Rozdział 14

72 7 2
                                    

~Nico~

Co?

Co?!

Co?!?!

Walnąłem się na łóżko i zacząłem myśleć (choć wiem, że ciężko w to uwierzyć) - co to miało być?

Za chińskiego boga nie uwierzę, że to co mówił Will jest prawdą.

W takim razie trzeba zastanowić się, dlaczego to robi.

Korzyści? Zero.

Powody racjonalne? Zero.

Prawdopodobieństwo, że to co mówił jest prawdą? Zero.

Więc...

- Di immortales - przekląłem z frustracja i uderzyłem o ścianę.

Chyba muszę przełożyć to na jutro.

***

Następnego dnia rano obudziłem się zdumiewająco zdenerwowany. Przez dziesięć minut piorunowałem wzrokiem sufit. Jednak gdy nie odpowiadał na moje ataki postanowiłem wstać z łóżka, rzucając w jego stronę tylko krótkie:

- Tchórz.

Ze śniadania zrezygnowałem na rzecz Happy Meala, którego kupiłem sobie poprzedniego dnia za sprawą braci Hood. Dzieci Hermesa jednak na coś się przydają.

***

~Will~

Zaraz.

Trafi.

Mnie.

Szlak.

Przylazłem na to śniadanie o jakiejś chorej godzinie i siedzę tu już trzecią.

I co?!

Ten zidiociały, słodki, głupi, uroczy, skretyniały, rozczulający cholerny idiota nie przyszedł na śniadanie. A pragnę zauważyć, że jego waga jest dalece odbiegająca od prawidłowej.

Trzeba będzie po niego pójść.

Już wstawałem od swojego stołu, gdy zobaczyłem jak Kez do mnie macha, najwyraźniej chcąc bym do niej podszedł.

Kez jest naprawdę miła. Po początkowym wrażeniu, jakie zrobiła na mnie wchodząc tamtego dnia do szpitala zaczęliśmy rozmawiać na wszystkie tematy. Można jej się wygadać. Ona chcę wiedzieć wszystko o jej nowym bracie, a ja chętnie dawałem jej informacje. Ona też nie szczędziła mi historii swojej i Caren. Mam nadzieję, że ona nigdy nie dowie się jak bardzo Kez wprowadziła mnie w jej skomplikowane (nawet nie wiecie jak bardzo) życie uczuciowe. Nie spieszy mi się do Hadesu. Nie bez Nica.

- Hej- przywitałem się z kolorowowłosą.

- Hej Will. Siadaj - poklepała miejsce koło siebie. Stolik Hadesa był oczywiście pusty. Ani Nico ani Caren nie uznali za stosowne zniżać się do czegoś tak przyziemnego jak jedzenie.

- Dzięki, ale trochę mi się spieszy. Może pogadamy póź... niej - ostatnie słowo wypowiedziałem z rozpędu, ponieważ protest nie miał sensu. Już i tak siedziałem przytwierdzony do stołu zaskakująco silnymi dłońmi Kez.

- Chciałeś iść do Nica prawda? - zapytała głosem pełnym troski.

- Taaak - spojrzałem na nią trochę podejrzliwie.

- A nie wiesz czemu nie przyszedł? - dziewczyna patrzyła się na wszystko tylko nie na mnie.

- Myślałem, że po prostu mu się jak zwykle nie chciało - odparłem, jednak jej mina zdradziła jej zakłopotanie.- Nie mów mi, że coś mu się stało! - krew odpłynęła mi z twarzy, a wszystkie mięśnie się napieły.

- Nie do końca- jej oczy uważnie lustrowały sufit.

- No powiedz mi wreszcie!

- Więc... - urwała z niepewnością. - Biorąc pod uwagę wszystkie fakty, doświadczenie zebrane przez ostatnie kilka lat, dotyczące kontaktów międzyludzkich, opierając się o wiedzę psychologiczną, tudzież o wszystko co dotyczy dzieci takich jak Nico i Caren i kilka informacji jakich udzieliłeś mi ty nie jestem w stanie całkowicie zaprzeczyć twierdzeniu, jakoby - zważywszy na wczorajsze okoliczności oraz dzisiejsze obserwacje na naszym drogim Nico... - pod wpływem mojego spojrzenia spięła się trochę- Nie mogę zaprzeczyć podejrzeniom, że on wczoraj wszystko słyszał.

Jeżeli wcześniej byłem blady, to teraz mogliby mnie pochować od razu. Nico to słyszał?! I dlatego nie przyszedł?! Pewnie mnie teraz nienawidzi! Ale według wszystkich sygnałów jakie dawała mi Kez, on był gejem! A jeśli nie przyszedł z mojego powodu to...

- O shit - mruknąłem cicho zanim moja głowa dość brutalnie zetknęła się ze stołem.

*****

Przepraszam?

Następny w niedzielę.

Paradoksik

Like One Mind...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz