Dla ułatwienia - Paulina to Paulina Dec, Paula to Paulina Szkiel :)
Paulina uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do swojej przyjaciółki, przytulając ją mocno.- Jak ja się za tobą stęskniłam! – zawołała, wisząc na wyższej, ale też drobniejszej dziewczynie. Druga Paulina, również blondynka, jednak o brązowych oczach i z okularami na nosie, zaśmiała się cicho.
- Nie widziałyśmy się tylko jeden dzień – przypomniała jej, odwzajemniając uścisk. Decowa przewróciła oczami i puściła dziewczynę.
- Co ty tu w ogóle robisz? Widziałam jak twoi rodzice wyjeżdżają, myślałam, że pojechałaś z nimi – spojrzała na nią zmartwiona, ale i zaciekawiona, z czego to drugie było widać dużo bardziej, głównie przez nos, który marszczyła za każdym razem, gdy szukała jakichś informacji lub wypytywała innych o te ważne i mniej ważne sprawy. Brązowooka podrapała się po policzku, zażenowana.
- Zapiłam i nie słyszałam telefonu – w jej głosie słychać było, że źle jej z tym – Odebrała jakaś laska i powiedziała, że jadę z nimi – dodała wkurzona. Paulina potarła nos u nasady.
- I pojechali bez was? – zapytała, chociaż znała odpowiedź. Gdy dziewczyna potwierdziła, westchnęła – Paula... Ile razy ci mówiłam, że masz nie pić beze mnie? – nadymała policzki. Tomek z Kamilem przewrócili oczami, a Gosia uśmiechnęła się szeroko.
- Świetnie, cała banda w komplecie... - jęknęła, niby tak, aby nikt nie słyszał, Iza. Członkowie grupy od razu na nią spojrzeli.
Czarnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się do nich z wyższością, po czym odgarnęła włosy i spojrzała na swojego chłopaka.
- To jak? Idziemy dalej? – zapytała, niby od niechcenia.
Z premedytacją olewała obecność Pauliny, chociaż normalnie nie darowałaby sobie, gdyby jej czegoś nie powiedziała. Paulina robiła dokładnie to samo, całą uwagę skupiając na przyjaciółce. Robert zerknął na nią, a później na grupę. Wolał zostać z nimi, ale nie potrafił sprzeciwić się Izie. Zresztą gdyby to zrobił to narobiłby sobie jedynie kłopotów, jego dziewczyna nie należała do spokojnych i łatwo wybaczających osób. Brązowowłosy otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak w tym samym momencie za nimi rozległo się warczenie.
- Cholera – zaklął Kamil – Przywlekły się za nami? – wzrokiem przeskakiwał z jednej ulicy do drugiej, aby zobaczyć skąd nadchodzą.
- Niemożliwe, zabiliśmy wszystkie, a jak wychodziliśmy to okolica była pusta – Tomek potrząsnął głową.
Byli za głośno? A może podczas nocy dostały się do bloków obok i teraz wyszły? W tym momencie było to mało ważne, a jednak właśnie takie myśli zaprzątały głowę Karola. Nie chciał narażać swoich dzieci na niebezpieczeństwo, a na otwartym terenie nie mieli szans, zwłaszcza, że powarkiwania zdawały się dochodzić z każdej strony. Jak miałby obronić sam całą rodzinę?
- Kamil, pilnuj Gosi, ja wezmę Olę, a Tomek Pawła. Pod żadnym pozorem nie można się wam rozdzielić – głos Pauliny z rozbawionego tonu przeszedł w całkowicie poważny.
Nie mieli czasu na zastanawianie się. Musieli działać. Horda nieumarłych zbliżała się do nich z każdą chwilą.
- Kierujcie się w stronę PKS-u. Tam na pewno będzie jakieś auto, więc od razu ruszymy w stronę Opola – na twarzy Tomka malowało się zdenerwowanie. Może i pozabijał kilka zombie, ale wcale nie czuł się przez to bardziej komfortowo.
- Chcecie żebyśmy się rozdzielili? – pisnęła Iza.
Ani trochę nie podobał jej się ten pomysł. Dopiero niedawno umknęli jednej grupie, a teraz mieli ponownie uciekać? Sami? Myśl o tym, że cała horda pognałaby za nią i nikt nie mógłby jej pomóc, przerażała ją.
- I tak miałaś gdzieś iść – uśmiechnęła się do niej krzywo Kamila.
Może i się przyjaźniły, ale to nie oznaczało, że była dla niej zawsze miła. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w tym samym momencie odezwała się Gosia.
- Nawet o tym nie myślcie, wszyscy biegniemy razem – złapała Kamila za rękę i spojrzała na niego wyczekująco.
Brązowowłosy chłopak zerknął na nią, a później na Tomka, Paulinę, Paulę, Kamilę i w końcu na Izę. Czuł, że połączenie sił przyniesie więcej szkody niż pożytku, ale co miał powiedzieć? Że woli, aby zjadły ją zombie? W grupie było bezpieczniej.
- Jasne, razem – przytaknął, ale widać było, że jest rozkojarzony. Ciągle szukał miejsca, z którego wyjdą potwory – Ale jak będzie trzeba, rozdzielamy się – mruknął. Chwilę później jego oczom ukazała się pierwsza kreatura.
- Tędy! – zawołał Tomek i pociągnął Pawła za sobą.
Zaraz za nimi ruszyli pozostali. Kamil, ściskając mocno dłoń Gosi, oglądał się cały czas za siebie. Chciał wiedzieć jak bardzo mają przewalone. Czym zasłużyli sobie na to, aby musieć brać udział w tej chorej grze? Widział jak zza budynków wychodzą kolejne zombie. Jego mózg nieświadomie zarejestrował w tamtym momencie tylko jeden fakt – ich oczy świeciły niczym latarnie. Może tylko mu się wydawało, może to słońce odbijało się tak w martwych tęczówkach, ale mógłby przysiąc w tamtym momencie, że jaskrawa żółć tęczówek biła dziwnym światłem, jak świecące w ciemnościach bransoletki. Z tym, że ten blask widać było w świetle dnia. Nie dane było mu się jednak dokładniej przyjrzeć temu zjawisku, chwilę później stracił je z oczu, skręcając w wąską uliczkę, która prowadziła do drogi głównej. Gdy tylko znaleźli się na ulicy, zrozumieli, że to nie był przypadek, że zombie akurat tutaj się znalazły. Nad nimi przeleciał samolot, z którego wypadały kolejne osobniki.
- On sobie chyba żartuje?! – na twarzy Gosi malowało się przerażenie.
Już teraz uważali, że ich życia są zagrożone, a teraz? Czyżby ten wariat planował zrobić z nich ostatnich ludzi na świecie podczas apokalipsy? Pewnie miał niezły ubaw obserwując jak z sekundy na sekundę ich wola walki słabła.
- Chyba levelowaliśmy – zauważył mało entuzjastycznie Tomek.
Cóż, przynajmniej wyjaśniało to dlaczego niektóre z nich kulały, a inne miały porozwalane twarze.
- Fantastycznie – przytaknęła równie zadowolona z obrotu sprawy Paulina. Uciekli w stronę PKS-u.
Musieli nadłożyć trochę drogi, ale udało im się dotrzeć na miejsce bez ogona.
- Dobra, bierzcie się do roboty. Któryś musi odpalić – Kamil zakasał rękawy i ruszył w stronę pozostawionego samemu sobie Mercedesa z dwutysięcznego roku.
- Wydaje mi się, że potrzebujemy raczej busa – zawołał za nim Tomek, patrząc z rozbawieniem jak chłopak odwraca się w jego stronę z urażoną miną.
- Przecież wiem – prychnął, jakby sam fakt, że ktoś mógł pomyśleć, że chciał wziąć osobówkę na jedenaście osób był dla niego nie do pomyślenia.
Chłopacy bez słowa udali się do pobliskich busów, niestety wszystkie miały pozamykane drzwi.
- Myślisz, że uda nam się je wyłamać? – zapytał Kamil, spoglądając na swojego przyjaciela.
Tomek potrząsnął głową. To raczej nie dało by za wiele – podczas apokalipsy lepiej nie jeździć z wyłamanymi drzwiami.
- Spróbować musimy – tuż za nimi stanął Karol – ale powinniśmy wziąć coś nowszego niż ten złom, na który patrzycie. To długo nie pojeździ – wskazał na starego busa, którym chłopcy jeździli kiedyś do szkoły.
- Ej, nie obrażaj rodzinnego ogóra! – Kamil nadymał poliki, udając, że bardzo zraniło go nazwanie ich pojazdu złomem.
- Właśnie, przeżył tyle akcji, że te nowsze mogą tylko pozazdrościć – poparł go Tomek, również próbując zachować obrażoną minę.
- Zresztą go będzie najłatwiej otworzyć – Kamil rozluźnił ramiona i uśmiechnął się, klepiąc czule gruchota – Wyobraźcie sobie jakby to było uratować świat w busie, który zbliżył nas wszystkich do siebie – ostatnie klepnięcie było trochę za mocne. Bus poruszył się i zatrzeszczał nieprzyjemnie.
- Masz na myśli ten moment, gdy moja herbata znalazła się na twoich spodniach czy jak z Tomkiem wcisnęliście mnie w okno i obmacywaliście się na siedzeniu? – zapytała Paulina, unosząc prowokująco brew.
- Oj, nie narzekaj, podobało ci się – prychnął Kamil i trzasnął z całej siły Tomka w plecy – Zresztą wygodnie było mi na jego kolanach – puścił mu oczko, na co Tomek przewrócił oczami.
- Ale mi nie było wygodnie z wami na kolanach – Paulina założyła ręce na piersi.
Nie była zła, ale lubiła kłócić się z Kamilem. Akurat on i Dominik, chłopak jej przyjaciółki z klasy, byli idealni do prowadzenia z nią zażartych dyskusji pełnych uszczypliwości .
- Ja bym wolał siedzieć na kolanach Gosi – mruknął Tomek, uśmiechając się zawadiacko, za co oberwał ponownie od Kamila – No co? Taka prawda – dodał, a widząc, że chłopak znowu się na niego zamierza, uniósł ręce w obronnym geście – A co mam powiedzieć? Paulina to moja siostra! – spojrzał zza dłoni na bruneta, który odpuścił z głębokim westchnieniem.
- Powiesz mi dlaczego ja się z tobą przyjaźnię? – powiedział i nie oczekując odpowiedzi, ruszył w stronę innego busa.
Mieli szczęście. Okazało się, że jeden z busów stojących na parkingu nie został zamknięty na klucz, przynajmniej od strony wejścia dla pasażerów. Podejrzewali, że kierowca zobaczył pojazdy wysłane przez szalonego doktorka i albo wsiadł do jednego z nich albo pobiegł do rodziny. Tak czy inaczej zostawił otwarte drzwi.
- Nie ma kluczyków – Tomek wychylił się przez okno, zaglądając na próbującego ogarnąć bagaże Kamila.
- Odpal bez – brązowowłosy nawet nie podniósł na niego wzroku – Umiesz? – zapytał z przekąsem.
Tomek oblizał wargi, powstrzymując się w ostatniej chwili od głupiego komentarza. Zastanawiał się jak długo Kamil będzie się dąsał za to, że przegrał w kamień-papier-nożyce.
- Umiem – w jego niebieskich oczach widać było łobuzerski błysk, który pojawił się, gdy tylko pomyślał o odpaleniu auta. Prawie jak na filmie, pomyślał – Ale nie będziemy mogli zamknąć auta na noc – nie bardzo widziało mu się zabieranie wszystkiego ze sobą do mieszkania, ale czy powinni ot tak zostawić je samym sobie?
Zapach jedzenia nie przyciągnie zombie? Albo ludzi chcących zrobić zapasy? Tomek potrząsnął głową. Mieli sklepy pełne jedzenia, na chwilę obecną nie miał co się martwić innymi ludźmi. Zresztą gdyby poza nimi ktoś jeszcze był w Rośszycach to by o tym wiedzieli. Kto z własnej woli chciałby zostać sam pośród zombie? No chyba że odciągnęli dla innej grupy tę całą hordę.
- Najwyżej będziemy mieli poranną rozgrzewkę – zielonooki wzruszył ramionami.
Może i z boku wyglądało to tak, jakby myśl o walce z zombie nie robiła na nim wrażenia, jednak Tomek doskonale wiedział co dzieje się w głowie jego przyjaciela. Kamil należał do osób, które rzadko pchały się do roboty, ale gdy postanowiły wziąć coś w swoje ręce to dawały z siebie sto dwadzieścia procent. Tym razem nie było inaczej. Kamil wziął za cel zakończenie tej śmiertelnej gry i był gotów zrobić wszystko, aby tego dokonać. A to wiązało się z przełamaniem bariery strachu i zmuszeniem do ponownego zabijania, aby trenować swoje umiejętności do walki z bossem. Oboje podejrzewali, że ostatecznie będą musieli pokonać coś silniejszego niż chodzące trupy, aby móc ujrzeć The End, ale nie mieli pojęcia co to może być. Jakiś mutant? Pół człowiek pół zombie? Wściekła wersja Murphy'ego? A może jakiś potwór złożony z ciał kilku zombie? Coś w stylu mutanta z The Forest?
- Daj tę torbę, jeny – Kamil usłyszał nad sobą zirytowany głos Pauliny – Grzebiesz w niej jakbyś chciał tam znaleźć smocze jajo – pulchna blondynka zarzuciła sobie torbę na ramię i odwracając się, ruszyła w stronę Gosi – Ruszaj dupę do środka, królewno – zawołała jeszcze do niego przez ramię.
Kamil spojrzał za niebieskooką, marszcząc czoło z wyraźną irytacją. To o czym on myślał? Zresztą nie ważne. Teraz bardziej zajmowało go wymyślanie jak dogryźć przyjaciółce swojej dziewczyny.
Do Opola droga była w miarę prosta i spokojna, choć i tak wszyscy siedzieli jak na szpilkach. We wszelkich produkcjach dotyczących zombie większe miasto oznaczało większą ilość krążących po okolicy umarlaków. Każdy z nich miał nadzieję, że doktorek nie miał aż takich środków, aby zrobić im prawdziwą zombie apokalipsę, jednakże, gdy tylko dotarli pod Opole, wiedzieli, że nie będzie za kolorowo. Droga tuż pod miastem była zastawiona samochodami, jednak przejazd był możliwy. Problem polegał na tym, że między autami krążyły zombie, które na dźwięk silnika od razu zwróciły się w ich stronę.
- Co teraz? – pisnęła Kamila, zaglądając zza siedzenia na kierujący się w ich stronę tłum.
- Powinniśmy zawrócić! – zawołała Iza, ściskając nerwowo podłokietnik.
Nie myliła się. Mogliby zawrócić, jednak dotarcie do Opola od innej strony mogłoby wyglądać identycznie, a nawet jeżeli nie to zajęłoby to za dużo czasu, a musieli jeszcze znaleźć lokum. Trochę gonił ich czas, bo może i latem dni były długie, ale po nieprzespanej nocy wszystkich powoli dopadało zmęczenie. Ola i Paweł jeszcze chwilę temu przysypiali, teraz zaś siedzieli wyprostowani, nie wiedząc co się dzieje, bo starsze osoby skutecznie zasłaniały im cały widok.
- Nie możemy – na twarzy Tomka widać było skupienie – Od jakiegoś czasu jadę na rezerwie, przydałoby się zatankować – w jego głosie słychać było twarde nuty.
- Nie mogłeś zatankować wcześniej?! – Iza podniosła głos i spojrzała na niego karcąco.
- Po drodze nie było gdzie, a ja nie spodziewałem się, że to tyle pali – warknął na nią Tomek.
Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni. Nigdy nie słyszeli, aby Tomek na kogoś krzyczał lub warczał, nawet jak był bardzo zły. Czyżby aż tak to sobie wyrzucał?
- Lepiej siadajcie, będę próbował się przebić – powiedział stanowczo i dodał gazu.
Pozostali bez słowa sprzeciwu usiedli na miejscach. Mina Tomka nie zmieniła się ani na chwilę, nawet gdy zombie, które wpadło pod koła rozprysło się dookoła, obryzgując przednią szybę gęstą, ciemnoczerwoną krwią i kawałkami ciała. Iza wtuliła się w Roberta, który wręcz pozieleniał na twarzy. Paweł i Ola siedzieli wtuleni w rodziców, którzy pilnowali, aby ci nie zobaczyli jak Tomek przyozdobił ich środek transportu. Gosia zakryła sobie dłonią usta, drugą ściskając z całej siły rękę Kamila. Nie odrywała wzroku od szyby, drżąc na całym ciele. Kamil przytulał ją mocno do siebie, gładząc czule po ramieniu. Wiedział, że Gosia poradzi sobie z tym co teraz widziała, ale chciał aby wiedziała, że jest przy niej i nie pozwoli jej skrzywdzić.
W tym samym czasie Pauliny, wpatrzone w rozmazujące po szybie krew wycieraczki, całkowicie się wyłączyły. Szkiel, z nieobecnym wzrokiem, starała się zapamiętać jak najmniej, Decowa zaś chłonęła wszystko jak gąbka. Miała gęsią skórkę, ale ani na chwilę nie odwróciła spojrzenia. Patrzyła jak zombie, nieświadome zagrożenia, same pchają się pod koła, jak nie zwracając uwagi na to, że właśnie straciły kończynę, przesuwają wzrokiem po osobach w busie i próbują dosięgnąć ich przez szybę. Były bezmyślne i choć zdawały się posiadać zmysły, nie wykorzystywały ich w pełni. Widziały, a przynajmniej sprawiały wrażenie, że widzą, jednak nie zdawały sobie sprawy z dystansu. Słyszały, ale nie ruszał ich dźwięk łamanych kości pobratymców, którzy ruszyli przed nimi w stronę busa. Były ograniczone umysłowo. Mimo tego, że widziały śmierć którą ściągali na siebie pozostali nieżywi, szli dalej, jak zaprogramowani. Tomek skręcił gwałtownie, gdy tylko wyjechali z tłumu i skierował się w pierwszą lepszą ulicę.
- To gdzie mieliśmy pójść tym razem? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.
Nikt mu nie odpowiedział. Zatrzymali się pod galerią Karolinka. Na zewnątrz wydawało się być całkiem spokojnie.
- Myślicie, że przyjdą tu za nami? – zapytała cicho Ola. Nie wysiadała z busa, za bardzo się bała.
- Raczej je zgubiliśmy – Gosia potargała siostrze włosy, uśmiechając się blado.
Nie była pewna czy zombie nie pojawią się pod ich drzwiami, ale nie mieli za dużego wyboru. Nawet ona widziała, że wszyscy mają dość. To był ciężki dzień. Zastanawiała się czy którekolwiek z nich tej nocy spało. Może Iza i Paula przespały transport, ale ich noc też nie oszczędziła. Widziała to po ich twarzach.
- Rozdzielimy się – zaczął Kamil, za co pozostali zmierzyli go karcącymi spojrzeniami. Wszyscy wręcz zdawali się krzyczeć „nie oglądałeś nigdy horrorów?!" – Ludzie... - jęknął głośno –Pan Karol, pani Ewa, dzieciaki i... - zawahał się na chwilę. Kto powinien pomóc rodzicom bronić ich dzieci? Gosię chciał mieć przy sobie, Paulina raczej nie puściłaby Tomka samego, a Iza i Kamila nie nadawały się do obrony kogokolwiek...
- I ja – Paula Szkiel uśmiechnęła się do niego szeroko – Mamy zostać w busie i pilnować zapasów? – spojrzała na niego i przeciągnęła się, puszczając mu oczko tak, aby dzieciaki tego nie zauważyły.
Kamil uśmiechnął się z wdzięcznością. Cieszył się, że dziewczyna szybko ogarnęła o co mu chodzi.
- Tak. Pozostali będą szukać z nami mieszkania – powiedział.
Nawet nie zauważył, że w dość brutalny sposób oddzielił Izę i Roberta od swojej grupy, ale Iza od razu to wyczuła. Na jej opalonej twarzy pojawił się grymas.
- Wolałabym zostać w busie – powiedziała przymilnie, chociaż pozostali znali ją na tyle dobrze, że wiedzieli, iż właśnie w tym momencie chciała im pokazać kto tu rządzi.
Bo czy jest coś lepszego niż manipulacja za pomocą słodkiej miny i wyraźnej prośby? Dzięki temu w ogóle nie wyglądało to na manipulację.
- Potrzebujemy Roberta, więc zepnij tyłek i nie kombinuj – wymsknęło się Paulinie. Od razu poczuła na sobie dwa mordercze spojrzenia.
Taa, czasami zapominała jak bardzo jej nienawidzili. Kamil przewrócił oczami. Już widział jak minie im apokalipsa w towarzystwie Pauliny. Nie żeby jej nie lubił, była przyjaciółką Gosi, więc jakieś tam pozytywne uczucia wobec niej miał, ale przeważnie wywoływała w nim irytację i chęć mordu, rzadziej rozbawienie, a już prawie w ogóle nie kojarzył jej ze spokojem. Jedynie zaufanie dorównywało irytacji, bo nie raz już pomogła mu zorganizować coś dla Gosi lub poradzić w kilku sprawach. Jednakże przeważnie dawały o sobie znać jej złe cechy i z tego co widział to w grupie ilość jej wrogów zaczynała dorównywać ilości przyjaciół, a to oznaczało sporo kłótni. Miał tylko nadzieję, że przez ich wrzaski, które pewnie prędzej czy później zaczną się pojawiać, nie ściągnął im na głowę niepotrzebnych kłopotów.
- No tak, Robert. Nie umiesz go sobie odpuścić? – w niebieskich oczach Izy pojawiły się ognie.
Paulina westchnęła głośno. Minęło tyle czasu, a Iza nadal uważała, że podkochuje się w jej chłopaku.
- Jakby było co odpuszczać – prychnęła blondynka i odwróciła się do nich plecami – Róbcie jak chcecie, ja idę szukać mieszkania – rzuciła przez ramię i poszła przed siebie.
Paula spojrzała za swoją przyjaciółką, po czym uśmiechnęła się przepraszająco do Roberta, który nie odrywał zamyślonego wzroku od pleców Decowej i pobiegła za nią.
- Robert, bierz Izę i chodź – Tomek machnął ręką, aby go pospieszyć, po czym ruszył w stronę drugiej klatki schodowej – Kamil, pilnuj z Gosią aby nie narozrabiały – spojrzał na przyjaciela uważnie.
- Nie ma problemu, i tak nie mam nic lepszego do roboty – zażartował i ruszył wraz ze swoją dziewczyną za oddalającymi się blondynkami.
- A ja? – usłyszeli za sobą niepewny głos Kamili.
- Idziesz ze mną – Tomek nawet nie spojrzał w jej stronę, wiedział, że za nim pójdzie.
Może i nie znali się za dobrze, ale jako jedna z najbardziej żywiołowych osób w szkole i z nią miał do czynienia. Przez fakt, że ona i Kamil się przyjaźnili Tomek nie raz musiał spędzać z nią czas i może gdyby nie to, że Kamila nienawidziła się z jego siostrą, może by ją polubił, a tak? Nie umiał wyrobić sobie o niej zdania. Gdyby to było tylko delikatne napięcie to może inaczej by się to wszystko potoczyło. Między dziewczynami jednak widać było, że uczucie zakorzeniło się w nich do głębi. To była czysta nienawiść, która raniła wszystkich próbujących je uspokoić.
W tym samym czasie Paula dogoniła Paulinę.
- Wiesz, że ona ma prawo być zazdrosna, nie? – brązowooka spojrzała zza okularów na swoją przyjaciółkę.
- Niby o co? – Paulina spojrzała na nią kątem oka. Widać było, że jest zdenerwowana.
- Próbował do ciebie zarywać – przypomniała jej blondynka, starając się, aby jej głos był jak najbardziej delikatny. Paulina przewróciła oczami.- Kiedy to było? – prychnęła – Zresztą zbyłam go wtedy – dodała ciszej. Szkielówna westchnęła cicho.
Czasami naprawdę miała dość Decowej. Jej duma nie pozwalała przepraszać kogoś kto ją zdradził, ani przyjmować od takiej osoby przeprosin i to odbiło się na jej przyjaźni z Izą. Niby przestały się odzywać z powodu zazdrości Pauliny, a przynajmniej tak rozpowiadała dookoła Iza, ale ona wiedziała jaka była prawda. Iza szukała powodu do obrażenia się, a Robert jej go dał. Później, wraz z upływem czasu, coraz trudniej było wydostać się z tej sytuacji, aż w końcu już żadna nie chciała wyciągnąć ręki na zgodę i teraz gryzły się jak wściekłe psy za każdym razem, gdy się widziały. Chociaż dzisiaj były nadzwyczaj spokojne. Może apokalipsa zombie ma swoje dobre strony?
Gdy tylko podzielili się na grupy, zaczęli szukać otwartego mieszkania. Nie chcieli się włamywać, woleli skorzystać z okazji. Istniało prawdopodobieństwo, że ktoś w pośpiechu zapomniał przekręcić klucz i liczyli, że szybko trafią na takie mieszkanie. Mijał kwadrans za kwadransem, ale nadal nic nie znaleźli.
- Może powinniśmy się rozdzielić? – Gosia zerknęła na Kamila, mając nadzieję, że ten poprze jej pomysł. Chłopak jednak nie miał zamiaru nawet o tym słuchać.
- Ehe, jasne. I dajmy się od razu zjeść. Świetny plan – potrząsnął głową i oparł się o ścianę.
- Jak tak dalej pójdzie to zapadnie zmrok a my nadal będziemy siedzieć tu jak idioci – prychnęła brązowooka i założyła ręce na piersi.
Paulina przyglądała im się z zaciekawieniem. Uważała, że i tak już za bardzo się rozdzielili, zostawiając dzieciaki i Ewę pod opieką Karola oraz Pauli, którzy prawdopodobnie nie zabili jeszcze ani jednego zombie, jednak wiedziała, że nie mieli wyjścia. Tomek z Robertem mieli prostą sprawę, bo każdy bronił jednej dziewczyny, ale Karol i Paula mieli pod swoimi skrzydłami aż trzy osoby, a to mogło trochę stresować.
- Skarbie – zaczął Kamil, za co zarobił zirytowane spojrzenie – Mamy puścić Paulinę samą? A jak coś ją zaatakuje? – spróbował z innej strony.
To nie tak, że grał jej na emocjach. Na samą myśl, że miałby pozwolić Paulinie na samowolkę podczas której mogłaby zginąć, robiło mu się nieprzyjemnie. Może i ich znajomość nie była na jakimś wysokim poziomie – w sumie to polegała na próbie wzajemnego tolerowania się – ale nie chciał posyłać jej na śmierć tylko dlatego, że ciężko mu zaakceptować, że przyjaźni się z Gosią.
Paulina starała się nie wtrącać w rozmowę, zamiast tego całą uwagę skupiała na tej części schodów, której nie widziała. Weszły? Nie weszły? Ten szmer to zombie czy wiatr?
- Nie o to mi chodziło... - Gosia trochę się speszyła. Nie chciała żeby zabrzmiało to tak, jakby chciała pozbyć się Pauliny – Po prostu szukamy już tak długo... Ile bloków i domów odwiedziliśmy? – spojrzała na niego, zwilżając językiem drżącą wargę – A co jeżeli wszystkie są zamknięte? Dlaczego w ogóle pomyśleliście, że jakieś będzie otwarte? Możliwe, że tylko marnujemy czas i niepotrzebnie się narażamy... - mówiła bardzo powoli, ale w jej głosie brakowało spokoju.
Była przerażona. Może i nie natknęli się jeszcze na żadnego umarlaka, poza tym jednym, który wałęsał się po podwórku, na które weszli gdzieś na samym początku wędrówki, ale czuła, że ich limit szczęścia się kończy. Im dłużej będą na zewnątrz tym większe prawdopodobieństwo, że wpadną na grupę równie wielką jak ta w Rośszycach lub pod Opolem.
- Hej, kocie... - Kamil ujął jej twarz w dłonie – Nie martw się na zapas – uśmiechnął się do niej czule – Poradzimy sobie jeżeli będzie trzeba, przecież wiesz – cmoknął ją w nosek –Znasz mnie, nie pozwolę zrobić ci krzywdy – dodał wprost do jej ucha, przytulając ją mocno.
Gosia uśmiechnęła się blado. Nadal miała wątpliwości, ale nie chciała go nimi dręczyć. Wiedziała, że chciał dobrze, liczył na to, że ją uspokoi, jednak to wcale nie pomagało. Owszem, bała się o siebie, ale większy strach ogarniał ją, gdy myślała, że coś może stać się jej rodzinie. Albo mu. Mówił, że będzie ją chronić, ale kto ochroni jego?
- Dobra, zbierajcie się – Paulina klepnęła na oślep Gosię po ręce – Tomek chyba coś znalazł – uśmiechnęła się, odwracając głowę od okna, za którym Tomek machał rękami jak oszalały.
Grupa rozsiadła się w salonie. Może i drzwi nie były otwarte, ale Tomek zauważył, że ktoś nie zamknął okna. Wszedł bez większego problemu na pierwszy balkon, a później, już tylko dzięki temu, że często ćwiczył podciąganie i lubił bawić się w parkur, wdrapał się na trzecie piętro.
- Następnym razem jak będziesz chciał odwalić coś takiego to mnie zawołaj, żebym ci przywaliła w ten durny łeb – burknęła pod nosem Paulina.
- O co ci chodzi? Znalazłem nam mieszkanie – Tomek spojrzał na siostrę nierozumiejącym wzrokiem.
Od szykującego się już wykładu na temat bezpieczeństwa, wybawiła go Gosia.
- W sumie to mamy jeszcze sporo czasu zanim się ściemni – zaczęła, zwracając tym na siebie uwagę pozostałych – Może byśmy coś ugotowali? – zapytała z uśmiechem tak ciepłym, że mógłby rozmrozić nawet najbardziej zlodowaciałe serce.
Jej uśmiech zawsze działał na innych uspokajająco i pocieszająco. Przy niej ciężko było czuć się niepotrzebnym bądź beznadziejnym, roztaczała wokół siebie aurę dobroci i miłości do wszystkiego i wszystkich co przysparzało jej wielu przyjaciół. I właśnie za to, że aura ta nie była tylko pozorem, Kamil ją kochał. Była najlepszym co spotkało go w życiu.
- Wolałabym rozdzielić pokoje – odezwała się Iza, przeciągając nienaturalnie wyrazy. Między członkami grupy zapadła cisza, którą przerwał zadowolony z siebie Tomek.
- To może my pójdziemy szukać kartki, a wy zajmiecie się resztą?
Gdy wychodzili była godzina piąta. W normalnych warunkach w galerii roiło by się od ludzi, jednak tym razem było spokojnie.
- Masz się trzymać blisko mnie, okej? – Kamil spojrzał na Gosię, która w ostatniej chwili stwierdziła, że idzie z nimi szukać wskazówki.
- Nie jestem głupia – na twarzy brązowowłosej pojawił się grymas niezadowolenia – Lepiej skup się na zadaniu – dodała z przekąsem.
Kamil otworzył usta, żeby coś jej odpowiedzieć, ale w tym samym momencie Paulina rozbiła szybę w drzwiach galerii.
- Jestem w szoku, że jeszcze nikt się tutaj nie dostał – Tomek aż zagwizdał – Nieźle – pochwalił siostrę, na co ta uśmiechnęła się promiennie.
- Pewnie obrabowali osiedlowe sklepiki i ruszyli dalej – Kamil spojrzał jeszcze raz na Gosię i ruszył w stronę rodzeństwa Dec.
- Albo wszystkim z okolicy udało się nawiać – powiedziała entuzjastycznie Paulina – Nie ma co gdybać, wchodzimy – gdy tylko to powiedziała, wślizgnęła się zrobioną przez siebie dziurą do środka.
- Albo ktoś zrobił wejście z innej strony? – mruknął za nimi Robert.
- Fajnie by było – uśmiechnęła się do niego Paula i wślizgnęła się zaraz za przyjaciółką.
- No nie wiem... Dziura przez którą każdy może wejść? To może oznaczać kłopoty – Robert nie wyglądał na przekonanego, ale jako że wszyscy poza nim byli już w galerii, postanowił zrobić to samo.
- Ale oznacza to też, że nie jesteśmy tu sami – puściła mu oczko okularnica i rozejrzała się po wnętrzu – Od czego zaczynamy? – zapytała, czując jak skręcają się jej wnętrzności.
Dopiero teraz dotarło do niej, że wcisnęła własny „play" podczas tej chorej gry.
- Od początku – Paulina uśmiechnęła się do niej pocieszająco i ruszyła w stronę pierwszego sklepu.
Weszli całą grupą i od razu podzielili się na pary. Kamil poszedł z Gosią, Tomek, mimo że chciał iść z Pauliną, wolał nie ryzykować życia tych, którzy jeszcze nie walczyli z zombie, wziął ze sobą Paulę, a jego siostra, chcąc czy nie chcąc, musiała iść z Robertem.
- Ej – blondynka usłyszała dość głośny szept Roberta – Może tutaj? – chłopak wskazywał na stertę ubrań leżących na jakimś stoliku.
Próbując nie wyglądać na zirytowaną, Paulina podeszła.
- Mógłbyś mówić trochę ciszej? – syknęła, przebierając jedną ręką w ciuchach, w drugiej zaś ściskając nóż, który dostali w pierwszym pudle.
Robert niemal natychmiast się skulił, rozglądając dookoła. Paulina miała ochotę przewrócić oczami na tę reakcję, ale zdawała sobie sprawę, że sama pewnie wyglądała podobnie. Może i udało jej się przyzwyczaić trochę, gdy zapolowali w Biedronce na zombie, jednak w prawdziwej walce nie będą one podchodziły pojedynczo i czekały, aż ktoś je zabije, o wsparciu już nie mówiąc. Łatwiej być odważnym, gdy ktoś w każdej chwili może dołączyć się do walki i ci pomóc. Bez Tomka i Kamila obok nie czuła się już tak pewnie. Niby nadal byli gdzieś obok, ale czy taka odległość była wystarczająca? Daliby radę dobiec w razie czego? Nie chciała się nad tym zastanawiać, ale te myśli same pojawiały się w jej głowie.
- Przepraszam, nie chciałem... - zaczął tym razem naprawdę cicho, ale Paulina uciszyła go ruchem ręki.
- Nie przepraszaj, nie masz za co – uśmiechnęła się do niego krzywo – Po prostu bierz się do roboty – poprosiła tak miękko jak tylko była w stanie.
Nie lubiła go. Przez niego straciła przyjaciółkę. A może i nie? Może uratował ją od tej fałszywej mordy? Ale nawet gdyby tak było, nie potrafiła się do niego przekonać. Jedynym powodem, dla którego nie chciała robić sobie z niego wroga było to, że teraz musieli znosić się przez czas nieokreślony, a ona nie chciała zniszczyć sobie psychiki całkowicie.
Robert odwzajemnił jej uśmiech, równie krzywo co ona. Podobała mu się. Kiedyś, w zamierzchłych czasach, gdy ta jeszcze rozmawiała z Izą. W sumie to gdyby nie Iza to pewnie nigdy by jej nie poznał, ale nie żałował. Nie żeby planował zrezygnować dla niej z Izy, nie był głupi, ale nie potrafiłby zaprzeczyć, gdyby go ktoś zapytał czy myślał o tym, jakby to było, gdyby chodził z Pauliną. Może i nie była ładniejsza od Izy, a już na pewno nie szczuplejsza, ale z jakiegoś powodu przyciągała go do siebie. Teraz sam nie wiedział co do niej czuje, jednak pewien był, że to nie nienawiść, dlatego bolało go, że dziewczyna tak go traktowała. Nie chcąc się jej bardziej narażać zabrał się bez słowa za szukanie.
Tomek spojrzał na Szkielównę, sprawdzając czy aby za daleko nie odeszła. W Biedronce, gdy był tylko z Pauliną i Kamilem, bał się dużo mniej, głównie dlatego, że nadal miał problemy ze zrozumieniem w jakiej znaleźli się sytuacji. Teraz zaś, mimo że nadal nie do końca wierzył, że ta gra może ich zabić, ale coś mu mówiło, że nie powinien tracić czujności. Na dodatek wziął pod swoje skrzydła Paulę, siostrę swojego kolegi z klasy i nie chciał go zawieść. Musiał dopilnować, aby blondynka bez większego uszczerbku na zdrowiu dotarła do mety i wróciła do rodziny. Jakim byłby przyjacielem, gdyby pozwolił jej zginąć?
- Mógłbyś powtórzyć tę ostatnią wskazówkę? – brązowooka również na niego spojrzała – To musi coś znaczyć, niemożliwe, żeby kazał nam przeszukiwać całą galerię – w jej głosie słychać było zmęczenie.
Sprawdzali już szósty sklep i nadal na nic nie trafili.
- Możliwe – mruknął cicho, ale nie miał zamiaru się kłócić – Pomijając fragment o mieście to – odchrząknął - Przeszukaj galerię pustą o tej porze, kolejną wskazówkę odnajdziesz tam może. Nie wszystkie będą na wierzchu schowane, szukajcie też w niebie, dzieciaczki kochane – po jego minie widać było, że nie przepada za poezją tego mężczyzny.
Na twarzy Pauli malowało się skupienie. Naprawdę chciała wiedzieć co autor miał na myśli, jednak na suficie nic nie było przyklejone. Możliwe że marnowali czas na szukanie wśród ubrań, jednak nie chcieli ryzykować pominięcia kartki. Gdyby przyszło co do czego to żałowaliby, że muszą się wracać.
- No nic – westchnęła – Przed nami jeszcze nie jedna galeria – na jej twarzy widać było zacięcie.
Nie miała zamiaru poddać się ot tak. Obiecała sobie, że będzie walczyć z przyjaciółmi ramię w ramię. Nie chciała być bezużyteczna jak Iza. Jeżeli mogła coś zrobić, to da z siebie sto procent, aby to wykonać. Była gotowa poświęcić wszystko dla wygranej. Co by się stało z Adą, jej maleńką, dwuletnią siostrzyczką, gdyby plaga rozprzestrzeniła się na cały świat? Nie mieliby dokąd uciec. Chociaż z drugiej strony – skąd mieli pewność, że za granicami Polski jest bezpiecznie? Może gra to tylko przykrywka, a oni żyją w złudnym przekonaniu, że istnieje szansa na powrót do tego, co było? Może nie było już ratunku?
CZYTASZ
Zombie Game
Action„W tym roku jedno show zawładnęło całym Internetem! Sensacja jaką wzbudziła nowa produkcja o żywych trupach do tej pory wywołuje podziw i zniesmaczenie u producentów filmowych. Bo kto wpadłby na tak szalony pomysł by dla odrobiny rozrywki wywołać pr...