Część 28 "Wyjaśnienia"

237 23 2
                                    


Londyn, 17 lipca, godzina 15:32.

Przez parę dni musiałam bardzo uważać, aby nie wpaść czasami na mojego brata. Jednak na nic były moje próby, bo pewnego dnia mnie dorwał. Mówiąc pewnego dnia miałam na myśli dzisiaj.

Po skończonej pracy, szłam spokojnie do domu. Szłam powoli i ostrożnie, dyskretnie obserwując wszystko dookoła, tak by nie wpaść na pewnego rudowłosego mężczyznę, który od kilku dni kręcił się po ulicach miasta. Niestety pech chciał, że musiałam na niego wpaść.

Miałam wtedy wejść do bloku, aż tu nagle usłyszałem ten głos.

-Sky? –usłyszałam za sobą. Jak ja dawno nie słyszałam swego imienia

-Zaszła pomyłka. –odrzekłam nie patrząc na niego –Nie jestem Sky.

-A ja jestem Bruce Wayne. Nie wydurniaj się Sky. Wiem, że to ty. Przestań udawać kimś kim nie jesteś. –westchnęłam i odwróciłam się do niego przodem

-Mówiłam ci już. Pomyliłeś się, nie jestem Sky, tylko Joy.

-Mówiłem ci to już wiele razy, ale jeszcze raz powtórzę, jesteś kiepską aktorką. Musimy porozmawiać.

-Nie mamy o czym. Nie wrócę do Ameryki, ani do drużyny. –odwróciłam się do niego plecami i otworzyłam drzwi na klatkę schodową. Ale zanim tam weszłam on wypowiedział słowa, które mnie od razu zatrzymały

-Chce pogadać o Wally'm. –stanęłam w miejscu słysząc jego imię

Wally. Złamałam mu po raz drugi serce. Pierwszy raz to było w liceum, pamiętam to. Złamałam mu serce, później on ocalił mi życie i leżał w śpiączce. Teraz ponownie go zraniłam.

Po paru minutach przerwałam panującą ciszę mówiąc.

-Nie tutaj. Chodź. –powiedziałam i weszłam na klatkę schodową, a on za mną

Weszliśmy na piętro, gdzie mieszkałam. Otworzyłam drzwi i wpuściłam go jako pierwszego do środka, a ja za nim.

-Ładnie się urządziłaś, -zrobił przerwę, w której spojrzał na mnie z urazą –przez te pół roku. –dokończył, a ja westchnęłam cicho

-Jestem dorosła, tak? Mogę robić co chce.

-Przynajmniej mogłaś powiedzieć.

-Tak samo jak ty mi o śmierci rodziców? –zerknęłam na niego

-Wszyscy się o ciebie martwią.

-Niepotrzebnie. Umiem sobie sama poradzić.

-Sky, czy ty nie rozumiesz, że porzuciłaś wszystko. Drużynę, przyjaciół, Wally'ego, studia... -przerwałam mu

-Dalej studiuje tyle, że przez Internet. Uczelnia w Palo Alto dała mi taką możliwość. A oni wszyscy, włącznie z tobą mogli mi nie kłamać. Jeszcze mi powiesz, że prawdziwy Roy wiedział, co? –on się nie odezwał –Tak też sądziłam. –podeszłam do okna w salonie i patrząc przez nie dodałam –Przez pięć lat czułam się wśród nich jak w rodzinie, jak zadawanych lat, jak z rodzicami.

-Ale znowu może tak być, tak jak przedtem.

-Niby jak? Cofniesz się w czasie i nie dopuścisz do tego, abym poznała prawdę?

-Nie, ale... -przerwałam mu

-Roy, tracisz tu tylko swój czas. Proszę, wracaj do domu, do Jade i Lian, zajmij się swoim życiem, przestań ingerować w moje i... zapomnij o mnie. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich. –zapadła cisza, która po chwili przerwały kroki rudowłosego. Nie szedł on do mnie, tylko do drzwi

-Skoro tego chcesz. Chce jeszcze tylko powiedzieć, że przepraszam. Chciałem cię chronić. Myślałem, że nie mówiąc ci prawdy ochronię cię, ale ja ciebie skrzywdziłem. Przepraszam. –po tych słowach jedyne co usłyszałam to zamykające się drzwi

Wtedy poczułam coś mokrego na policzkach. Wiedziałam, że to łzy.

-Ale to jest urocze. On się o ciebie martwi, a ty go odpychasz. To takie piękne. –usłyszałam znany głos, który zagotował mi krew w żyłach i zrodził pytanie w mojej głowie, ale jak to możliwe. Wytarłam łzy i odwróciłam się. Przy ścianie opierał się nie kto inny jak Nathaniel. *Ale jak to możliwe?* -Nie spodziewałaś się mnie, co?

-Jak...

-...to możliwe, że nie jestem w Belle Reve Penitentiary? Hehe. Wszystko dzięki tobie, Sky. A raczej twojemu kamieniowi. Wiesz, że w środku wygląda on inaczej? Trochę jak kosmos, tylko taki fioletowy. I bardzo łatwo się z niego wydostać. -*Chwila jeśli on dał radę się wydostać to znaczy, że...* -Tak Sky, dobrze myślisz. Twoich rodziców da się uratować, ale trzeba najpierw wiedzieć jak. Ale tylko ja znam ten sposób.

-Wynoś się. –poleciłam zaciskając dłonie w pięści

-Oo. Jak to? To nie chcesz wiedzieć skąd mam moce, albo jak się wydostałem, albo też jak uwolnić twoich rodziców? Swoją drogą jesteś bardzo podobna do swojego ojca z wyglądu, bo z charakteru to nie sprawdzałem. –nie mogłam już tego wytrzymać. Z całej siły cisnęłam go w ścianę za pomocą telekinezy –Przewidywalna jak zawsze. No, to co teraz?

-Gadaj. Kto jest w Belle Reve Penitentiary?

-Ja.

-Jak to ty, skoro...

-Nic nie mówiłem, że mnie tam nie ma. Jestem tam, a raczej mój klon.

-Klon? -*No pięknie, jeszcze tego mi brakowało.*

-A tak. Często mi się przydaje w moich obowiązkach.

-W jakich znowu obowiązkach?

-A ty jak zawsze nic nie rozumiesz. Oj, słabiutko kochana, słabiutko. No, ale odpowiadając na twoje pytanie i te których jeszcze nie zadałaś. Podczas pobytu w twoim klejnociku, odkryłem u siebie różne ciekawe moce. Dzięki nim udało mi się wydostać. I wtedy zacząłem wykorzystywać tę zdolność, o której nie miałam pojęcia. Dowiedziałem się o niej przypadkowo, gdy odciąłem sobie palec. -*Fuj.* -Ta zgadzam się z tobą. Obrzydlistwo. Ale ten mój palec mi odrósł, a z tego odciętego wyrósł mój klon. Posłuszny, lojalny i wykonujące wszystkie moje rozkazy klon, słuchający jedynie mnie. Zacząłem wymyślać plan jak się na was zemścić i udał on się. Wszystko poszło zgodnie z moim planem. Te moje klony są naprawdę bardzo posłuszne. Wiesz, że mówią do mnie Panie? Od zawsze marzyłem, aby tak do mnie mówiono. A tak swoją drogą, złociutka jak ci idzie po złamaniu serca Kid Flasha?

-Skąd to wiesz?

-Nie licząc czytania w twoich myślach to stąd, że jesteś w Londynie od pół roku. A i podsłuchiwałem twoją rozmowę z bratem. A właśnie. Wiesz czy szpital jest ciągle otwarty?

-Po co ci?

-Mi po nic, ale tobie może się przydać. –po tych słowach zniknął, tak po prostu

Zanim zdążyłam pomyśleć co się tak właściwie stało poczułam jak ktoś kopnął mnie w plecy. Upadłam na ziemię. Spojrzałam do góry. Zobaczyłam Nata.

-Teleportacja?

-Oo. Kto by pomyślał? Ty myślisz. Ale nowość. –po tych słowach walnął mnie w twarz, a ja poczułam ciepłą ciecz spływającą mi z nosa

Musiałam przyznać, że wypadłam z formy. Nathaniel pokonał mnie bez większych komplikacji, a przy tym narobił mi wiele siniaków i chyba połamał mi rękę i na pewno parę żeber. Cudownie.

-Spokojnie, Sky. Nie zabije cię. –powiedział do mnie –Jeszcze nie dzisiaj. –po tych słowach zniknął mi z oczu, a ja poczułam wielką senność, która mnie pomału dopadała. Jednak próbowałam z nią jeszcze walczyć

-Sky... -usłyszałam głos Roya, który wszedł do mojego mieszkania –O mój Boże. Sky? Jesteś tu? Sky!

-Tu-taj. –powiedziałam już ledwo przytomna. Przed oczami zaczęły pojawiać mi się mroczki. Ostatnie co zobaczyłam to jakieś dwie pomarańczowe plamy oraz głos Roya mówiący wytrzymaj jeszcze chwilę, później przegrałam walkę z sennością

Never againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz