Rozdział 5

1.2K 71 11
                                    

((Mal POV))

— Mówię wam oni coś kombinują! — mówiłam jak najęta chcąc przekonać resztę do swoich racji.

— Mal przesadzasz. — powiedział Ben.

— Nie! Oni nawet się nie kryją z tym i nie chodzą na lekcje!

— A może po prostu są zmęczeni i odsypiają wczoraj? — zaproponował Carlos.

— O właśnie! Na pewno odpoczywają. — zgodziła się z nim Evie

— No to są jakieś żarty! Im nie wolno ufać!

— Mal przestań! Jak wy przyjechaliście to też były z wami problemy, więc przestań udawać taką święta! — krzyknął wściekły Ben i wyszedł z pokoju.

((Holly POV))

— Nie myślałam, że możesz być aż tak bardzo naiwna. — powiedziała Gretel. Bardzo optymiastyczne podejście do planu Marry.

— Uwierz mi ten plan zadziała i zniszczymy ich tą marną przyjaźń. — odparła Marry.

— Myślę, że ten plan sprawdza się bez naszego udziału w nim. — oznajmił Zevon.

— Dlaczego tak myślisz? — zapytałam.

Chłopak wskazał ręka za okno. Zobaczyłam tam króla Bena idącego chodnikiem w stronę zamku. Był ona bardzo zdenerwowany. Za nim biegła Mal krzycząc coś o przeprosinach.

— No i mamy to co chcieliśmy! — powiedziała Issabelle.

— Jeszcze nie. — zaprzeczyła Marry.

— To co ty chcesz jeszcze zrobić? — zapytał Harry.

— Zniszczyć cała bandę co by nam nie przeszkodzili.

— Od czego zaczynamy? — zapytałam zacierając ręce.

— Przyjaźń Jay'a i Carlosa. — odparła dziewczyna.

— Masz już wymyślony plan? — zapytałam dziewczyny.

— Mam. Jest on jeszcze niedokończony. Jednak ty będziesz miała w nim największy udział.

— Mam się cieszyć czy płakać? 

— Najlepiej oba na raz.

— Czyli mogę być pewna, że źle się to dla mnie skończy. — stwierdziłam nadal się śmiejąc.

— Wracając do tematu. Carlos od samego początku stara się jak może aby ci pomóc. Trzeba to wykorzystać... — nie dałam dziewczynie dokończyć.

— Tyle mi wystarczy. Musisz mi zaufać.

— Dobra. Natomiast ja i reszta odciągamy jego dziewczynę jak najdalej się da.

— Chodzi ci o córkę Dobrej Wróżki? — zapytała Issabelle.

— Tak.

((Mal POV))

— Jane widziałaś Bena? — zapytałam dziewczyny bliska płaczu.

— Nie. Co się stało?

— Nic wielkiego. Po prostu się pokłóciliśmy o głupotę.

— No dobrze. A sprawdziłaś jego gabinet?

— Tak już tam byłam... — nie zdążyłam dokończyć zdania, ponieważ do dziewczyny podeszła Marry.

Dopiero teraz stojąc tak blisko niej i mogąc się jej uważniej przyjrzeć byłam zdolna powiedzieć, że naprawdę jesteśmy rodziną miała rysy twarzy podobne do mamy.

— Mogłabyś mi pokazać gdzie jest klasa chemiczna? Szukam jej od jakiś piętnastu minut i nadal nie umiem jej znaleźć. — powiedziała dość miłym jak na nią głosem.

— Okej. Do zobaczenia Mal. — pożegnałam się z Jane.

Jednak nie poszłam w swoją stronę tylko patrzyłam uważnie na Marry. Zastanawiałam się gdzie jest Holly. One dwie rzadko kiedy się rozdzielają, a jeżeli to się już dzieje to zawsze zwiastuje to kłopoty. Nie musiałam jednak długo zastanawiać się gdzie jest czerwonowłosa, ponieważ już po chwili zobaczyłam jak idzie razem z Carlosem. Była to dość dziwna sytuacja, gdyż Jay nie znosi Holly ze względu na jej przyjaźń, a może już miłość, z Harrym. I wtedy właśnie dostałam nagłego olśnienia. Ona chce zniszczyć przyjaźń miedzy Carlosem, a Jay'em. Przecież ona dobrze wie, że syn Jafara nie przepada za nią. Nie mogę jej na to pozwolić. Ruszyłam w ich stronę jednak było już za późno. Zobaczył ich wchodzący na korytarz Jay.

— Nie mam już przyjaciela. — powiedział na tyle głośno aby Carlos to usłyszał, po czym wrócił skąd przyszedł.

— A jemu co? — zapytał sam siebie chłopak. 

— Wiesz chyba chodzi mu o to, że ze mną rozmawiasz. Nadal mnie nie znosi przez to, że przyjaźnie się z Harrym. — powiedziała dziewczyna. Ona musi mieć świetny ubaw.

— A co mu do tego?

— Nie wiem. Może idź z nim porozmawiać w końcu to twój przyjaciel. A ja nie będę się wtrącać.

— On nie będzie mi mówić z kim mogę rozmawiać, a z kim nie. — powiedział Carlos i pociągnął za sobą Holly w stronę wyjścia na zewnątrz.

Wszystko zaczyna się coraz bardziej sypać. Na dodatek jest to wina mojej siostry. Jednak matka miała racje mówiąc, że powinnam uważać co robię.

((Holly POV))

Ze spacer z Carlosem wróciłam po dwóch godzinach. W pokoju zostałam cała bandę.

— I jak? — zapytali mnie niemal wszyscy naraz.

— Mogę oficjalnie oświadczyć, iż coś takiego jak przyjaźń między Jay'em, a Carlosem już nie istnieje. — powiedziałam dumną z siebie.

Wszyscy zaczęli się cieszyć tak jakbym zrobiła coś niemożliwego.

— Wątpił ktoś we mnie? — zapytałam mrożącym krew w żyłach głosem.

— Nigdy. Po prostu przyjaźń tych dwóch nie istnieje, Mal nie ma już chłopaka. Została tylko Evie i Mal. — powiedziała Marry.

— Najgorsze na koniec. — stwierdził Harry.

— Może i tak, ale mam coś co ci poprawi humor.

— Co takiego?

— Jay pokłócił się z Carlosem bo nienawidzi mnie przez to, że przyjaźnie się z tobą.

— Gdyby nie ja to byś nic nie zrobiła.

— Ależ oczywiście.

— Dobra wypad panowie. — powiedziała Marry, wtracając się w moja rozmowę z Harrym.

Chłopaki wyszli bez gadania z pokoju.

— Issabelle to zadanie należy do ciebie. Uwiebiasz się stroić, a Evie uwiebiasz szyć. Szybko się dogadacie... — zaczęła Marry.

— A Mal dostanie nerwicy. — dokończyłam.

— Dokładnie.

Następcy: It's Not The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz