Zdrada część 2

4.3K 407 25
                                    

Nie wiem jak to się stało, ale wszystko mu opowiedziałem. Zarówno o swojej przeszłości, jak i o tym, co spowodowało moje zajście w ciążę.

- Teraz moja kolej na wyznawanie mrocznych sekretów - zaśmiał się, zamawiając mi ciastko czekoladowe. - Tak więc prowadzę klub ze striptizem. Ten na wyjeździe w Broken Fools.

- Serio? - przez chwilę myślałem, że się ze mnie nabija.

- Tak, dlatego tak trudno jest mi znaleźć partnera. Większość, jak słyszy, że kręcę się w tej branży, ucieka w podskokach. Chyba mają mnie za jakiegoś zwyrodnialca.

-Czemu tak myślą? - przyjrzałem mu się. Może faktycznie był groźny, a ja tego nie zauważyłem.

- Wiesz, wszystkim kojarzy się to z prostytucją, ale ja swoich pracowników do niczego nie zmuszam. Dla mnie mają tylko tańczyć i roznosić drinki, za to im płacę. Oczywiście zdaję sobie sprawę jak większość z nich dorabia, ale nigdy, przenigdy nikogo bym do tego nie zmusił. - Pokiwałem głową. Trochę przeraziły mnie jego słowa, ale z drugiej strony mu wierzyłem.

Był zdziwiony, gdy pozwoliłem mu odprowadzić się do domu, a przy drzwiach dałem mu swój numer telefonu.

Zaczęliśmy się spotykać regularnie. Poznał nawet Kamila i Maxa, którzy byli zachwyceni tym, że wyszedłem do ludzi. Co prawda nie zdradziłem im czym Patric się zajmuje, dla mnie nie było to ważne. Niemal każdy dzień między moją a jego pracą spędzaliśmy razem. W piątek mieliśmy wyskoczyć tylko na szybki lunch, ale on spytał, czy nie chciałbym jechać z nim. Nigdy nie byłem w nocnym klubie ze striptizem, więc zgodziłem się ochoczo.

- Co myślisz? - spytał gdy przekroczyliśmy próg. Widać było, że jest mocno zdenerwowany.

Lokal był jeszcze zamknięty i kelnerzy w obcisłych strojach kręcili się wokół, wycierając stoliki i szykując sale do otwarcia. Młody omega ćwiczył pozy na rurze, chyba testując nowy kawałek. Zauważyłem na jego barku znak przynależności i zaciekawiło mnie to, że jego partner jest w stanie znieść to, iż pracuje w takim miejscu. Patric wprowadził mnie na zaplecze i wtedy to zobaczyłem. Starszy chłopak wysypał na toaletkę trochę białego proszku i wciągnął go przez nos. U niego też zauważyłem ślad po ugryzieniu. Kiedy właściciel ujrzał co tamten wyrabia, z mocno zakłopotaną miną próbował go zasłonić własnym ciałem. W końcu, gdy przekonał się, że i tak to zauważyłem, pociągnął mnie szybko w głąb, do swojego gabinetu.

- To nie są narkotyki - zaczął od razu. - Przynajmniej nie takie normalne, którymi dzieciaki się szprycują - tłumaczył ze spuszczoną głową, chyba bał się mojej reakcji na fakt, że on na to pozwala. Milczałem, bo nie wiedziałem co mam mu na to odpowiedzieć. - To środek, który zaburza działanie więzi. Odradzam im to, bo jest mocno uzależniający, ale większości z nich ich partnerzy się wyrzekli albo w jakiś sposób zostali od nich oddzieleni.

To mocno mnie zaciekawiło. Teraz nie byłbym w stanie tego wziąć ze względu na dzieci, jednak potem... Przecież, skoro więź byłaby zaburzona, mógłbym kogoś pokochać, na przykład tego wspaniałego faceta.

- Jak można to sobie załatwić? -spytałem w końcu, bo zdałem sobie sprawę, że on od dłuższej chwili się we mnie wpatruje i czeka na reakcję.

- Ten środek nie jest dobry, nie działa jak bloker więzi, to zabija uczucia - chwycił mnie za ramię i do siebie przyciągnął. Był wzburzony, bo od razu zrozumiał o co mi chodzi.

Staliśmy stanowczo zbyt blisko siebie. Spojrzał mi głęboko w oczy i zaczął zbliżać się jeszcze bardziej. Chciałem tego... Naprawdę mocno pragnąłem tej sytuacji, jednak gdy nasze usta się spotkały nie poczułem nic. Odwzajemniłem pocałunek, ale wiedziałem, że to koniec.

- Przepraszam - szepnąłem, prawie płacząc, gdy tylko się od siebie oderwaliśmy. - Nie potrafię.

- Rozumiem - alfa pogłaskał mnie po włosach. - Cieszę się jednak, że naprawdę myślałeś o mnie na poważnie.

- Jesteś wspaniały, wszystko byłoby cudownie, gdyby nie ta głupia więź - byłem zły i załamany.

- Nic na to nie poradzisz. Czyli co, zostajemy przyjaciółmi?

- Oczywiście! - Otarł mi twarz z łez.

- Chodź, postawię ci soczek pomarańczowy.

Spędziliśmy całkiem miło wieczór, aż do otwarcia lokalu. Potem zamówił mi taksówkę i wróciłem do domu, od razu wpadając w ramiona Kamila.

- Nie potrafiłem, nawet pocałować go nie mogłem - wychlipałem prosto w jego koszulkę.

- Przykro mi - chłopak gładził mnie po plecach, a ja nie mogłem dojść do siebie. - Ty przynajmniej masz je - dotknął mojego brzucha. - Nam dalej się nie udało. Wiesz co jest zabawne? - Spojrzałem na jego twarz niepewnie. - Naprawdę myślałem, żeby dać się zapłodnić innej omedze, by sprawdzić tę teorię. Teraz nie mogę dać dziecka nawet swojej alfie.

- Kamil - chwyciłem go za rękę, zmuszając, by spojrzał mi w oczy. - Zaopiekujesz się nimi, jak swoimi? - miał naprawdę przerażoną minę, chyba zrozumiał co chcę mu przekazać.

- Przestań, wszystko będzie dobrze - chciał mnie sztucznie pocieszyć.

- Lekarka powiedziała, że jeśli się nie połączę, nie dożyję do końca ciąży. Zaplanowała mi cesarkę na koniec siódmego miesiąca - nie informowałem go o tym, bo nie chciałem go martwić.

- Czemu? Czemu nic wcześniej nie powiedziałeś? - złapał mnie za ramiona.

- Pojadę z wami na tę pełnię -spojrzałem na kalendarz. Wypadała w środę, więc był jeszcze czas. - Potem położą mnie do szpitala, chcę się ostatni raz przemienić. Ostatni raz to poczuć. Jednak ty musisz mi przyrzec, że im nie powiesz, ani o mnie, ani o ich ojcu. To ty ich urodziłeś.

- Jak możesz mnie o to prosić? - rozpłakał się - Oczywiście, że je adoptujemy, jeśli... Nawet nie chce mi to przejść przez gardło, ale muszą wiedzieć - teraz obaj płakaliśmy.

- Po prostu ich kochaj i nie mów im, że ich rodzic był naiwną dziwką - wtedy to ze mnie wypłynęło, powiedziałem mu o odrzuceniu i o całym bólu, który mnie trawił. Płakaliśmy całą noc, wtuleni w siebie.

ZMIANY a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz