Rozdział 4

1.4K 69 4
                                    

Otworzyłam oczy słysząc wkurzający dźwięk. Nie wkurzała mnie Marry, która gadała do budzika, a właśnie ten znienawidzony przez większość ludzi na świecie przedmiot. 

— Wyłącz to dziadostwo! — krzyknęła Marry.

— Sama sobie je wyłącz! — odpowiedziałam również krzykiem dziewczynie. Usłyszałam świst powietrza po czym nagle nastała piękna cisza. Nie podnosząc się z łóżka poklaskałam parę razy po czym wróciłam do poprzedniej pozycji. Jednak mój wypoczynek nie trwał długo, ponieważ już po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. 

— No to chyba jakiś żart! — krzyknęła Marry. 

— Wstawać za dziesięć minut są lekcje! — krzyknął głos zza drzwi.

— Nigdzie nie idę. — powiedziałam sama do siebie nie mając zamiaru wstawać z łóżka. 

— No już dobrze wiem, że leżycie i mnie słyszycie! 

— Normalnie wszystko wiedzący! — krzyknęła  Marry. 

Wygrzebałam się ostatecznie z kołdry, założyłam koc na ramiona i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je z rozmachem widząc na zewnątrz uśmiechniętego Carlosa. 

— Skoro to jesteś tylko ty to ja wracam spać. — powiedziałam po czym zatrzasnęłam drzwi tuż pod nosem chłopaka. Chwile później znowu byłam w cieplutkiej kołdrze wracając do krainy snów. 

— Kto to był? — usłyszałam zachrypnięty głos Marry. 

— Curella De Vil. — powiedziałam nie myśląc. 

— Ale ona jest na wyspie! 

— A co ja powiedziałam? — zapytałam budząc się. 

— Że przyszła do nas Curella De Vil! 

— No to źle się wyraziłam. Przyszedł do nas jej syn. — powiedziałam. 

— Za niańkę naszą robi czy co? 

— A skąd mam to wiedzieć? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

— Dobra poczekamy aż zaczną się lekcje i idziemy. — powiedziała nagle rozbudzona Marry.

— Nigdy cię nie zrozumiem.

— Nawet nie próbuj bo zwariujesz.

— Moja rodzina pochodzi z Krainy Czarów. I tak jestem szalona. — powiedziałam. 

— Jeszcze nie aż tak jak bardzo możesz być. 

— Żebyś się nie zdziwiła. — powiedziałam wstając z łóżka. 

Ruszyłam w stronę mojej walizki. Z środka zabrałam czerwoną asymetryczną spódnice, czarną koszule bez rękawków z gorsetem i do tego czarne, zamszowe botki na szpilce. Z takim zestawem ruszyłam do łazienki. Tam ubrałam się i umalowałam. Zaraz po wyjściu z łazienki rozejrzałam się po pokoju. 

— Ale my mamy bajzel tutaj. A mieszkamy tu ledwie jeden dzień. —powiedziałam patrząc uważnie na porozrzucane ubrania po podłodze. 

— Widzę. Jednak to jesteśmy my. Zapewne posprzątamy jak zaczniemy się przewracać przez nie. — odpowiedziała miprzyjaciółka idąc do łazienki. 

Ja za ten czas zaczęłam szukać swoich pierścieni i bransoletek.Znalazłam je zakopane w jednej z kieszeni mojej kurtki. Było tam też pełno papierków, które de facto spadły na podłogę. Kiedy ubierałam swoje ozdoby z łazienki wyszła Marry. Miała na sobie ciemno-zieloną sukienkę z rękawami 3/4. Na to miała narzuconą czarna ramoneskę. Z szyi zwisał długi, srebrny naszyjnik sięgający do połowy klatki piersiowej. Natomiast na nogach miała czarne buty na obcasie z wycięciem na palce i sznurowaniami na łydki. Przyjaciółka ubierała właśnie pierścienie i bransolety.

Następcy: It's Not The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz