i'm worried

337 50 9
                                    

Obudziłem się w swojej sypialni a obok mnie zastałem leżąca miłość mojego życia, uśmiechnąłem się pod nosem ale uśmieszek natychmiast zszedł mi z twarzy kiedy zauważyłem że zza drzwi obserwuje nas Charles. To było chore, przestraszyłem się. Natychmiast ruszyłem w stronę drzwi.

—Co ty odpierdalasz?! Nie sądzisz, że trochę przeginasz?! Naruszasz naszą prywatną przestrzeń!— naprawdę się wkurzyłem, ale jeszcze bardziej gdy on tylko uśmiechnął się szeroko po tym co mu powiedziałem.

—Sam przeginasz, idioto.

—Słucham?— już chciałem go uderzyć ale obudziła się Bella.

—Co tu się dzieje?— znów zaczął się na nią gapić.

—Twój chłopak gapił się na nas.

—Co? Czekaj.. co? Przecież to ty jesteś moim chłopakiem. Gustav, brałeś coś?

—Co?! Nic nie brałem.

—Spójrz na mnie!— wstała po czym szybkim krokiem znalazła się tuż obok mnie. Spojrzała na mnie ze skupieniem a zarazem troską.— Faktycznie, nic nie brałeś— dodała.

—Po prostu twój chłopak jest nienormalny.— nadal się uśmiechał.

—Ja ci dam nienormalnego!— już chciałem się na niego rzucić kiedy Bella przyciągnęła mnie w swoją stronę za bluzkę. —Wynoś się z tego domu! Jak mogłem ci pomóc, jak.. przecież ty na to nie zasługujesz. Lecz się.

—Sam się lecz, to ty o mnie zapomniałeś. Taka gwiazdka się z ciebie zrobiła, tak?! A zapomniałeś kto cię uczynił tą gwiazdką?!

—Nigdy o tobie nie zapomniałem! Myślałem o tobie dzień w dzień! A teraz wynoś się!

Charles

Zatrzasnął za mną drzwi. Wiem, że za chwile miałem stawić się w szpitalu psychiatrycznym, ale od kiedy oni się tak o mnie martwią i upominają! Przecież mieszkam na ulicy! I jestem w pełni normalny. Nie pójdę tam.

Miałem nadzieje że mój plan się uda. Iść do sklepu, ukraść coś i zaszyć się w jakiejś dziurze gdzie mnie nikt nie znajdzie. Jednak gdy byłem w drodze zatrzymał się przede mną średni, biały Bus z wielkim plusem na tylnej szybie samochodu.

—Charles? Charles. Jak dobrze że jesteś. Chodź, idziemy. Nie powinieneś przebywać na wolności— odezwała się pielęgniarka która wyszła z małej karetki, to chyba Elizabeth.

—Nigdzie nie idę, nie wracam tam.

—Spójrz, chcesz znów wylądować na ulicy? Jesteś chory, musisz wrócić do zakładu psychiatrycznego... Nie szarp się! Finn! Finn! Potrzebna pomoc!— próbowałem za wszelką cenę wyrwać się jej i zaraz po tym jak Finn, kierowca karetki, stanął tuż przy mnie zdołałem się uwolnić. Biegłem ile sił w nogach gdy po kilku minutach miałem dość i ledwo stałem na sowich nogach. Padłem na ziemie ze zmęczenia. Zasnąłem.

Gustav

Wiem, i nie jestem z tego dumny— odpowiedziałem Belli na jej kazanie o tym że on jest bezdomny i potrzebuje mojej pomocy.

—... A po za tym nic nas nie łączy! Jak mogłeś tak pomyśleć. Pierwszy raz człowieka na oczy widziałam. Nie mam pojęcia czemu się tak na mnie gapił i to nie mój problem, ale faktycznie czułam się z tym niekomfortowo. Wychodzę, odezwij się jak ci przejdzie.

—Bella, zaczekaj— usłyszała ale nawet się nie odkręciła. Chciałem zapytać czy mogę ją podwieźć do domu, przecież Charles gdzieś tam jest, a ja wiem że on jest chory i faktycznie potrzebna mu pomoc.. ale nie moja.

when i die, u'll  luv me ┊ lil peep 🔒 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz