Pierwszy dzień w pracy był katastrofą. Nie mogłem się na niczym skupić. Kierownik widząc mój stan oddelegował mnie do składania ciuchów w dziale z odzieżą dla futbolistów. Okazało się to totalną porażką. Głównymi klientami tego działu były same dominujące samce, na których moja pochylona nad pracą sylwetka robiła ogromne wrażenie. Na ich głupie zaczepki odpowiadałem z miłym uśmiechem "że jestem w pracy".
Dzień wlókł się niemiłosiernie. Z każdą chwilą czułem się coraz gorzej. W końcu chyba jak na zbawienie, ponad godzinę przed zakończeniem pracy, kierownik zlitował się nade mną i puścił mnie do domu. Nie potrafił się na mnie gniewać, w końcu był niesparowaną betą, na którego mój tyłek działał, tak jak na większość dominujących samców.
Wszedłem do domu z mocnym postanowieniem zalegnięcia na kanapie. Oczywiście szybko okazało się, że moje marzenia są płonne, gdyż wspomniany mebel zajmowała mała, różowa omega. Kamil z głupkowatym uśmiechem sączył coś z wysokiej szklanki. Choć nie czułem alkoholu, byłem niemal pewny, że coś dolał do tego swojego soczku.
- Jak się czujesz słoneczko? -spytał wyglądają na całkiem rześkiego.
- Jakby przyjechał po mnie tir - zaśmiał się na to rozbawiony, choć mnie do śmiechu było daleko. -Do tego moja praca to porażka.
- Czemu? -zrobił mi miejsce na kanapie, a gdy na niej usiadłem od razu mnie przytulił. Co prawda normalnie tego typu gesty sprawiały, że czułem się co najmniej nie swój. Jednak on miał coś w sobie, co sprawiało, że przy nim nie miałem tego dyskomfortu.
- To sklep sportowy -on wciągnął powietrze z głośnym światem.
- Same alfy co? -westchnął tylko w odpowiedzi. Rozumiał mnie jak nikt inny. Dla samotnego omegi, przebywanie w jednym pomieszczeniu, choćby publicznym wiązało się tylko z ciągłym molestowaniem. -Z drugiej strony, masz większe szanse na znalezienie kogoś fajnego. Pewnie chodzą tam same przystojniaki.
- Niby tak, ale wiesz... -oparłem głowę o jego ramie.
- To czemu nie bierzesz tabletek? -widziałem o takim rozwiązaniu, jednak były one dość drogie, a ich zdobycie wiązało się z wizytą u lekarza. W naszej watasze niestety nie było żadnego ginekologa.
- Nie lubię lekarzy -westchnąłem, widziałem że taka wizyta wiąże się też z tym, że musiałbym się przyznać do tego, że od czasu gdy nas uwolniono, nie miałem gorączki.
- Mój brat jest lekarzem, za dwa tygodnie będę jechać go odwiedzić. On nie zrobi ci krzywdy. Pojedziesz z nami i wszystko pomogę ci załatwić, nie martw się. -Mówił tak szybko mocno podekscytowany, że ledwie szło go zrozumieć.
Nie byłem Przekonany co do jego pomysłu, ale z drugiej strony miałbym święty spokój nie tylko w pracy, ale i na uniwerku.
- Pomyślę -zacząłem, ale on już mnie nie słuchał zbyt podniecony wizją swoich pomysłów.
- A na razie rozwiążemy to tak -zerwał się z kanapy jak poparzony i pobiegł do swojej sypialni, by po chwili wrócić z czymś schowanym za plecami. -Wstań -rzucił władczo, jednak z figlarnym uśmiechem na ustach.
Naciągnął na mnie za dużą o kilka rozmiarów koszulkę swojego alfy.
- Ona jest przepocona -skrzywiłem się nieznacznie czując ostry zapach jego chłopaka.
- I o to właśnie chodzi, dadzą ci spokój myśląc, że masz chłopaka. -Złapałem się za głowę kręcąc nią.
- On raczej się z tego nie ucieszy, wiesz jakie alfy są terytorialne. Nie należę do niego, poza tym to będzie dziwne, jeśli spotkamy się gdzieś we troje, gdzie inni będą mogli powiązać że sobą nasze zapachy.
- Daj spokój, zawsze można powiedzieć, że jesteśmy w trójkącie. -Zaśmiał się mocno rozbawiony. -Jednak -jego mina zrobiła się przebiegła -my ci pomożemy, jak ty obiecasz, że spotykasz się z wolnymi chłopakami z naszej watahy.
- Czemu? -poczułem się odrobinę zdradzony tym szantażem.
- U nas na jedną omegę wpada sześć samców. Trzech moich braci jest samotnych, nie wspomnę o kuzynach.
- Chcesz mnie z którymś zostawać na siłę? -nagle poczułem się sto razy bardziej zmęczony niż dziś rano.
- Chcę dać im szanse i tobie zresztą też. Nic na siłę, kilka szybkich randek. Zgódź się, będzie fajnie, zgarniesz trochę słodkości i prezentów, a jak nie wyjdzie, to dam ci spokój. -Spojrzał na mnie z nadzieją.
- Przemyśle to, -ściągnąłem podkoszulek i zniknąłem w swoim pokoju chcąc to wszystko odespać.
W ogóle nie zamierzałem o tym myśleć. Dla mnie była to przerażająca wizja. Ja sam, na sam z alfą, która zrobi wszystko, bym dał mu szczenięta. A co jeśli okaże się, że jednak mnie tam uszkodzili i nie mogę ich mieć?
Z drugiej strony miałem wiecznie czekać na kogoś, kogo pewnie już nie spotkam i umrę w samotności. Może warto było spróbować znaleźć kogoś, kto mnie pokocha.
_________________________
Szukam kogoś do korekty tekstów.
CZYTASZ
ZMIANY a/b/o
Hombres Lobo" Nie musiałem długo czekać, aż pojawił się pierwszy "adorator". Rozebrał mnie delikatnie i później też starał się taki być, ale mój zapach go obezwładniał... Kiedy w końcu ze mnie zszedł, a gorączka trochę odpuściła, chciało mi się płakać. Poczułem...