To miał być nowy początek. Nowa nadzieja rozlewała się po moich lędźwiach, napawając duszę szczęściem. Uwolniłem się od koszmaru ostatnich lat. Powoli rozpakowywałem rzeczy w jeszcze niemal pustym mieszkaniu. Kartony stały na podłodze w kompletnym nieładzie. Nigdy nie odważyłbym się na to, co zrobiłem, gdyby nie zapewnił mnie, że mnie obroni i wyciągnie z tego wszystkiego. Moje pierwsze stado już nie istniało, a ja stałem się samotnym wilkiem... Co prawda, nie jestem pewny, czy powinienem tak nazywać poprzednią watahę, do której należałem... Nigdy nim nie było, a przynajmniej nie w normalnym znaczeniu tego słowa. Z drugiej strony, co ja mogłem wiedzieć o "normalności", urodziłem się w tym piekle i byłem pewny, że w nim umrę... Jednak zacznijmy od początku...
***
- Spokojnie, kochanie - szepcze młody omega, który chyba jest moją matką.
Mam piętnaście lat i jestem bardzo bliski swojej pierwszej gorączki. Wiem, że niedługo mnie stąd zabiorą, tak, jak zrobili z moimi poprzednikami. Mój rodzic, który bardzo rzadko się odzywa, patrzy na mnie z bólem w oczach, czule głaszcząc po włosach. W tym pokoju śmierdzi, nie ma okna. Jedna, goła żarówka wisi wysoko pod sufitem, oświetlając nikłym światłem obraz bólu i rozpaczy. Każda omega, która tu trafia jest w ciąży lub w jakiś sposób została uszkodzona. Oczywiście, wraz z nimi jesteśmy jeszcze my - podlotki czekające na swoją kolej. Dorastające bez żadnego dostępu do jakiejkolwiek wiedzy o życiu, świecie poza murami tego piekła. Od urodzenia skazane na swój marny los. Przez twarz opiekuna przebiega głęboka blizna, mimo to jest piękny, czuły. Jego cera jest równie blada co moja, nasze dłonie nie wiele różnią się wielkością, choć ja nie jestem w pełni wyrośnięty.
Teraz, gdy o tym myślę, nie jestem pewny, czy mnie urodził, czy po prostu opiekował się mną i innymi z powodu swojej skazy. Z drugiej strony chcę o nim myśleć jak o matce, był jedyną bliską mi osobą, od kiedy tylko sięgałem pamięcią. Pojedynczą iskierką szczęścia, jakiego tam doznałem. Nigdy więcej go już nie spotkałem, czego bardzo żałuję. Chciałem mu podziękować za dobroć i miłość, którymi mnie obdarzył. Za to, że mimo obostrzeń nauczył mnie mówić oraz wyjaśnił mi w odpowiednim momencie naszą naturę i działanie naszych ciał. Dzięki temu mniej się wtedy bałem. Ta rozmowa nie była dla niego łatwa, widziałem łzy w jego oczach. Jego cichy, wypełniony strachem szept śni mi się czasem po nocach.
Pierwsza gorączka zaczęła się dokładnie dwa dni później. Zabrali mnie od niego. Do tej pory pamiętam, jak wtedy w bezsilności spuścił głowę i ukrył ją w ramionach. Nie chciał patrzeć i mu się nie dziwię. Nie mogłem wiedzieć czego ode mnie chcieli. Tego mi nie powiedział. Nie potrafił albo wolał, bym zawczasu nie bał się nieuniknionego. Choć z początku byli bardzo mili, to powinienem się domyślić, że tkwi w tym jakiś podstęp. Nikt nigdy nie był dla nas dobry, znaliśmy tylko krzyki, kary i bicie.
Wykąpali mnie, wypachnili, przystrzygli włosy i paznokcie. Potem przyszedł beta w białym kitlu i zrobił mi zastrzyk. Nie wiedziałem, że to antykoncepcja, która zresztą działa na wilki tylko w siedemdziesięciu procentach. Jedynie cudem, przez te trzy lata nie zaciążyłem, jednak jestem za to wdzięczny losowi. Nie potrafiłbym się pogodzić z utratą dziecka.
Pokój, do którego mnie zaprowadzono, był wielki, a przynajmniej, po klitkach w jakich nas trzymano, taki mi się wydawał. Jego głównym elementem było potężne łoże o metalowej ramie, jednak to nie ono przyciągało moją uwagę... Okno było duże, przysłonięte zasłoną, która w żaden sposób nie mogła mnie zatrzymać... To był pierwszy raz, gdy zobaczyłem słońce i świat poza murami posiadłości. Ogród był zielony i piękny, a tuż za nim zaczynał się las. Pewnie rozkoszowałbym się tym widokiem przez wiele godzin, gdyby nie to, że przez moje ciało zaczęły przechodzić fale gorąca, a ból w podbrzuszu niemal powalił mnie na ziemię. Ledwie dowlokłem się do łóżka, powłócząc nogami. Chłodna, satynowa pościel na chwilę złagodziła upał panujący w moim wnętrzu, nie potrwało to jednak długo. Ktoś do mnie zajrzał i potężnie zaciągnął się moim zapachem, po czym z cichym śmiechem zatrzasnął drzwi. Nie musiałem długo czekać, aż pojawił się pierwszy "adorator". Rozebrał mnie delikatnie i później też starał się taki być, ale mój zapach go obezwładniał...
Kiedy w końcu ze mnie zszedł, a gorączka trochę odpuściła, chciało mi się płakać. Poczułem się jak ostatnia szmata. Wilk we mnie wył, że ktoś nam nie przeznaczony odebrał nam dziewictwo. Jednak to nie był koniec, to był dopiero początek. W ciągu kolejnych trzech dni pojawiło się ich jeszcze wielu.
Potem po prostu przyszedł do mnie kolejny alfa, choć jego zapach znałem, czasem odwiedzał piwnice i przyglądał się dorastającym omegom. Teraz zaniósł mnie do jakiejś zbiorczej sali, gdzie było więcej takich jak ja. Na kolejny miesiąc miałem spokój, a następnie sytuacja się powtórzyła... Trwało to trzy lata, choć dla mnie była to wieczność przepełniona bólem, strachem, obrzydzeniem do samego siebie... Jednak któregoś razu pojawił się On...
..............
Korekta: 13
CZYTASZ
ZMIANY a/b/o
Werewolf" Nie musiałem długo czekać, aż pojawił się pierwszy "adorator". Rozebrał mnie delikatnie i później też starał się taki być, ale mój zapach go obezwładniał... Kiedy w końcu ze mnie zszedł, a gorączka trochę odpuściła, chciało mi się płakać. Poczułem...