Ben pov;Hux nie mógł dostać jej w swoje ręce. Nie pozwolę na to. Nigdy w życiu.
Noce bez niej to męczarnia. Śnie o niej bez przerwy. Moje myśli, całymi dniami, są tylko przy niej. Czy wszystko w porządku? Czy Hux próbował już jakimś sposobem mi ją odebrać? To wszystko doprowadzało mnie do szału. Musiałem coś wymyślić, aby się do niej dostać. Jakiś sposób musiał przecież istnieć. Jakiś cholerny...
— Kylo! – Głos Hadana zwócił się do mnie. Spojrzałem na niego bezsilny, z ciężkim sercem, próbując nie załamać się w sobie i nie rozbeczeć w samym środku planowania.
Ukryty pokój w bazie był od teraz naszym miejscem obrad. Hadan pozwolił sobie trochę go przemeblować, aby było więcej miejca na to i owo. Stał właśnie przy stole z prowizorycznymi modelami statków jakie posiadaliśmy my i rebelianci.
– Skup sie! Powtarzam ci po raz ostatni.
— Zejdź ze mnie. Też byś się tak zachowywał, gdyby to twoja kobieta była gdzieś w odległej galaktyce, razem z największą szumowiną.
— Ta szumowina nie pozwoli wyrządzić krzywdy TWOJEJ kobiecie. – Hadan podszedł bliżej do mnie i spojrzał mi w oczy. – Rey nie chciałaby żebyś teraz się rozklejał Ben. Ona też ma ciężką robotę. Hux poleciał z nią, aby na nią uważać. Ty jesteś przeznaczony do innych zadań. Poza tym, ona też musi nauczyć się działać i bez twojej pomocy. – Ale gdybym to ja z nią poleciał... uważałbym na nią i dałbym jej wolną rękę. Nie musiałaby się nadwyrężać. Wszystko bym dla niej zrobił. Dlaczego nikt mnie nie rozumiał?! Uderzyłem w ścianę obok tak, że powstało w niej wgłębienie.
— Nic nie wiesz...
— Wiem, ze jeżeli zaraz się nie uspokoisz, to cały nasz plan legnie w gruzach i to z powodu zbieraczki złomu!
— Zamilcz! – Użyłem Mocy. Nie powinienem był. Rey mówiła, że tak nie mogę. Że to szkodzi mnie samemu. Ale on ją obraził. Widziałem jak Hadan dusi się w powietrzu. Przez chwilę poczułem się dobrze, ale gdy wyobraziłem sobie jak Rey by zareagowala... puściłem go. Rozmasowywał sobie gardło i kaszlał, łapiąc oddech. – Nigdy więcej jej tak nie lekceważ. Nigdy. Następnym razem nie będę taki łagodny. – Mężczyzna wstał i uśmiechnął się do mnie ciepło.
— Wybacz mi Ben. Czasami zapominam jak bardzo młody jeszcze jesteś... – Starszy obszedł stół i usiadł na kanapie. Poklepał miejsce obok siebie, abym też spoczął. Zrobiłem to. Byłem wyeksploatowany emocjonalnie. Nie wiedziałem już co dobre, a co złe. – Opowiedz mi o tym odczuciu. Co dzieje się w twojej głowie? – Przetarłem ręką twarz. Blizna, znajdująca się na moiom policzku, była głęboka i krzywa.
— Czuję pustkę. Nie wiem co się tam dzieje. Nie wiem co ona właśnie robi. Czy sie boi, czy myśli o mnie, czy rozmawia z Hux'em... może robi jeszcze coś innego. Nic nie wiem. Nie mam nawet możliwości się z nią skontaktować. Cały czas się o nią martwię, a to pierwszy raz w życiu kiedy coś takiego czuję. Nie radzę sobie sam ze sobą. Chcę zabić każdego, kto wspomni o niej słowo bo boli mnie jej nieobecność. Tak strasznie mnie to boli... – Głos mi sie załamał i wiedziałem, że nic wiecej już nie powiem.
— Dlaczego od razu mi tego nie powiedziałeś? – Nie rozumiałem. Popatrzyłem na niego załzawionymi oczyma. Jakaś część mnie drgnęła w nadziei, ale sam nie wiem na co. – Nie jestem zły, że właśnie prawie mnie zabiłeś. Jestem w stu procentach w stanie zrozumieć dlaczego tak cie to drażni. – Poklepał mnie po ramieniu. – Wszystko będzie dobrze Ben. Uwierz mi. Nic jej nie bedzie. Musimy się teraz skupić, dobrze? A potem pomyślimy co dalej. Jesteś w stanie mi teraz pomóc? – skinąłem głową zrezygnowany. Uczucie nadziei zniknęło tak prędko jak się pojawiło. Wróciliśmy do planowania ataku na Najwyższy Porządek. Starałem się nie myśleć o Rey...* * *
Rey pov;
Planeta składająca się z miasta. Wszędzie wokół tylko i wyłącznie budynki. Nie podobało mi się tutaj. Zwłaszcza to, że byłam tu z Hux'em zamiast z Ben'em.
Szliśmy tunelem. Było tam bardzo ciasno, a Armitage wiedział jak to wykorzystać. Szedł centralnie obok mnie, nasze ręce praktycznie się stykały.
— Wiesz już jak długo będziemy musieli tu zostać? – Zapytałam uprzejmie.
— Tak bardzo chcesz dłużej pocieszyć się moim towarzystwem? – Zaśmiał się nonszalancko.
— Tak bardzo chcę wrócić do bazy. Czekają tam na mnie ważne sprawy. – Odparłam sucho. Rudzielcowi zrzedła mina. Jednak nie ze złości, a ze smutku.
— Jeżeli uwiniemy się z tym szybko, to w następnym tygodniu powinniśmy wrócić do domu. – Przekalkulował szybko.
Siedzieliśmy tu już od tygodnia lub półtora, a ja nie miałam zamiaru zostawać tu następnego. Nie w takich oklicznościach. Nie w takim towarzystwie.
Tunel się rozszerzył i mogłam nabrać dystansu od Hux'a. Ciężko mi się z nim rozmawiało od ostatniego incydentu. Był bardzo zaborczy, a ja, mimo iż żal było mi jego biednego serca, nie mogłam postąpić inaczej. To Ben był mi przeznaczony, nie Armitage.
— Rey ty już zdecydowałaś, prawda? – Nie wiedziałam dlaczego poruszał ten temat teraz.
— Naprawdę musimy o tym rozmawiać teraz Armitage? Mamy coś do zrobienia. Rozmowa o uczuciach nie bardzo nam tu pomoże. – Mężczyzna przystanął na moment. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i oparł się o ścianę tunelu.
— To pierwszy taki moment, kiedy jesteśmy sami i nie obawiam się, że ktoś przeszkodzi mi w rozmowie z tobą. Dlatego uważałem, że to najlepszy moment, aby poruszyć ten temat. – Widziałam jak bardzo ciężko mu z tym balastem, który obarczał jego serce. Ale on nie mógł sobie wyobrazić jak ciężko było mi, tak bez przerwy zimno go traktować i udawać, że nic się nie stało.
— Armi... ja naprawdę...
— Chce po prostu... żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie wszystkim. Nie znam cię długo, a nasza znajomość zaczęła się dość nieprzyjemnie, ale coś w tobie sprawia, że czuję się jak w domu. W tym dobrym domu. Bez przemocy, bez przekleństw ani obelg. Bez szarpanin i strachu. Czuję się bezpieczny. Chcę żebyś ty też się tak czuła. Chcę pokazać ci jak to jest, być w domu. – Trząsł się. Tak bardzo zależało mu na mnie, na mojej miłości, ale ja o prostu nie mogłam. Nie potrafiłam dać mu tego, co tak próbował uzyskać.
— Uspokój się Armitage. – Podeszłam do niego, nie mogąc znieść jego widoku w takim stanie. – Porozmawiajmy o tym dzisiaj wieczorem. Nie chcę, aby nasza misja jescze bardziej się przedłużała. Chcę to mieć za sobą. A wieczorem możemy przejść się na spacer po okolicy, jeżeli nie masz przeciwskazań. – Czekałam długo na odpowiedź i gdy już chciałam zapytać czy w ogóle mnie słuchał... przytulił się do mnie. Nadal drżał. Ściskał moje ciało tak mocno, jakby już nigdy miał nie puścić. Lekko poklepałam jego plecy i pogładziłam wlosy. – Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Tylko proszę... daj nam wykonać tą misję. - Puścił mnie natychmiast i odwrócił się szybko. Wyglądało na to, że ocierał łzy. Było mi go żal, ale oprócz spaceru nie mogłam zaoferować mu nic innego.
Gdy już się otrząsnął, ruszyliśmy dalej w stronę siedziby szajki kieszonkowców, którzy mogli mieć dla nas jakieś przydatne informacje.
Gdy tam dotarliśmy miałam wrażenie, że Hux nadal nie może się skupić. Ignorowałam to jednak. To jego sprawa, że teraz się tym zamartwiał.
Weszliśmy do podziemnego klubu, który wyglądał na pusty. Kilka osób siedziało przy barze. Kilka przy stolikach w kacie lokalu. Barman po zobaczeniu nas, krzyknął coś na zaplecze w nieznanym mi języku. Prawie natychmiast wyszło do nas dwóch wielkich mężczyzn, z rogami na głowach. Zastanawiałam się skąd pochodzą.
Popatrzyłam na nich w górę i bez wyrazu twarzy powiedziałam:
— Przyszliśmy porozmawiać z Kloo Junn'em. – Hux pojawił się za mną i pokazał im odznakę Najwyższego Porządku. Oboje skinęli głowami tak, że ich rogi zalśniły w bladym blasku lamp i dali nam znak, abyśmy za nimi podążali. Armitage złapał za mój łokieć i upewniając się, że nikt tego nie zauważył, ruszyliśmy za wielkoludami. Doszliśmy do drzwi, dość obskurnie wyglądających. Otworzono je dla nas. W środku paliło się czarne światło. Na dwóch fotelach siedziało dwóch przedstawicieli nieznanego mi gatunku. Byli mali i dość szczupli. Jeden miał na głowie szeroki kaptur, zasłaniający mu oczy. Nie ufałam mu.
— Najwyższy Porządek u nas zawitał. – Zarechotał ten bez kaptura. – W czym możemy wam pomóc? – Drugi nie odzywał się w ogóle. Nawet się nie poruszał. Tylko siedział, z głową skierowaną w dół.
— Doszły nas słuchy, że wiecie coś o Luke'u Skywalkerze... O opuszczeniu przez niego jego kryjówki. Chcielibyśmy uzyskać od was te informacje. – Hux był bardzo formalny. I zimny. Taki, jak gdy go poznałam.
— Ah to! Nie, to nieaktualne. – Zmarszczyłam brwi. Czemu tak szybko zmienili zdanie? Czyżby coś ich wystraszyło?
— Jeszcze wczoraj mówiliście co innego. Nasz szturmowiec powtórzył nam inna wersje zdarzeń. – Zakapturzona postać poruszyła się lekko i zobaczyłam błysk białych ślepi w cieniu.
— Nie, nic sobie takiego nie przypominam. Może wasz Szturmowiec sie pomylił. — Zaczął dłubać sobie w długich, spiczastych zębach. Co za bezczelność!
— Gdzie wasz szef? Mało was tu, chcę porozmawiać z kimś kompetentnym. – Stwór jaszczuropodobny, chyba poczuł się urażony.
— Ależ kochaniutka, to my jesteśmy szefami. Nasi chłopcy sa właśnie na wypadzie. W naszej branży pracuje się dwadzieścia cztery na siedem. Kogoś bardziej kompetentnego niż mnie w życiu nie spotkałaś. – Podniósł się z siedziska i spojrzał na mnie z dołu. – Nie sądzisz, że skoro macie już tutaj czelność przychodzić i wystraszyć mi klientów, to nie powinnaś choćby spłacić mi rekompensaty za taką stratę? Poza tym, informacje kosztują... – Byłam podminowana, lecz zachowałam zimną krew. Odetchnęłam głęboko i cicho zapytałam:
— Ile? – Hux wyskoczył jednak przede mnie i spojrzał, z wyrazem mordu na twarzy, na małego krętacza.
— Możemy dać wam dwa statki. Z pełnym wyposażeniem i zaawansowaną technologicznie bronią. Więcej nie możemy wam zaoferować.
— Czyżbyś ze mnie kpi...
— Uspokój się. To dobra oferta. Wystarczająco już się zbłaźniłeś na dziś. – Drugi z nich wstał i zdjął kaptur. Wyglądał na starego. Jego oczy były kompletnie białe i zdawał się być niewidomy, ale mimo tego miałam wrażenie że patrzy mi prosto w twarz. – Udzielimy wam informacji. Musicie nam wybaczyć, ten idiota to mój syn i dopiero się uczy. Jednak pokory będzie mu chyba brakować do końca życia. Przez to kiedyś straci ten swoj durny łeb. – Nie było mi do śmiechu, jednak musiałam przyznać, trochę ugasił tym zapał swojego syna. – Nazywam się Kloo Junn i jestem tym, który wie jak okraść każdego na tej i wielu innych planetach. - Ukłonił się serdecznie, jakbyśmy mieli bić mu pokłony. Nikt się nie poruszył.
— Czy dowiemy się w końcu skąd te pogłoski i czy są pewne? – Hux przewrócił oczami, mając dosyć tej całej szopki. Ja też chciałam już mieć to za sobą.
— Ostatnio na mieście dużo się o was mówi. W dzielnicach aż wrze. Najwyższy Porządek czy rebelianci. Kto będzie górą i z kim warto trzymać sztamę. Nie bęsę owijał w bawełnę, ja tam zawsze wierzę bardziej w was, ale są też i tacy, co to dla rebeliantów wszystko by zrobili. A są też tacy, którzy nie potrafią opowiedzieć się tylko po jednej ze stron, dlatego grają na dwa fronty. Sprzedają informacje tym, którzy więcej płacą i nie są wierni ani jednej ze stron. Zrozumiałe. - Odkaszlnął i splunął na podłogę fioletową flegmą. A może to tylko czarne światło wywoływało takie wrażenie... – Skywalker. Ostatnio widziałem go lata temu. Wszystko się od tego czasu zmieniło. Jednak wiem jedno. Widziano ostatnio statek, który przemieszczał się w stronę zielonej planety. Umknął radarom, ale nie nam. Nasi Niuchacze – wskazał na mężczyzn z rogami na głowach. – potrafią wyczuć Moc. A jego była silna. – Zielona Planeta. Wiem o czym mówił. Ale jeżeli to prawda... musimy zacząć działać z Benem szybciej niż myślałam. Snoke musi umrzec, a Najwyższy Porządek razem z nim i to jak najprędzej.
— Ale jakim cudem byliście w pobliżu zielonej planety i skąd wiecie, że to nie kto inny? – Stwór uśmiechnął się jadowicie. Oblizał zrogowaciałe wargi długim jęzorem i odpowiedział mi.
— Mamy interesy w całej galaktyce. Skradzione rzeczy musimy gdzieś sprzedawać, aby mieć z tego zysk. Koło zielonej planety, akurat spokojnie załatwialiśmy interesy gdy nagle nasi Niuchacze stali się niespokojni. Wiesz, oni nie umieją mówić, a mój głupkowaty syn twierdził, że im odbiło. Ale ja jestem za stary, żeby wierzyć w takie bzdury. Niuchacze zdają raporty za pomocą umysłu. Jednak trzeba kilku lat, aby nauczyć się sztuki rozmawiania z nimi. Mój syn nigdy tego nie opanował, ale ja to co innego. Wtedy tez dowiedziałem się, że wyczuli Moc. Bardzo silną moc w kapsule, która przemknęła niewidocznej obok nas. A tym bestiom można zaufać. – Poklepał jednego z nich po plecach.
— Nie bardzo rozumiem...
— Ale ja tak. Generale, dowiedzieliśmy się tego co najważniejsze, możemy wracać. – Hux nie do końca wiedział dlaczego byłam bardziej rozeznana niż on, ale mi zaufał. – Dziękujemy za informacje. Waszą zapłatę dostaniecie wkrótce...
— Nie tak prędko. – Syn Kloo Junn'a ponownie pojawia się w pomieszczeniu. Nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł. – Ojcze poniżanie mnie właśnie dobiegło końca. Już nigdy nie będziesz mi ubliżał. A żadne z tych ścierw nie będzie mną gardzić. Nigdy nie dałeś mi szansy choć raz załatwić czegoś samemu. Gardzisz mną. Wiedz, że ja równie gardzę tobą. I całymi twoimi interesami! – Trzymał w ręku naładowany elektrycznością harpun. Iskry buchały z niego i czasami trafiały jego skórę, ale nie wyrządzało mu to krzywdy. – Albo podwoicie ofertę, albo was zabiję. – Groźba w jego głosie brzmiała poważnie.
— Spokojnie, nie ma potrzeby, aby się denerwować...
— Zamilcz, ty rudy pacanie! – Jego głos stał się metalowy. Nagle był przerażający. Nie wiedziałam co mam robić. Użycie Mocy w tym miejscu mogło skończyć się katastrofalnie dla wielu osób w tym pomieszczeniu, jak i ludzi na powierzchni. Cały tunel mógł się zawalić, a ja nie byłam dość silna, aby to wszystko utrzymać. Użycie Mocy było więc bezużyteczne.
— Odłóż to głupcze, nie wiesz nawet jak tego używać. – Miałam wrażenie, że komentarze Kloo Junn'a tylko pogarszały sprawę. Jednak wolałam nic nie mówić. Sparaliżowało mnie. Byliśmy tu we dwójkę, a gdyby coś stało się Hux'owi, ja będę następna. Nie mogę tu zginąć, bo kto zajmie się Ben'em? Kto wypełni przepowiednie i ostrzeże rebeliantów? Musiałam wyjść z tego cało. – Nakazuję ci to odłożyć – Widoczny był strach w oczach syna złodzieja. Wahał się.
— Posłuchaj. Nie podwoimy oferty, ale możemy inaczej ponegocjować. Musisz się uspokoić i odłożyć swoją broń. Inaczej będziemy zmuszeni wyrządzić ci krzywdę... – Czekałam na jego odpowiedź. Jednak trwało to za długo. Odwrócił się do nas plecami i patrzył na własne zielono-szare stopy. Jego ogon był sztywny i widać było jak napiety był w tym momencie. Uchwyt na harpunie ani na chwilę się nie rozluźnił.
Musiałam go zaskoczyć. Coś zrobić. Wyrwać mu broń z ręki. Zaczęłam powoli iść w jego stronę, tak aby mnie nie zauważył. Chciałam spróbować wkraść się do jego umysłu. Mały strumyk mojej podświadomości zawibrował i ruszył w stronę jego czaszki. Wszystko działo się bardzo powoli. Miałam wrażenie, że byłam blisko celu. Powoli wbijałam się w jego umysł i zbliżyłam się tak powoli, aby nie rozszyfrował moich zamiarów. Jego ojciec próbował odwrócić jego uwagę, nadal go obrażając. Ich więź musiała być zepsuta już od bardzo dawna. Taki rodzic wyrządzał tylko krzywdę swojemu dziecku. Ale nie mnie było to oceniać. Byłam już w jego głowie i zaczęłam opanowywać umy...
Poczułam ból. Harpun znajdujący się w rękach dziedzica Kloo Junn'a wbił mi się w brzuch. Ta gnida... On... Ben... Co on teraz zrobi?... Boli...
Musiał wystraszyć się gdy poczuł, że coś opanowuje jego rozum. Krzyki Hux'a i jaszczur były ostatnim co usłyszałam. Potem osunęłam się w ciemność śmierci.* * *
Ben pov;
Hologram Snoke'a pojawił się w moim biurze. Skłoniłem się i wyczekiwałem rozkazów. Jednak nic takiego się nie zdarzyło. Jego okropna gęba wpatrywała się we mnie jeszcze przez chwilę.
— Kylo Renie, twoja uczennica została śmiertelnie raniona podczas akcji w Coruscant. – Zimny pot zlał moje ciało. Śmiertelnie... Rey... – Dziewczyna jeszcze żyje. Udzielam ci pozwolenia na opuszczenie bazy. Masz za zadanie, przerwać akcję i sprowadzić tu generała Hux'a, czeka go kara. Rey również, jeżeli przeżyje. – Hologram zawibrował i zniknął.. A wraz z nim moje nadzieje na przyszłość.
W mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl. Zabiję skurwysyna za niedopilnowanie jej, a ją za to, że nie pozwoliła mi lecieć z nimi.
Jedynym co mogłem teraz zrobić, było wyruszenie na tą zakichaną planetę i rozniesienie tej budy, przy okazji ratujac Rey i to ścierwo, które i tak planowałem później zabić.
To był pierwszy raz, kiedy tak bardzo bałem się o czyjeś życie. Pierwszy raz, kiedy nie byłem pewien, czy dam sobie z tym wszystkim radę...
CZYTASZ
The Darkness & The Light: Power of Love | Reylo
FanfictionRey przegrała z Kylo Ren'em na Starkiller. Jednak jej nemezis, nie mógł jej zabić. Zranioną w ramię, zbieraczkę złomu z Jakku, zabrał do nowej bazy jako więźnia. Jednak po kilku dniach, wszystko się zmienia. Czy uda im się znaleźć wspólny język? J...