#9

24 4 0
                                    

Samochód zatrzymał się na podjeździe przed domem. Kate wyszła z auta, jak tylko zgasł silnik, trzaskając za sobą drzwiami z rezygnacją. Powoli szła w stronę domu. Zmęczenie dziewczyny było widoczne z  kilometra. Powoli pokonała 3 stopniowe schodki, które doprowadziły ją na werandę. Oparła się o drzwi wejściowe, a ręką nacisnęła klamkę. Była przekonana, że nie wejdzie do środka, bo ojciec zawsze zaklucza drzwi, myliła się. Kate straciła równowagę i upadła na podłogę w przedkoju.

- Tato?! Zamknąłeś drzwi jak wychodziłeś z domu? - wykrzyczała zaniepokojona dziewczyna.

- Tak, oczywiście - odpowiedział ojciec, który stanął właśnie w drzwiach.

- Jesteś pewien, bo przed chwi...- urwała - Słyszałeś? - spytała, ściszając głos.

Oboje zaczęli nasłuchiwać. Usłyszeli szuranie butów o panele. Kroki robiły się coraz głośniejsze. Kate wstrzymała oddech, gdy zobaczyła cień osoby, idącej w ich stronę. Nagle zarysowała się sylwetka nieznajomego.

- Oj, chyba zapomniałem zamknąć za sobą drzwi - powiedział z przepraszającą miną James, a Kate odetchnęła z ulgą - Trzymasz się jakoś? - spytał przyjaciółkę.

" Nie, nie trzymam się w żaden sposób, nic się nie trzyma, wcale nie będzie dobrze, już nigdy nie będzie dobrze" pomyślała dziewczyna i ze łzami w oczach rzuciła się na szyję przyjaciela. James znał Kate i wiedział, że zwtroty typu "będzie dobrze" nic nie zdziałają w tej sytuacji, bo byłoby to zwykłe kłamstwo, dlatego przycisnął usta do jej czoła i przytulił dziewczynę jeszcze mocniej.

Ojciec przyglądał się całej sytuacji w spokoju. Patrzył jak jego córeczka wtula się w chłopaka, którego kocha z wzajemnością. Przypomniał sobie, że jak Kate była mała ciągle pytała się czy może mieć siostrę, bo inne dzieci w przedszkolu miały rodzeństwo, a ona nie. Marcus, bo tak miał na imię ojciec Kate, uśmiechnął się na te wspomnienia. "Dziewczyna może i nie ma siostry, ale jest przy niej wspaniały brat", pomyślał, a w kąciku oka pijawiła się łza.

- Może usiądziemy? Napijemy się czegoś? - zaproponował w końcu ojciec, żeby ukryć swoje wzruszenie.

Młodzi nic nie odpowiedzieli, nieznacznie skinęli głowami i poszli do salonu. Tam, usiedli na kanapie i trzymali się za ręce w ciszy.

Po kilku minutach Marcus przyniósł tacę z czajnikiem, kubkami oraz kruchymi ciasteczkami.

- Proszę bardzo, miętowa, twoja ulubiona - powiedział ojciec, podając kubek z herbatą Kate.

"Miętowa" na dźwięk tych słów dziewczyna myślami wróciła do momentu, kiedy stała przed lustrem, szykując się na imprezę u Amy. Nadal nie poznała prawdy o tamtejszej nocy i już nigdy jej prawdopodobnie nie pozna. Nagle dziewczyna ocknęła się, przypomniała sobie, że jest w swoim domu.

- Dziękuję - powiedziała cichym głosem, odbierając napój od taty - Chyba lepiej będzie, jeśli pójdę z Jamesem do pokoju - odparła, przerywając niezręczną ciszę.

 Przyjaciele już wstali, żeby ruszyć w kierunku schodów, prowadzących na górę, ale nagle Marcus gwałtownie podniósł się z kanapy i powiedział:

 - Wolałbym, żebyście jednak zostali, mam coś ważnego do opowiedzenia - dał znak, żeby córka z przyjacielem usiedli.

 Jeszcze przez kilka minut po pokoju roznosiła się głucha i niezręczna cisza. Ręce ojca drżały. Z łatwością można było zauważyć, że sie denerwuje.

- Jak dobrze wiecie...- zaczął - moja żona, mama Kate nie żyje. Veronica była cudowna...- przerwał i zamknął oczy, żeby nie pokazać swoich łez.

- Tato... Wiemy, nie musisz to tego wracać - powiedziała Kate i z zatroskaną miną położyła dłoń na udzie ojca.

- Nie - odpowiedział stanowczo - Wy nie wiecie wszystkiego. Znacie fakty, ale bez szczegółów, a w zaistniałej sytuacji są one niezbędne.
- Siedemnaście lat temu, ty się urodziłaś - popatrzył na córkę - To był najszczęśliwszy dzień w życiy moim i Veronicy. Tydzień po porodzie i dzień po powrocie ze szpitala, stwierdziliśmy z mamą, że zostawimy cię z babcią, a my spędzimy noc na łonie natury, pod gwieździstym niebem. Było wspaniale, nareszcie mogliśmy odpocząć, bo nie należałaś do spokojnych dzieci - lekko się uśmiechną -  Pojechaliśmy na obrzeża miasta, do małego lasu. Rozstawiliśmy namiot i rozpaliliśmy ognisko. Czuliśmy się niesamowicie, wziąłem ze sobą gitarę. Grałem i śpiewałem piosenkę, którą napisałem specjalnie dla twojej mamy. Dochodziła północ, więc położyliśmy się już w namiocie, Twojej mamie było bardzo zimno, więc postanowiłem pójść do samochodu i wziąć z niego koc, który zapomnieliśmy wypakować wcześniej. Wracałem, trzymając narzutę, usłyszałem donośny krzyk, bardzo dobrze wiedziałem, do kogo należy głos. Upuściłem to, co miałem w rękach i co sił w nogach, pobiegłem w stronę naszego obozowiska. Rozsunąłem zamek, który zamykał namiot i zobaczyłem coś okropnego. Głowa mamy była cała zakrwawiona, wpatrywałem się w nią sparaliżowany, w namiocie było dużo krwi, zdecydowanie za dużo. Byłem tak przejęty widokiem Veronicy, że dopiero po chwili zauważyłem, że ktoś jeszcze jest w namiocie. Mężczyzna, ze śladami krwi na ustach i szyi, klęczał nad ciałem twojej mamy i wpatrywał się we mnie tymi swoimi, żółtymi, dzikimi, błyszczącymi ślepiami, które dokładnie pamiętam do dzisiaj. Myślałem, że to już mój koniec, że mnie też zabije. Wtedy popatrzyłem na twarz twojej matki, była taka spokojna i piękna, nawet po śmierci... Gdy znów przeniosłem wzrok na zabójcę, go już nie było. Zniknął, po prostu wyparował. Kilka dni później musiałem dokonać sekcji zwłok. Jako ostatni dotykałem skóry twojej mamy, a potem ją pociąłem skalpelem...- zapadła chwila ciszy - Wszyscy chwalili mnie, jako lekarza medycyny sądowej, ale ja już nie potrafiłem dłużej pracować w zawodzie. Ostatnią sesję przeprowadziłem na mojej własnej żonie...- ostatnie dwa zdania wypowiedział beznamiętnym głosem, wpatrując się przy tym w podłogę.

Po wyznaniu nastąpiła cisza. Nikt nie wiedział, co powiedzieć, o ile w ogóle powinien coś mówić w tej sytuacji. Milcznie jednak przerwał Marcus.

- Wampir.

Przyjaciele spojrzeli zdziwieni na mężczyzną. Chcęc dowiedzieć się, czy dobrze usłyszeli, posłali ojcowi Kate pytające spojrzenia.

- To wampir zabił Veronicę - stwierdził, a w jego głosie można było usłyszeć żal oraz gniew.

- Jest pan pewien? - spytał James - Nie chcę być niemiły ani nie zamierzam kwestionować pańskiego zdania, ale wapiry to jest tylko bajeczka, którą straszyło się niegrzeczne dzieci...

- Jestem pewien, widzisz, po śmierci żony zagłębiłem się w ten temat. Zyskałem pewną wiedzę na temat ich samych oraz ich historii z różnych, starych ksiąg i rycin. Uważam, że wampiry istnieją i właśnie powróciły...

*********

Witam Was po długiej przerwie! Mam nadzieję, że czekaliście na ciąg dalszy historii Kate. Postaram się częściej dodawać i pisać rozdziały



Kolejna OfiaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz