Rozdział 6

185 12 0
                                    

Tak jak powiedziałam, spotkaliśmy się o piątej. Reynę zawiadomiłam iryfonem już wczoraj wieczorem i umówiłam się z nią jakieś 500 kilometrów za Obozem, gdzie nasze drogi powinny się zetknąć. Pod sosną stali już wszyscy. Chejron, Nico i Will.

- Gotowi? - zapytał nas nauczyciel.

- Oczywiście - odpowiedział Will głosem pełnym entuzjazmu.

- Tak - potwierdził niemrawo Nico.

- Tja - dorzuciłam.

- Wiesz już, gdzie zaczniecie? - zapytał Chejron.

- Wiem - warknęłam. Byłam zła.

Bardzo zła.

Znowu próbowałam się z nim skontaktować i nic. A przecież próbuję od dnia jego śmierci. Jakie ze mnie dziecko Hadesa jak nawet ze zwykłym duchem pogadać nie potrafię.

- A Reyna? - zapytał ostrożnie nauczyciel patrząc na mnie podejrzliwie.

- Dołączy - odparłam po prostu.

- A jak będziemy podróżować. Podobno nie zgodziłaś się na samochód - zauważył Nico.

- Wiem, gdzie musimy zacząć podróż, ale nie wiem, jak tam dojechać samochodem.

- Czyli... - pociągnął Will.

- Co powiecie na konie?

- Ok - zgodził się z uśmiechem syn Apolla.

- Jej - krzyknął niezbyt entuzjastycznie Nico.

- Wspaniale. Idźcie do stajni po któregoś.

- A ty? - zapytał Chejron.

- Ja już mam - odparłam i zagwizdałam ostro.

- Wow - powiedział z podziwem Will prowadząc za sobą dobrze zbudowanego siwka.

Nie dziwie mu się. Drogą przed nami biegła prawie jedyna miłość mojego życia. Kara klacz rasy fryz. Najpiękniejsza na ziemi.

- Cześć - przywitałam się przyciskając głowę do jej szyji.

- Gotowi? - zapytałam odwracając się do nich.

- Tak - potwierdził Nico. On z kolei wybrał sobie brązowego konia ze strzałką. W zasadzie - pomyślałam - pewnie nie tyle wybrał sobie, co ten jako jedyny zgodził się go nieść.

- No to, na koń - zakomenderowałam. - Do zobaczenia Chejronie. 

***

Jechaliśmy już jakieś dwie godziny, kiedy spotkaliśmy się z Reyną. Jechała na karym koniu. Przywitanie nie było zbyt wylewne, po prostu do nas dołączyła.

Po siedmiu godzinach jazdy, odparcia ataku dziewięciu potworów, dwóch postojach i jednej przerwie na kawę zarządziłam koniec trasy. Starczy jak na jeden dzień.

- Nico, zbierz chrust na ognisko. Will, rozbij namioty. Reyna, zacznij przygotowywać posiłek.

- A ty? - zapytał niezadowolony Nico.

- A ja sprawdzę, czy jesteśmy bezpieczni - ucięłam krótko. Wzięłam swoje miecze (drugą miłość mojego życia) i ruszyłam na spacer dookoła obozowiska.

Nic tam jednak nie znalazłam. Ale gdy wróciłam, już czekała na mnie kolacja.

- Dzięki - powiedziałam, odkładając miskę na bok.

- Daj, pozmywam - zaproponował Will podchodząc i wyciągając rękę po moją miskę.

- Dzięki - powiedziałam ponownie.

Usłyszałam ciche, kpiące parsknięcie Nico. Will też je usłyszał.

- Wiesz co, Nico - zaczął. - A może jednak będę potrzebował pomocy...

- Nieee - jęknął chłopak.

- Tak tak - potwierdził teraz już z uśmiechem Will. - Chodź - i poszli do pobliskiego jeziora. Zaśmiałam się cicho, widząc te ich przekomarzanki.

- Caren? - zapytała Reyna. Odwróciłam powoli głowę w jej stronę, starając się, by wymagało to ode mnie możliwe najmniej wysiłku fizycznego.

- Hmm?

- Na czy polega nasza misja? - tym mnie ścięła. Nie zamierzam, przynajmniej póki co, mówić im, na czym to polega.

- Potem... - mruknęłam, udając, że jestem zbyt zmęczona, by teraz wszystko tłumaczyć. Albo wiedziała, o co mi chodzi, albo po prostu jej też się nie chciało na mnie naciskać.

- Jak chcesz - wzruszyła ramionami i podobnie jak ja, położyła się na zwalonym pniu dębu.

Właśnie w tym momencie wrócili Will i Nico. Z niewiadomych powodów, ten drugi był cały mokry. Z wściekłą miną usiadł tuż przy ogniu i zaczął się grzać.

- Kto weźmie pierwszą wartę? - zadała pytanie Reyna.

- Ja - zgłosiłam się od razu. Pierwsza jest moją ulubioną.

- To ja się kładę - poinformował Will. Jednak tuż przed wejściem do swojego namiotu spojrzał w niebo. - Za ładnie dzisiaj na spanie w środku - stwierdził i wyniósł sobie poduszkę i śpiwór na malutką płachtę, przymocowaną przed namiotem. Nico zrobił to samo, Reyna po jakimś czasie też.

- Obudź mnie, gdy będzie moja kolei - powiedziała.

- Ja drugi - zgłosił się Will.

- Trzeci - dobiegł nas obrażony głos Nico z głębi śpiwora.

- Dobranoc - powiedziałam wszystkim. - Jutro jedziemy dalej.

Like One Mind...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz