》 Rozdział 24 《

561 28 16
                                    

Phasma pov;

Widziałam jak Kylo Ren wchodził do jej pokoju przez cały czas. Słyszałam jego jęki spod drzwi gdy opłakiwał jej stan. Odkąd Snoke postanowił odciąć mnie od jakiejkolwiek władzy w bazie i kazał przejść do stanu spoczynku, nie martwiłam się kto dostanie moje miejsce. Wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że będę miała więcej czasu na szpiegowanie.
Chodziłam za nim jak cień i starałam się wyszukać wszelkich informacji na temat jego związku z tą złomiarą. W moich poszukiwaniach natknęłam się na dziwne zjawisko. Generał Hux również ją odwiedzał, a gdy wychodził, miał tak zapłakane oczy, że dziwiło mnie jakim cudem jeszcze coś widzi. Nigdy nie widziałam go w takim stanie i dlatego było to dla mnie takie podejrzane. Czyżby obydwoje coś do niej czuli? Musiałam się tym zająć. Zemsta będzie słodka.

Ben pov;

Czarna powłoka przysłaniała mi oczy. Nie miałem pojęcia gdzie jestem ani co mam tam zdziałać, ale coś musiałem zrobić. Zacząłem iść do przodu, potykając się i klnąc za każdym razem gdy byłem bliski upadku.
— Rey! – Krzyknąłem w nicość, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi. – Rey, wiem, że mnie słyszysz! – I nagle coś zaczęło się zmieniać. Czerń pojaśniała, a do niej wmieszały się odcienie niebieskiego i fioletu. Potem wszystko zaczęło nabierać kształtów i zobaczyłem sylwetkę szczupłej dziewczyny. Mojej dziewczyny. Jej wielkie oczy łani patrzyły na mnie z dołu i jakby nie mogły uwierzyć temu co widzą. Gdy tylko do niej dotarłem, złapałem jej twarz w dłonie i bez chwili wachania zatopiłem swoje usta w jej. Nie mogłem posiąść się z radości, tak bardzo mi jej brakowało. Jednak pocałunek ten był inny niż wszystkie. Czułem jakby czegoś w nim brakowało i dopiero po chwili dotarło do mnie co to było... jej prawdziwa postać. Ten pocałunek był jak wspomnienie, jak powiew wiatru tak delikatny, że prawie nieobecny. Odsunąłem się od niej delikatnie, jednak cały czas trzymając
ją w ramionach, bojąc się, że przy każdym następnym ruchu może mi się wymknąć i już nigdy jej nie zobaczę.
— Rey... Dlaczego tak długo to trwa? Dlaczego nie możesz po prostu do mnie wrócić... – Czułem jak łzy napływały mi do oczu. Jak było to możliwe, że doprowadziła się do takiego stanu? Dlaczego ona, a nie Hux? Dziewczyna spoglądała na mnie jakby nie rozumiejąc.
-— Moje ciało nie może się zregenerować. – Odpowiedziała z taką lekkością w głosie jakby w ogóle jej to nie ruszało – Coś, a raczej ktoś, utrudnia mi to zadanie co chwila wstrzykując mi coś co pali w żyłach - Naburmuszyła się jak małe dziecko i tupnęła w miejscu. Po chwili jej wzrok stał się inny... bardziej rozumiejący, jakby wróciła do siebie. Popatrzyła mi prosto w oczy i wtedy na pewno mnie rozpoznała – Ben... ty naprawdę tutaj jesteś... – Nie rozumiałem z tego już kompletnie nic. Przed chwilą była jakaś taka tajemnicza i dziecinna, a zaraz potem zachowywała się normalnie. – Dlaczego? Co się dzieję?
— Tego to ja sam bym się chciał dowiedzieć... mówiłaś, że ktoś coś ci wstrzykuje, ale przecież przed twoimi drzwiami cały czas stoją strażnicy. – Przez myśl przeszedł mi Generał Żmija, ale Rey zaraz zaprzeczyła.
— Nie Ben, nawet o nim nie myśl. To nie on. Myślę, że jedyne czego by chciał to mi zaszkodzić. – Stała tak przede mną zamyślona, a ja nie mogłem oderwać od niej wzroku. Tyle czasu minęło, tyle dni i nocy spędzonych bez niej... już powoli wariowałem. – nigdy nie słyszę głosu tej osoby, ale skoro może bez problemu wejść do mojego pokoju, to znaczy, że musi mieć pozwolenie od strażników... – szeptała pod nosem. Jakoś tak nie byłem w stanie się nad tym skupić. Chciałem ją objąć, tu i teraz, i już nigdy jej nie wypuścić. Chciałem zamordować każdego kto chociażby pomyślałby o wyrządzeniu jej jakiejkolwiek krzywdy. Ona była moja i nigdy nie dopuszczę do tego, aby to się zmieniło.
— Ben, ja wiem co sobie teraz myślisz. – powiedziała, łapiąc mnie za policzek. Przesunęła po nim palcami, a ja wtuliłem twarz w jej dłoń. – Musimy to przetrwać. Tu nie chodzi już tylko o nas. Tu chodzi o tysiące a może i nawet miliony ludzi. – Westchnąłem ciężko i złapałem za jej rękę.
— Sęk w tym, że to ty musisz za nich cierpieć. Czemu nie mógłby to być ktoś inny? Na przykład ja? – Zamknąłem oczy czując, że złość zbiera się w moim całym ciele. Chciałbym coś uderzyć, zniszczyć, ale musiałem to tłamsić w sobie i nosić przez cały czas w swoim sercu.
— Nie możesz tak myśleć. Nie wolno ci tak myśleć, rozumiesz? Zabraniam ci tego. Musimy po prostu złapać tego, kto nie daje mi wyzdrowieć i wszystko się wyjaśni. Musimy być cierpliwi i wytrwali. Razem damy radę wszystkiemu kochany. – Już dłużej nie umiałem wytrzymać. Musiałem ją przytulić, musiałem ją pocałować i jak najszybciej schować twarz w jej ramieniu. Jej słowa mnie nie bolały, ale całe to cierpienie wyszło ze mnie w momencie w którym usłyszałem jak nazywa mnie "kochanym". Jedno słowo wystarczyło, żebym rozkleił się dostatecznie.
Ona tylko czekała, głaskała mnie po plecach i włosach i szeptała, że przy mnie czuwa. Od czasu do czasu musnęła mnie ustami po karku co mnie uspakajało.
— Ben, kochanie, musisz się wziąć w garść. – Odsunęła mnie od siebie na długość ramienia i spojrzała mi w oczy, twardym wzrokiem. Była z niej prawdziwa wojowniczka, a ja się mazałem. Jak małe dziecko. Miała rację. — Musisz to zrobić dla nas. Współpracuj z Hux'em. On na pewno ci pomoże. – Na dźwięk jego nazwiska, od razu się wyprostowałem. – jeżeli chcemy jakoś wyjść z tej sytuacji to musimy działać. Teraz wszystko leży w twoich rękach do momentu aż się wybudzę skarbie. Musisz to jakoś zorganizować. – Kiwnąłem głową, dobrze wiedząc, że to właśnie moje zadanie, które teraz było najważniejsze.
— Ben, jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałabym ci powiedzieć. – Westchnęła ciężko i popatrzyła na swoje stopy, unikając kontaktu wzrokowego. – Hux był tu już przed tobą. Rozmawialiśmy kilka razy i on powiedział mi jak ta cala sytaucja się na nim odbija. Może nie bądź dla niego za ostry... on naprawdę się stara i zaczął już poszukiwania osoby, która nie daje mi wyzdrowieć. Ja wiem, że to dużo, ale proszę, postaraj się traktować go trochę łagodniej. – Byłem zazdrosny. Byłem wściekły, zazdrosny i smutny zarazem. Skoro Hux już tu był i nic mi nie powiedział to znaczy, że nadal robi sobie nadzieje względem Rey. I ja miałem być dla niego łagodniejszy?! W momencie gdy pod moją nieobecność dobiera się do umysłu mojej kobiety?!
— Nie ma takiej opcji. – powiedziałem sucho. – Nie zasłużył sobie na lepsze traktowanie. Wolałbym go zabić. To wszystko jego wina!
— Ale on cierpi, Ben. Proszę nie bij go już więcej. On chce tylko pomóc. – Widziałem nadzieję w jej oczach i musiałem się zgodzić. Jednak tak całkiem nie miałem zamiaru mu odpuszczać. Skinąłem głową na znak zgody, a ona mnie objęła. Czułem, że to już czas aby się pożegnać. I mimo, że wcale nie chciałem się stąd ruszać, Rey odeszła ode mnie na krok i wtedy wszystko zaczęło się rozmazywać. Gdy nie mogłem już widzieć nic prócz jej zamglonej sylwetki powiedziała do mnie ostatnie słowa.
— Pamiętaj, nie ważne co się stanie zawsze będę przy tobie czuwać.

* * *

Siedziałem przy niej jeszcze do wieczora, jednak tym razem nie rozpaczałem. Rozmowa z Rey dała mi nadzieję na lepsze jutro. Byłem cały w skowronkach, szczerze mówiąc. Wszystko nabierało tempa i zaczęło powoli się układać. Uśmiech nie schodził mi z twarzy... aż do momentu przybycia Hux'a.
— Kylo! – Wparował do mojego biura, w którym właśnie opracowywałem plan naszych dalszych poczynań. - Rey! Ona zniknęła! - Chciałbym żeby to był jakiś głupi żart, ale uwierzyłem mu od razu. Cała krew odpłynęła z mojej twarzy.
— Jak to... skąd... Gdzie?! – Nie mogłem skonstruować żadnego sensownego zdania z tego całego strachu.
— Nie... Nie wiem! – Łzy zebrały się w jego oczach i w moich również. Czy nie może tu przez chwilę być spokojnie?! – Poszedłem ją odwiedzić i nagle jej tam nie było! Wszystko było na swoim miejscu i nie ma też śladów walki. – Wszystko działo się tak szybko i tak nieoczekiwanie. Hux wyglądał jakby zaraz miał zemdleć. Trzeba było działać. Chwyciłam za klamkę drzwi i otworzyłem je tak gwałtownie, że wychodząc prawie wpadłem na stojącego przed nimi szturmowca. Jednak nie byle jakiego szturmowca. Był nim Hadan. Wepchnął mnie z powrotem do środka i zamknął za sobą drzwi.
— Panowie... – Był zmieszany obecnością Hux'a, ale skinąłem głową na znak, aby mówił dalej. – Rey jest właśnie w trakcie operacji. Jej serce stanęło i medycy walczą o jej życie. – Moje serce też stanęło. Hux wyglądał jakby już był na tamtym świecie. – Ktoś ją otruł. Musimy znaleźć sprawcę przed naszym ... – Spojrzał nieufnie na Hux'a. – Przed naszym wielkim dniem. – Tylko ja wiedziałem co to oznaczało. Wszystko będzie działo się teraz bardzo szybko. Cały nasz plan musiał być zorganizowany i gotowy do realizacji już za niedługo. Nie było już miejsca na żadne błędy. Najgorsze było to, że życie Rey było zagrożone i mogła tego nie przeżyć.
— Zaprowadź nas do niej. – Hadan zgodził się z moją prośbą i szybko prowadził nas przez wąskie korytarze bazy. Gdy dotarliśmy do sali, w której Rey była operowana, akurat wchodzili do niej medycy z workami krwi. Cała ta farsa kosztowała mnie bardzo dużo nerwów. – Musimy coś zrobić. Musimy jej jakoś pomóc! – Wrzasnąłem nie mogąc się już powstrzymać. Hadan ścisnął moje ramię i popatrzył na mnie surowo.
— Opanuj się. Tylko tak jesteś w stanie jej teraz pomóc.
Czekaliśmy tak godzinami. Byliśmy podenerwowani, zmęczeni i wychodziliśmy z siebie. Myśl o jej stracie była tak bolesna i niewyobrażalna... żadne z nas nie odezwało się, aż do momentu gdy drzwi sali się otworzyły, a medycy wywieźli ją całą zakrwawioną na wąskim łóżku.
— Co z nią? – Hadan był pierwszym z nas, któremu powróciła mowa.
— Jest stabilna. Walczyła dzielnie i teraz wszystko powinno wrócić do normy. – Chociaż  jedna dobra wiadomość!
— Kiedy się wybudzi? – Byłem podekscytowany niczym mały chłopiec.
— Tego jeszcze nie wiemy... jednakże jeśli jeszcze raz będzie miała kontakt z tą trucizną, nic już jej nie pomoże i umrze. Jej ciało jest za bardzo osłabione żeby ponownie walczyć z taką ilością jadu. – Teraz nie było już wyjścia. Trzeba było działać i złapać sprawcę. Natychmiast!
Praktycznie lecieliśmy za Rey do jej pokoju gdzie miała wypoczywać. Gdy zostaliśmy już tylko we czwórkę nie odważyłem się nawet potrzymać jej za dłoń, bojąc się, że zrobię jej tym krzywdę. Hadan usiadł w kącie i wyglądał jakby nad czymś myślał. Hux tylko gapił się na Rey przez cały i co chwila wycierał łzy z policzków.
— Od teraz musimy wszyscy zadbać o to, aby nic jej się nie stało. Niestety nie będę mógł zostać tutaj przez cały czas, dlatego uważam to za bardziej sensowne gdybyśmy się zmieniali. – Miałem plan. Dobry plan. – Hadan będziesz pełnił warte przy jej drzwiach jako pierwszy. Jako jedyny z nas masz zbroję szturmowca. Ja i Hux będziemy musieli sobie znaleźć własne. – Nie chciałem mieć przy tym Hux'a, ale każda osoba, która mogła czuwać przy Rey, była mi teraz potrzebna. – Hux, ty musisz zająć się strażnikami. Zarządź zmianę przy warcie i wymień ich na nas.
— Jak to na nas? – Hadan wstał. Widziałem po jego twarzy, że zrozumiał moją intencję.
— Kylo chce żebyśmy czuwali przy Rey i znaleźli sprawcę. – Nie wyglądał na zadowolonego. – Kto będzie dalej pracował nad naszą misją? – Wzburzył się.
— Jeden z nas będzie stał tutaj, przed jej drzwiami. Druga osoba będzie pracować nad planem. Podzielimy się. – Wyjaśniłem.
— A kiedy będziemy mieć czas aby to wszystko omówić? – Hadan był nieugięty.
— Dlatego jest nas trzech. Gdy będziemy się zmieniać, ten trzeci zawsze będzie opowiadał temu, który zszedł z warty o postępowaniach w rozwoju sprawy. – Hux pokiwał głową. Jego już miałem po swojej stronie. Musiałem tylko uważać żeby czegoś sobie nie ubzdurał i chciał Rey tylko dla siebie. To była moja działka.
Hadan wyglądał na podenerwowanego. Po kilku chwilach ciszy on również skinął głową w zgodzie.
— Skontaktuję się z Luke'm. Muszę mu powiedzieć jak wygląda sytuacja i przygotować wszystko na spokojnie. – Poklepałem go po ramieniu. Jednak w głębi duszy miałem wrażenie jakby nic już od teraz nie mogło być "na spokojnie". Teraz zaczęła się wojna i musieliśmy ją jak najszybciej zakończyć.

The Darkness & The Light: Power of Love | ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz