Państwo Dursley

1.4K 57 3
                                    

- Harry, Harry wstawaj!- szturchnęłam lekko mojego brata.- Ciotka nas wolała, wstawaj.
- Jeszcze chwilka.- mruknął chłopak.
- Harry, naprawdę chcesz zostać tu zamknięty do końca dnia? No to wstawaj.
- Dobrze, już.- powiedział niechętnie i zaczął szukać okularów na malutkiej szafce, po chwili je znalazł i założył.
Oboje usłyszeliśmy jak Dudley schodzi po schodach, specjalnie tupiąc. Lubi uprzykrzać nam życie. Zszedł i dodatkowo, jakby tego było za mało, walnął pięścią o drzwi, które zatrzeszczały i niebezpiecznie się wgięły jakby miały pęknąć, a następnie odszedł śmiejąc się. Co za głupek!
- Za 5 minut w kuchni, bo jak nie to zostaniecie tam do końca dnia!- usłyszeliśmy donośny krzyk wuja Vernona.
- Chodź Harry.- powiedziałam i pociągnęłam brata za rękę. Wyszliśmy z tego malutkiego pomieszczenia, w którym ledwo się mieściliśmy, i skierowaliśmy się do kuchni.
- No nareszcie jesteście! Ile to można czekać?!- powiedziała poddenerwowana ciotka.
- Dzień dobry.- powiedzieliśmy razem z Harrym.
- Chodź tu Ariston, zrobisz herbatę, a ty Harry przypilnujesz bekonu. Macie tego nie zepsuć, bo dziś jest ważny dzień! Dziewiąte urodziny naszego Dudziaczka!- wyszła z uśmiechem.
Po chwili śniadanie było gotowe, więc zasiedliśmy do stołu. Zaczęliśmy jeść, a młody Dursley zaczął liczyć swoje prezenty.
- 34?!Tylko 34??-wybuchnął i stał się cały czerwony.-O jeden mniej niż w tamtym roku!
- Spokojnie Dudziaczku, dziś pojedziemy do miasta to kupimy ci jeszcze 3 prezenty, zgoda?- powiedziała pospiesznie Petunia.
- Niech będzie.- powiedział jubilat i zaczął jeść swoją porcje.- Gdzie jedziemy?
- Niespodzianka!- prawie wyśpiewał Vernon.
- Ale ja chce teraz wiedzieć.- powiedział stanowczo. Ja i Harry siedzieliśmy i szybko jedliśmy, na wypadek, gdyby Dudleyowi zachciało się przewrócić stół, tak ja tydzień temu, gdy nie dostał piątej dokładki lodów.
- No dobrze, a więc najpierw jedziemy kupić ci obiecane prezenty, a potem do cyrku!- powiedziała z podekscytowaniem ciotka, Dudley się uśmiechnął.- Wiedzieliśmy, że się ucieszysz, bo ostatnio mówiłeś, że chciałbyś go zobaczyć.
- Ariston, Harry wy pojedziecie do pani Figg, tak Petunio?- wuj skierował swoje pytanie swojej żonie.
- A no właśnie, pani Figg musiała wyjechać za granice do rodziny. Może podrzucimy ich do sąsiadów na kilka godzin. Powinni ich przyjąć.
- Nie będzie ich, wyjeżdżają na wakacje, przedwczesne. A może zostaliby w domu?
- Oj, nie ma mowy Vernonie, nie chcesz chyba po powrocie zastać dom w ruinach? A może by zostali w aucie?
- W moim nowym aucie? Nie ma mowy.- stanowczo powiedział wuj.
- To co my z nimi zrobimy? No chyba ich nie weźmiemy do cyrku, trzeba by kupić więcej biletów.
- Ale ja nie chce ich na moich urodzinach!- krzyknął zrozpaczony Dydley.- Oni wszystko psują!
- Och Petunio, może zostawilibyśmy ich w komórce, dalibyśmy im trochę jedzenia i problem z głowy.- powiedział Vernon ignorując jego syna.
- No nie wiem, a jak uda im się jakoś otworzyć drzwi?
- Faktycznie, nie pomyślałem o tym. Czyli musimy ich wziąć.
- Nie możecie! Ja nie chce z nimi jechać!- Dudley zaczął udawać płacz, lecz zaraz umilkł, bo przyszedł jego przyjaciel- Piers Polkinss.
Po godzinie byli już na miejscu. Zanim weszli do budynku, Dudleyowi zachciało się lodów, więc podeszli do pobliskiej budki i zaczęli składać zamówienia. Zanim odeszli sprzedawczyni spytała się Harrego i mnie co chcemy. Ciotka wybrała nam najtańsze cytrynowe lody. Dostaliśmy po jednej gałce. Następnie skierowaliśmy się do cyrku. Zanim doszliśmy na miejsce, wuj podszedł do naszej dwójki i odciągnął na bok.
- Jeśli cokolwiek dziś zrobicie dostaniecie porządną karę i odechce się wam uprzykrzania nam życia.
- Nic nie zrobimy wuju...- powiedzieliśmy jednocześnie.
- No ja myśle.
Po chwili wszyscy byliśmy na naszych miejscach i czekaliśmy na początek. Byliśmy przy samej scenie.
W pewnym momencie wprowadzono ogromnego węża w klatce. Wydawało mi się, że się na nas spojrzał. Na mnie i Harrego. Później kiwnął do nas głową lub złożył pokłon.
Wąż rozejrzał się wokół i spuścił zrezygnowany głowę. Dla mnie oznaczało to:" Achhh mam tego wszystkiego dość."
- Skąd pochodzi?- skierowałam pytanie do Harrego, ale odpowiedział mi gad, a mianowicie wskazał ogonem na tabliczkę przytwierdzoną do szyby.
Brazylia.
- Tęsknisz za domem?- tym razem zadał pytanie Harry.
Zwierzę z entuzjazmem pokiwało główką.
W tym momencie Dydley wypchnął Harrego za barierkę i zaczął się śmiać. Szybko wstałam i chciałam pomóc bratu, lecz zobaczyłam coś niemożliwego. Wieko klatki znikło, a wąż wypełznął na zewnątrz i popełznął do Dydleya. Przerażonego Dudleya. Ale zaraz potem ruszył w kierunku wyjścia. Usłyszałam tylko :" Brazylio, nadchodzę!"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Moja nowa książka. Mam nadzieję, że się spodoba.

Tajemnice czas odkryć /WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz