Prolog

798 49 38
                                    

¡Praca przechodzi korektę!
Zachęcam do zajrzenia tutaj po jej zakończeniu, a tymczasem zapraszam do innych moich prac ^^

Dawno, dawno temu w odległej Galaktyce...

Podniosła głowę, spoglądając z żalem i bezgranicznym smutkiem w jego oczy. Dumę i radość w jego tęczówkach zaczął zastępować niepokój. Myśl, że ma zniszczyć to szczęście łamała jej serce, ale nie widziała innej drogi. Niestety.

— Przepraszam, mistrzu. Ale nie chcę wracać — powiedziała. Tak bardzo chciała spuścić wzrok, ale nie mogła. Gdyby ona to zrobiła, gdyby się poddała, on zrobiłby to samo. Więź między mistrzem a uczniem była niesłychanie silna, więc decyzja bolała ich oboje. Ale Ahsoka nie widziała innej drogi.

Zamknęła w jego dłoni swój warkoczyk padawana. Powinien go mieć. Powinien wiedzieć, że to nie on jest temu winny. Byłeś wspaniałym przyjacielem i mentorem, Anakinie. Dzięki twoim naukom wiem, że postępuję słusznie.
Po krótkim wahaniu odwróciła się i odeszła. Nie była w stanie wytrzymać ani chwili dłużej, narażając się na pełen zmieszania i obawy wzrok mistrzów z Rady Jedi. Nie wszystkim było  przykro. Niektórzy pogodzili się już z tym, że taka była wola Mocy, choć rzeczywiście gdzieś tam w głębi tliło się dobrze skrywane poczucie winy. Mimo wszystko nie czuła się dobrze, gdy oczy wszystkich były zwrócone na nią. Wyszła, powstrzymując łzy cisnące jej się do oczu.

Krocząc ogromnymi, bogato zdobionymi korytarzami togrutanka czuła narastające przygnębienie. Mijała wiele znajomych twarzy; zastanawiała się, czy wielu z nich nie widzi po raz ostatni. Część z nich kiwała jej głową albo posyłała współczujące spojrzenia. Niektórzy odwracali się za nią, szepcząc i patrząc za nią jak na intrygujący, nowy obiekt na wystawie. To było okropne, ale jeszcze nie najgorsze. Najbardziej bolało ją zachowanie pozostałych: odwracanie wzroku i pospieszne oddalenie się w innym kierunku.

Naturalnie Jedi nie znali jeszcze orzeczenia Rady ani nie wiedzieli o podjętej przez nią decyzji. Było jednak jasne, co część Zakonu myśli o jej zachowaniu i niej samej. Jak mogła pozostać, jeśli połowa jej dawnych przyjaciół miała ją za zdrajcę albo nieporadną ofiarę okoliczności? Straciła swój wizerunek. Któregoś dnia chciała go odzyskać, ale teraz nie czuła się na siłach. Zanim to nastąpi musiała przemyśleć całą sytuację. Uporządkować ją i ustalić, co sama o niej myślała.

Wyszła ze Świątyni. Strażnicy Jedi bez słowa rozstąpili się z drogi, a z ich zakrytych maskami twarzy nie dało się nic odczytać. Ahsoka mogła otworzyć się na Moc i wyczuć z grubsza ich emocje, ale nie chciała. Bała się, że znowu się zawiedzie.
Minęła ogromne posągi przedstawiające wielkich Jedi z odległych lat. Monstrualne pomniki oglądały się za nią niewzruszonymi oczami, śledząc jej ruchy i obserwując ją z zaciekawieniem. Ich obecność budziła w niej pewny niepokój, ale jednocześnie była pokrzepiająca: kamienne figury nie oceniały jej i nie uciekały. Po prostu... były.

Była już przy schodach — tu kończyła się Świątynia Jedi, a zaczynał nowy, obcy świat. Gdyby Tano żyła w innym okresie, prawdopodobnie znałaby Coruscant jak własną kieszeń. Jedi często wybierali się na spacery lub patrole na planecie, na której był ich dom. Lubili to. Ze smutkiem pomyślała, że pewnie też by to polubiła. Niestety nie było jej nigdy dane udać się z mistrzem albo znajomymi na podobną wycieczkę: wojna zmusiła Zakon do zajęcia się innymi, bardziej naglącymi sprawami. Coruscant w pewnym sensie zostało pozostawione same sobie.

— Ahsoko, zaczekaj! Ahsoka, chcę porozmawiać!

Zatrzymała się. Wiedziała kto to był. Tę aurę przepełnioną najróżniejszymi emocjami poznałaby wszędzie, choć teraz była bardziej intensywna niż kiedykolwiek. Przynajmniej odkąd Ahsoka go poznała.

— Dlaczego...? Dlaczego to robisz?

Jej czułe montrale wychwyciły moment, w którym Anakinowi udało się ją dogonić. Bała się konfrontacji z już byłym mistrzem, ale wiedziała, że nie mogła go tak zostawić. Kto jak kto, ale akurat Anakin zasługiwał, by wyjaśniła mu swoje motywy.

— Rada Jedi mi nie ufała. Jak mam teraz zaufać sobie?

Choć ledwie moment temu postanowiła patrzeć swojemu mistrzowi w oczy, teraz nie wytrzymała i odwróciła wzrok. Czuła, że jeśli utrzymałaby kontakt wzrokowy choćby chwilę dłużej, pragnienie powrotu mogłoby okazać się zbyt silne. A chociaż tak bardzo tego chciała, nie mogła wrócić. Nie teraz.

— A co ze mną?! Wierzyłem w ciebie. Robiłem co mogłem!

Pod wpływem jego oskarżycielskiego tonu ponownie znalazła siły, by podnieść wzrok. Zdumiewające, jak szybko potrafiło się to zmieniać. Ahsoka nie była już pewna, czy jej zachowanie było racjonalne. Po prawdzie nie była już niczego pewna.

— Wiem, że we mnie wierzysz, Anakinie, i jestem ci za to wdzięczna. Ale tu nie chodzi o ciebie. Nie mogę tu dłużej zostać. Nie teraz.

Mistrz — już były — nie dawał za wygraną.

— Zakon to całe twoje życie. Nie możesz go tak po prostu odrzucić! — Anakin zrobił pauzę, szykując się do podania ostatecznego argumentu: — Robisz błąd, którego będziesz żałować!

— Może. Ale muszę to wszystko przemyśleć. Bez Rady Jedi. I bez ciebie.

Ahsoka odwróciła się, ponownie czując, że patrzenie w oczy Anakina, jej przyjaciela, jej brata ją przerasta. Z trudem powstrzymała łzy.

Myślała, że to już koniec. Że Anakin powiedział już wszystko co miał powiedzieć i pozwoli jej odejść. Zaskoczył ją.

— Rozumiem. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Dobrze rozumiem, co znaczy chcieć odejść z Zakonu.

Togrutanka poczuła gorzko-słodki uśmiech, który niemal pojawił się na jej ustach, w ostatnim momencie przegrywając ze smutkiem i rozpaczą. Oczywiście, że wiedziała. A jednak nigdy się nie spodziewała, że Anakin sam się do tego przyzna. A już szczególnie przed nią.

— Tak, wiem.

Po tych słowach odeszła, nie zostawiając miejsca na dalszą konwersację. Czuła, że nie byłaby w stanie ciągnąć jej ani chwili dłużej.

Odeszła, zostawiając przeszłość za plecami. Nie obejrzała się.

Chociaż chciała.

✓Ahsoka I - w obcym świecie |WT|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz