Rozdział 9

140 11 0
                                    

~Narrator~

Caren nie sądziła, że może być coś nudniejszego niż przebywanie w Obozie. A jednak na misji jest gorzej.

To był już chyba trzeci dzień podróży i nie wydarzyło się... nic.

Jechali więc w milczeniu nie starając się nawet zająć rozmową. Po kilku godzinach Reyna zaproponowała postój.

- Jasne, przepraszam zamyśliłam się. Zjedźmy na tą polanę.

Rozsiedli się i zaczęli przygotowywać posiłek.

- Dziękuję - powiedziała Caren oddając miskę Willowi, który jak zwykle poszedł je umyć.

- Reyna?

- Tak?

- Mogłabyś nas popilnować? Strasznie chce mi się spać.

- Jasne - odparła uśmiechając się.

Dziewczyna ułożyła się na boku i zaczęła spać.

Jednak zaraz nad jej snami przejął kontrolę ktoś inny, czego tak bardzo nie lubiła.

Zobaczyła swoją dawną rodzinę, przyjaciół z dawnego obozu i kilka osób z obozu greckiego, które polubiła. I to nie byłby problem, gdyby oni nie byli martwi. W momencie, w którym ostatnie osoby oddawały ducha, nad tym pobojowiskiem pojawił się Mark.

- Wiesz, że to twoja wina? - rozpoczął niedbale, oglądając paznokcie.

- Nie - zaprzeczyła słabo dziewczyna.

- Ooo tak. Zawiodłaś. Misja się nie powiodła.

- Jak może się nie powieść? Przecież jeżeli nie wyciagniemy nikogo z Podziemia, nic się nie stanie.

- Nie stanie? - powtórzył z ironią. - Walczycie z potężną siłą. Wiesz, to jest historia typu przyczyna-skutek - teraz mówił jak do małego dziecka. - Macie problem. Walka z potężnym bóstwem zbliża się nieodwołalnie. Tylko on ma siłę, by go pokonać. A jeżeli ty zawiedziesz i go nie wyciągniesz to... - zawiesił głos, jakby czekał na odpowiedź. - To to wszystko znowu będzie twoja wina.

- Ale...

- TAK, TO BĘDZIE TWOJA WINA! JAK ZWYKLE! NIE JESTEŚ NIC WARTA! TO WSZYSTKO PRZEZ CIEBIE! ZNOWU! - ze spokojnego tonu przeszedł do krzyku, tylko po to by teraz pochylić się nad dziewczyną i wyszeptać jej znów spokojnie prosto do ucha - Moja śmierć też była twoją winą.

- Nie! - wrzasnęła Caren już na jawie podrywając się z posłania.

- Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony Will.

- Tak tylko... Muszę się przejść  - powiedziała i szybko poszła w stronę lasu, zanim ktokolwiek mógłby jej w tym przeszkodzić.

Szła szybko, właściwie to maszerowała.

Misja. Musiała się powieść, bo jeżeli Mark miał rację, to ich wszystkich czeka śmierć. Caren nie bała się śmierci. Ona i Nico byli najlepiej ustawieni ze wszystkich. Nawet jeśli by umarli, to (jak nie zasłużą na Pola Elizejskie ani nie zdecydują się na Wyspy Błogosławione) czekają na nich gotowe apartamenty w domu ojca. Tak naprawdę niepokoiło ją co innego. Jak Mark mógł jej to powiedzieć? Zawsze był dla niej dobry i nigdy nie powiedział niczego złego lub nieprawdziwego. Dlatego właśnie się bała. Ona go zabiła. Od dawna dręczyły ją wyrzuty sumienia, ale odpychała je od siebie. A teraz on je potwierdził. I w dodatku...

- Caren? - usłyszała za sobą głos Nica. Tak naprawdę chłopaka przysłano tu, by dowiedział się, o co chodzi jego siostrze. A on uznał to za doskonałą okazję do obgadania z nią innej rzeczy. Tak na dobry początek.

- Mam pytanie... - zaczął nieśmiało.

- No?

- Ostatnio coś się popsuło między mną a Willem. Chyba go czymś obraziłem i trochę nie wiem jak go przeprosić.

- Po prostu mu to powiedz.

- Ale on może mi nie wybaczyć i...

- Słuchaj Nico - przerwała mu ze złością. - Jeżeli chcesz mojej rady to proszę. Idź i powiedz mu prawdę. Tak naprawdę i ty i ja jesteśmy nic nie wartymi stertami zakłamanego gówienka. Ale z nas ty trochę mniejszą. Więc idź do Willa i go przeproś, bo potem może być za późno. A jeśli ci nie wybaczy to pozostaje ci tylko przeprosić go, że zmusiłeś go do obcowania z SYNEM HADESA! - ostatnie słowa wykrzyczała. Zaraz jednak się uspokoiła i ciągnęła dalej. - Naszym przeznaczeniem jest być samotnym i popełniać wciąż te same błędy. Jeśli jest ktoś, kto zgadza się przebywać z tobą, to doceń to zanim coś schrzanisz.

Nico przez chwilę patrzył się na nią, a potem wrzasnął z całej siły - Will! - i puścił się pędem w stronę chłopaka, cały czas coś krzycząc. - Przepraszam! Nie chciałem! Naprawdę! Dziękuję, że spędzasz ze mną czas, naprawdę to doceniam! Nie zostawiaj mnie! Pewnie myślisz, że jestem stertą nic nie wartego gówienka i masz rację, ale nie zostawiaj mnie! - ostatnie zdania mówił już klęcząc obok skołowanego Willa.

***
Krzyki Nico cichły w oddali, a Caren słuchała ich uważnie. Dopiero gdy Nico oddalił się wystarczająco i zapadła cisza Caren upadła na sąsiedni ścięty pień dębu i rozpłakała się.

******
Mam nadzieję, ze trochę wynagrodziłam wcześniejsze rozdziały.

Like One Mind...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz