VIII

46 4 1
                                    

Kiedy roześmiana Gersimi otworzyła drzwi i spojrzała to kto w nich stoi, uśmiech zszedł jej z ust.

- Co się... - zaczęła Hnoss podchodząc do drzwi

- Ja się dzieje -powiedziałam wchodząc do komnaty i zamykając po sobie drzwi. - Jak to się stało dziewczęta, że się tu znalazłyście? - zapytałam - Milczycie? Cóż jest tego piwodem?

- Obiecałyśmy nic nie mówić, ale... - Zaczęła Gersimi.

- Tak?

- No... Książe nam pomógł. -wypaliła Hnoss

- Oczywiście! Mogłam się przecież spodziewać, że to Loki. Gdzie on się teraz podziewa?

- Jak się dowiedzieli... - zaczęła Hnoss

- To go zabrali - skończyła Gersimi

- No świetnie, nie dość, że mnie tu przez was ściągnięto, to jeszcze z waszej winy zamknięto mi towarzysza - narzekałam

- Przepraszamy - skruszyła się Hnoss

- Dajcie już spokój. Po prostu pozbawiłyście mnie jedynej tu rozrywki - rzuciłam nim usłyszałam głośny huk -A może i nie jedynej...

Coś z impetem uderzyło o drzwi. Szybko chwyciłam za sztylet i uzbrojona nacisnęłam na klamkę. Poczułam opór więc siłą otworzyłam drzwi. Usłyszałam przy tym głuchy odgłos gdy opierające się dotychczas o drzwi ciało upadło na posadzkę.
Leżący na posadzce mężczyzna prawdopodobnie był Muspelheimczykiem. Żołnierzem o czym świadczyły namalowane na ramionach i poliku płomienie - cechy charakterystyczne o których czytałam jeszcze w Wanaheimie.
Czyżby zapowiadała się wojna?

Wróciłam do pokoju
- Macie sztylety, które kazałam wam nosić? - zapytałam, a dziewczęta przytaknęły - Dobrze w takim razie uzbroić się i zaryglować drzwi po moim wyjściu. W razie gdyby ktoś próbował się wedrzeć, przez drzwi krzyczeć, że jesteście z Wanaheimu. Powinni odpuścić.

- Kto atakuje?

- A kto mógłby być na tyle porywczy? - spytałam retorycznie - Muspelheim. Dacie radę. Ty Hnoss potrafisz rozbudzić pragnienie. W końcu tego jesteś bóstwem. Spraw, by pragnęli chronić wasze drzwi lub nie chcieli tu wchodzić. Gersimi natomiast jeśli ktoś by się wdarł, droga wolna. Oczaruj go i zwiedź jak na boginię piękna i adoracji przystało. - powiedziałam - Nie dać się! W razie potrzeby wyrwać serce -powiedziałam na pożegnanie i wyszłam. Poczekałam aż ustało szuranie, gdy dziewczęta zastawiały szafą drzwi.

Ruszyłam opustoszałym korytarzem ku głównemu wejściu. Uzbrojona byłam jedynie w sztylet jednak pamiętałam o szpilce we włosach, która w razie potrzeby mogła służyć jako namiastka broni. Mijając pochodnię użyłam trochę jej płomienia by rozpalić trzyany w ręce sztylet, a konkretniej pokryć go ogniem. Spróbuję zwalczyć ogień ogniem. Gdy wyszłam z pałacu na dziedziniec ujrzałam ogrom zniszczeń. Pojedyńczym
Muspelheimczykom udao się dotrzeć pod pałac gdzie niszczyli wszystko na swojej drodze. Rośliny, ławki... wszystko trawił ogień. Skoncentrowałam się i stłumiłam ogień.
Potrzebowałam transportu żeby dostać się na pole walki. Było zbyt parno by szybować na prądach powietrznych, a ponad to nie opanowałam tej umiejętności do perfekcji. Ogromne drzewo, którego gałąź by się nadawała było nadpalone. Popędziłam w stronę pierwszego lepszego Muspelheimczyka. Pchnęłam go na drzewo i poddusiłam gałęzią która z trudem ale oplotła się w okoł jego szyi unieruchamiając. Wbiłam sztylet w drzewo robiąc w nim otwór. Następnie chwyciłam dłoń próbującego uwolnić się mężczyzny i naciełam tak by spływała po niej krew.

- Miej nadzieję, że to wystarczy, a nie umrzesz -syknęłam po czym rozchyliłam przy pomocy mocy nacięcie w drzewie na tyle by wsadzić i unieruchomić dłoń mężczyzny. Był przerażony. - Jeśli atak się skończy nim się wykrwawisz, to wyjdziesz z tego - stwierdziłam beznamiętnie - Lepiej siedź grzecznie bo im bardziej drzewo ucierpi, tym więcej energii zabierze Tobie.

Zdobyć Tron || LLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz