Minęło kilka tygodni od ostatniego zdarzenia. Dzięki uprzejmości właściciela sklepu dowiedziałem się, kiedy ów nowy pracownik ma zmiany. Tak więc robiłem dosłownie wszystko, by omijać go szerokim łukiem. Oczywiście, żeby nie było, oddałem szal po wypraniu. Zostawiłem go w sklepiku. Jednak do dziś nie dostałem swoich ubrań. W sumie i tak pewnie zostały z nich strzępy.
Na szczęście nie wygadałem się i Patrycja nie ma bladego pojęcia o zajściu. Oby tak zostało.
Ja sam kontynuowałem swoją „pracę" co jakiś czas.
Rany po tamtym pobiciu już zeszły.
Nagle, rozległo się pukanie na drzwi. Spojrzałem się na godzinę. Było kilka minut po szóstej.
Zaskoczony wstałem i obwinąłem się ręcznikiem. Wyszedłem po cichu z łazienki i otworzyłem drzwi.
-Chodź ze mną! - tak przywitać się mogła jedynie jedna osoba.
-Po co? - zmarszczyłem brwi, przepuszczając dziewczynę w drzwiach.
-Po jajco, pomożesz mi – rozgościła się, po czym rzuciła mi dziwne spojrzenie. - weź się ubierz, okej... - mruknęła
Zamknąłem drzwi i machnąłem ręką. Na początek wypuściłem wodę z wanny, niestety, nici z mojego kąpania. Wyszukałem porządne, ale wygodne ubrania i wróciłem do Patrycji.
Nie minęło kilka minut i ponownie ktoś zapukał na drzwi.
-Spodziewasz się kogoś? - odezwała się.
-Nie – odpowiedziałem zdziwiony.
-Może to ten przystojniak – zaśmiała się.
-Puknij się – burknąłem.
Westchnąłem i ponownie otworzyłem wrota, które odcinały moje królestwo od tego syfu na zewnątrz. Wystawiłem twarz. Przede mną stał nie kto inny, jak nowy pracownik!
-Tak? - wydusiłem.
-Um... przepraszam za najście – zaczął.
W tle usłyszałem parsknięcie kobiety. Chyba była w takim samym szoku jak ja.
Bez zastanowienia kazałem wejść chłopakowi do środka.
-Przyszedłem oddać twoje rzeczy. Chciałem je naprawić... wybacz, że nie zapytałem o pozwolenie. - podał mi papierową torbę, którą przyjąłem.
-Nic nie szkodzi! - grałem wesołego – Dziękuję bardzo – ukłoniłem się.
-Będę już wracał – dodał niepewnie.
-Zaczekaj! - chwyciłem go za rękę – w jaki sposób mógłbym się odwdzięczyć?
-Nie trzeba – lekko podniósł kąciki ust.
-Trzeba, trzeba! O której kończysz? - doskonale znałem odpowiedź.
-O dwudziestej trzeciej... - odpowiedział po cichu.
-Będę czekał na ciebie pod sklepem – zadeklarowałem się.
Nastała cisza.
-Dobrze – dał krok przed siebie wychodząc na zewnątrz. W ostatniej chwili odwrócił się – proszę, ubierz to, robi się zimno – zdjął znajomy mi już szal i wręczył mi go.
-Okej – fałszywie uśmiechnąłem się.
-To... do zobaczenia – odszedł.
Zakluczyłem drzwi i stałem jak wryty.