Rozdział V

5K 218 6
                                    

*** Ivy ***

Przespałam cały dzień! Nie wierzę, byłam aż taka zmęczona? Nieważne... Szukałam Milki ale nigdzie w pokoju jej nie było, zeszłam na dół do kuchni gdzie siedział Blake.

- Cześć ! W końcu wstałaś! - Powiedział trochę podekscytowany, nic nie pamiętając o zdarzeniu z wczoraj.

- Hej... nie jesteś zły? - Spytałam myśląc że ma jakieś zaniki pamięci.

- Za co? - Spytał zachowując poważną twarz.

- Za wczoraj - Powiedziałam, na co jego mina z poważnej zmieniła się w czułą.

- Nigdy nie będę dla ciebie zły... - Powiedział, zrobiło mi się trochę gorąco, przewróciłam oczami i przypomniałam sobie że miałam szukać Milki.

- Nie wiesz przypadkiem gdzie jest Milka? - Spytałam po chwili.

- Nie wiem, chyba wszyła na zewnątrz. - Stwierdził pijąc swoją kawę.

- A co jeżeli nie wróci!? - Krzyknęłam zamartwiając się o kociaka do którego się bardzo przywiązałam.

- Wróci, nie martw się... - Powiedział patrząc na mnie kojącym wzrokiem...

- Tak w ogóle to która jest godzina? - Spytałam po dłuższej chwili ciszy, obawiając się najpóźniejszej możliwej godziny.

- Ósma... - Powiedział na co mi ulżyło, odetchnęłam z ulgą.

- No i co tak wzdychasz? I tak przespałaś więcej niż ci się wydaje. - Powiedział z małym uśmieszkiem, jego to bawi?!

- Czyli ile? - Mój głos zadrżał, jak to "więcej niż mi się wydaję?".

- Trzy... jebane dni spałaś, kobieto gdzieś ty była... - Powiedział, teraz zrozumiałam dlaczego nie był zły, po prostu się... martwił?

- Jak to trzy dni?! Nie rób sobie ze mnie jaj!!!! - Wykrzyczałam, myśląc że żartuje. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

*** Blake ***

- Jak to trzy dni?! Nie rób sobie ze mnie jaj!!!! - Krzyknęła Ivy. Trochę rozbawiło mnie to jej stwierdzenie "nie rób sobie ze mnie jaj". Śmieszna jest, i taka urocza gdy się wścieka. 

- Tak to... spałaś trzy dni, dotarło? - Powiedziałem patrząc się w jej oczy, była przerażona.

- Dobra żartuję! - Krzyknąłem, jednak to byłą prawda, ona naprawdę spała trzy dni. Jednak odpowiadanie jej na tego typu pytania stawało się męczące.

- Ty chamie! - Krzyknęła i wybiegła na zewnątrz, kurwa... nie chciałem żeby to się tak skończyło. Najwidoczniej bardzo się przeraziła faktem że mogła tak długo spać, lepiej pójdę za nią.

Zaraz po niej wybiegłem do lasu, biegła... W swoich brudnych ciuchach które miała już od jakiegoś tygodnia... Pobiegłem za nią, w samym środku lasu zatrzymała się.

- Kurwa... - Jęknęła i opadła na kolana, chciałem do niej podejść ale stało się coś niesamowitego, wszystkie liście z świerku, czyli kujące małe igiełki zaczęły wirować wokół niej, nie rozumiałem co się działo, jednak mogłem dostrzec że jej oczy tak samo jak naszyjnik lśnił. To było piękne zjawisko, ale raczej nie doszedł bym do niej żywy. Przebijając się przez ten rój liści? Niemożliwe...

- Ivy? - Powiedziałem cicho, chyba usłyszała bo wszystkie igiełki naglę opadły a ona spojrzała się na mnie słodkim wzrokiem, po czym opadła na ziemię. Wziąłem ją na ręce, była taka leciutka. Za sobą usłyszałem warknięcie, czyżby... Trevor ? Obróciłem się, za mną stał wilk który za chwilę przemienił się w wysokiego chłopaka mniej więcej w moim wieku który szybko podbiegł do mnie i uderzył mnie pięścią w twarz. Uderzenie było na tyle mocne że musiałem stracić przytomność przez krótki czas. I tak nie miałem jak się obronić, a wolałem sam oberwać niż ją puścić. Ale nie spodziewałem się że jego uderzenie będzie aż tak mocne, kim on jest?! Gdy się ocknąłem już go nie było, ani jego, ani Ivy...

- Nie!!!- Wydarłem się na całe gardło, moje ciało pochłonęła złość, a wilk zaczął węszyć za jej zapachem. Dopiero teraz zorientowałem się że zapach tego gościa.... To był zapach alfy! Niech to szlag!

~ Dopadniemy go, zabijemy, a Ivy odratujemy ~ Powiedział podświadomie mój wilk, ah, gdyby to było takie proste...


Swoja, nie TWOJA (Trwa Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz