Rozdział 6

424 31 51
                                    

Sithowie?! To niemożliwe!

Ahsoka stała osłupiała, patrząc na pozostałości Świątyni Sithów. Było to tak niedorzeczne.

A jednak. Stała w ruinach miejsca, w którym niegdyś przebywali jej odwieczni wrogowie. Nie była już Jedi, niemniej nadal głęboko wierzyła, że Sithów należy zgładzić. Za każdą cenę. Dla całej Galaktyki. Dla wolności.

Przechodziła właśnie obok ukruszonej twarzy jakiegoś sithiańskiego Lorda. Popatrzyła w górę. Reszta pomnika stała nadal w niemalże nienaruszonym stanie. Za nim zauważyła kolejne. Układały się w równych odstępach i miały podobne ułożenie. Każdy z nich miał około dziesięciu metrów. Sprawiało to, że Ahsoka tym bardziej czuła się tu niepewnie. Wydawało jej się, że te wszystkie twarze wwiercają się w nią spojrzeniem i zdawają się mówić "jak śmiesz zakłócać masz spokój?! Precz, poczwaro Jedi!"

Szła naprzód. Sama nie wiedziała dlaczego. Po prostu… szła.

Po kilkunastu potwornych minutach męki, Togrutanka stanęła na końcu korytarza. Przed nią stała kryształowa, niemal przezroczysta ściana, a po bokach rozpościerały się wejścia do kolejnych odnóży tego miejsca.

Coś jednak mówiło Ahsoce, że ma tu zostać. Że ma czekać.

Więc czekała.

~~~

Właśnie zamierzała usiąść, by pomedytować i uspokoić się (przerażające oczy nadal dawały się jej we znaki), gdy nagle usłyszała złowieszczy śmiech. Odbijał się echem od ścian i wił się po korytarzach. Przenikał przez posągi i sufit. Był wszędzie.

– Ahsoka Tano – rzekł z kpiną w głosie posiadacz straszliwego śmiechu. – Nie umiesz się trzymać z dala od Jedi, czyż nie?

Tano zerwała się na równe nogi. Przyjęła bojową pozycję. Po raz kolejny żałowała, że nie ma przy sobie swoich mieczy.

Zaczęła uważnie się rozglądać. Wycofywała się ostrożnie w tył, by stanąć pośrodku kopulastego pomieszczemia wieńczącego korytarz z ogromnymi posągami. Gdy to zrobiła, śmiech rozległ się ponownie.

Pewnym było, że posiadacz okrutnie jadowitego głosu był przesiąknięty na wskroś Ciemną Stroną Mocy.

– Kim jesteś? – zapytała zaniepokojona Ahsoka. – I czego ode mnie chcesz?!

Śmiech po raz kolejny przeszył pomieszczenie.

– Gadaj! – krzyknęła.

Nagle w kryształowej ścianie pojawiła się pewna sylwetka. Był to mężczyzna w czarnym stroju, z kapturem głęboko nasuniętym na twarz. Togrutanka była pewna, że to on był właścicielem głosu.

– Jestem… twoim koszmarem – tajemniczy człowiek ważył każde z wypowiedzianych słów, a następnie wkładał w nie tyle jadu, że dziewczyna nawet nie przypuszczała, że to możliwe. – Jestem… twoim największym wrogiem. Jestem… kimś, kto cię zgładzi. Jestem Darth Sidious.

– To ty! Ty mącisz obraz Radzie! – krzyknęła oburzona.

– Wkrótce nie będzie żadnej Rady. Republika niebawem upadnie. Jaka szkoda, że tego nie zobaczysz. Ponieważ zaraz cię zabiję. Ale najpierw… pomożesz mi.

– Nigdy!

– Głupie dziecko. Już mi pomogłaś. Przychodząc tutaj, pozwalasz mi tu wejść. Teraz wystarczy tylko, że cię dotknę…

W stronę Ahsoki z dwóch stron wystrzeliły płomienie. Nie dała się zaskoczyć; szybko wyciągnęła ręce w przeciwne strony i odepchnęła je na boki.

✓Ahsoka I - w obcym świecie |WT|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz