dużo miejsca. Jestem tłusta i obleśna, nie mogę nawet patrzeć na siebie w lustrze! Inni najwyraźniej też nie mogą znieść mojego widoku, skoro nie chcą się do mnie zbliżać.

- To co ja tu robię w takim razie? - odezwał się David, nie mogąc uwierzyć, że dziewczyna myślała o sobie w taki sposób. - Nie uciekłem na twój widok i nie mam zamiaru.

- Na początku myślałam, że mnie nie lubisz, ale ostatnio spędzasz ze mną sporo czasu... Już się pogubiłam - Caroline dalej nie podniosła wzroku na chłopaka.

- Dlaczego myślałaś, że cię nie lubię? - blondyn z każdym jej zdaniem był w coraz większym szoku.

- Nie wiem, naprawdę... Niewiele trzeba, żebym zaczęła tak myśleć.

- Carol, ty mi się bardzo po... - chłopak przerwał, kiedy zrozumiał, co chciał powiedzieć. - Więc jednak liczysz kalorie? - w sekundę zmienił temat.

- Tak, liczę. Myślę nawet, że mogę być chora - głos Caroline zaczął się załamywać. - Myślę tak, ale wtedy staję przed lustrem i kiedy widzę jak wyglądam, od razu zapominam o tej myśli. Mówię sobie, że jestem za gruba, żeby mieć anoreksję i znowu staram się jeść jeszcze mniej, a ćwiczyć jeszcze więcej. Dzisiaj nie jadłam kompletnie nic, bo wczoraj przekroczyłam limit i chciałam się za to ukarać - dziewczyna zaśmiała się nerwowo.

- Carol, nie jestem specjalistą, ale wiem, że tak właśnie wygląda anoreksja.

Po policzku dziewczyny spłynęła pierwsza łza. Przypomniała sobie wszystkie wyjścia ze znajomymi, których sobie odmawiała, bo mogło na nich być jedzenie. Kiedy przestała wyprawiać urodziny, żeby rodzice nie zamawiali tortu, a ona nie dostawała w prezentach słodyczy od koleżanek. Kiedy święta przestały sprawiać jej radość, bo musiała powstrzymywać się od jedzenia, do którego i tak była zmuszana przez rodziców.

Caroline zdała sobie wtedy sprawę, że to wszystko przez to. Straciła koleżanki, bo bała się, że spotykając się z nimi, przekroczy swój limit kaloryczny. Straciła kontakt z tatą, bo u niego nigdy nie mogła się spodziewać, co i ile musiałaby jeść. Sama wszystko sobie odebrała. Nie, choroba była temu winna. Dziewczyna nawet nie była świadoma tego, że mogła w ogóle być chora. Przecież anorektyczki były takie chudziutkie, a ona przy nich wyglądała jak wieloryb.

Szatynka zaczęła płakać. Sama siebie wtedy zaskoczyła. Był to pierwszy raz, kiedy płakała przy kimś, w dodatku przy Davidzie, z którym nie była w szczególnie bliskich relacjach. Z jednej strony marzyła o ucieczce, żeby chłopak nie widział jej w tym stanie, jednak z drugiej nie chciała zostać sama.

David przybliżył się do dziewczyny, widząc jej reakcję. Bez słowa objął Caroline, na co ta od razu się w niego wtuliła. Próbując opanować płacz, mocno ściskała materiał bluzki chłopaka.

~*~
No to co, został już tylko jeden rozdział!

I'm Not HungryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz