Część 7 "On żyje"

349 26 0
                                    


Palo Alto, 14 sierpnia, godzina 10:33.

Od paru dni nie wychodziłam z domu, wyjątkiem stanowiły kilku minutowe wyjścia do sklepu. Ale i tak szybko z niego wracałam i ponownie zamykałam się w czterech ścianach. Nie mogłam się ogarnąć po tym co zobaczyłam. Przyjaciele próbowali ze mną porozmawiać, ale ja unikałam ich i rozmowy z nimi. Przecież, gdybym powiedziała im to co widziałam to oni by mi nigdy nie uwierzyli, uznaliby mnie za wariatkę, że to tylko wytwór mojej wyobraźni, ale ja wiedziałam, że tak nie było, że to co widziałam było prawdą, czystą prawdą.

Siedziałam na kanapie w salonie, a w ręku trzymałam ramkę z naszym wspólnym zdjęciem. Tak bardzo chciałam, aby znów był przy mnie, abym mogła go zobaczyć, dotknąć, przytulić. Oddałabym wszystko, aby tak się stało.

-Popadniesz w depresję. –usłyszałam głos, którego nie słyszałam od kilku dni. Podniosłam wzrok ze zdjęcie i spojrzałam w stronę drzwi. Stał tam oparty o ścianę Dick –Cześć, Sky.

-Dick? A co ty tutaj robisz? –spytałam go, odkładając ramkę –I jak się tu dostałeś? –byłam pewna, że zamknęłam drzwi na klucz, a jemu klucza nigdy nie dawałam

-Przyszedłem pogadać z przyjaciółką. A jeśli chodzi o to drugi pytanie to... powiedźmy, że nie ma dla mnie drzwi nie do otworzenia.

-Włamałeś się do mojego mieszkania.

-A otworzyłabyś mi? –zadał to pytanie, a ja od razu zamilkłam i popatrzyłam w bok. Pewnie bym tego nie zrobiła –Właśnie.

Nightwing podszedł do mnie i usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Nastała cisza, żadne z nas się nie odezwało, aż do momentu, w którym nie wytrzymałam i musiałam go spytać.

-Oni cię przysłali? –zadałam pytanie i spojrzałam na włamywacza, który zrobił pytającą minę. Pewnie nie zrozumiał mojego pytania -Drużyna cię przysłała? –czarnowłosy spuścił głowę, patrząc na podłogę –Dick? –powoli już zaczynałam tracić swoją cierpliwość do niego

-Tak. Przysłał mnie Kaldur, powiedział, że nie odbierałaś od nikogo telefonu, nie chciałaś z nikim gadać, zamknęłaś się w domu. Dlatego mnie tu przysłał. –ponownie popatrzyłam w bok *Mogłam się tego spodziewać.* -Powiesz mi co się z tobą stało?

-Nic się nie stało. Chciałam pobyć sama, przemyśleć to wszystko.

-Samej ci się to nie uda. –ponownie zapadła cisza, w której zastanawiałam się, czy mu powiedzieć prawdę. *W końcu to Dick. On mnie nie weźmie za wariatkę, może mi pomoże? Sama nie wiem. A jak powie to samo co Kaldur? Dobra Sky, raz się żyje.*

-Odkąd Wally zniknął, cięgle czułam jego obecność. Miałam wrażenie, że on jest obok mnie, chodź tego nie widzę. Rozum mi wtedy mówił: „On umarł", a serce tysiąc razy głośniej krzyczało: „Wally żyje!". Sama nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Na początku myślałam, że to tylko takie uczucie, że to minie, ale później zaczęłam przez ułamek sekundy widzieć jego twarz w różnych miejscach. Mówiłam sobie: „To tylko twoja wyobraźnia", ale na misji zobaczyłam żółtą smugę. Nie był to Barry, nie był to Bart. Jedynym sensownym wytłumaczeniem było to iż był to Wally. Później na zakupach z dziewczynami, nieznanym mi sposobem, przez sklep przeleciała fala wiatru, a po niej w moich rękach znalazła się granatowa sukienka. Wally często mi mówił, że z granatowym mi do twarzy. Ale nie to było najdziwniejszym zdarzeniem. Parę dni temu... byłam bliska wypadku, mogła we mnie wjechać ciężarówka, ale... ktoś mnie uratował. –otarłam dłonią łzy, które spłynęły mi po policzkach i spojrzałam na niebieskookiego –To był Wally.

-Sky, skąd to możesz wiedzieć?

-Widziałam go. Jak ze mną biegł, widziałam jego twarz. To był on. –Dick na moje słowa westchnął i przetarł twarz dłońmi

-Wally umarł. Już go nie ma. –przerwałam mu wstając i krzycząc

-To jak się niby znalazłam w domu?! Jak wyjaśnisz to co widziałam?! Wytworem wyobraźni? Pff, daruj sobie. Ja w to nie uwierzę. Wiem co widziałam Dick. I nigdy nie przestanę w to wierzyć. Możesz wziąć mnie za wariatkę, proszę cię śmiało. Mam to gdzieś! –krzyknęłam ile sił miałam, a później spojrzałam na zdezorientowanego chłopaka. On nigdy nie widział mnie wkurzonej i nigdy nie słyszał jak się na kogoś drę. Zdziwienie to najbardziej spodziewana reakcja, jaką bym się po nim spodziewała. Czarnowłosy wstał z fotela, podszedł do mnie i dał ręce na me ramiona, później powoli i wyraźnie powiedział te dwa słowa

-Wally umarł. –zaczęłam zaprzeczać głową

-Ty tak uważasz. A teraz jeśli mogę cię prosić, wyjdź z mojego domu. –ręką pokazałam w stronę drzwi, czekając aż chłopak pójdzie, co stało się po krótkiej chwili, ale zanim zniknął za drzwiami powiedział

-Kiedyś to zrozumiesz. –po czym zniknął, a ja opadłam na kanapę

*On żyje. Wally żyje. Nie daj wmówić sobie, że tak wcale nie jest.*

Never againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz