PROLOG

3.9K 123 45
                                    


Westchnęła. Właśnie mijała trzecia godzina podróży, a ona, choć nie raz już jeździła znacznie dalej, nie potrafiła wysiedzieć w samochodzie. Co jakiś czas spoglądała nerwowo na Maddie siedzącą obok. Dziewczyna trzymała dłoń na jej dłoni i muskała ją lekko kciukiem. Wsparcie przyjaciółki było dla niej bardzo ważne.

− Na pewno da się jeszcze coś zrobić, nie możesz się poddawać.− Blondynka spojrzała jej w oczy ze współczuciem.

Tak, można było jeszcze próbować, ale po co? Szanse były niewielkie, a nastolatka nie chciała swoich ostatnich miesięcy spędzać w szpitalu. Pokręciła głową i oparła ją o ramię przyjaciółki. Nie tak miały wyglądać ich wakacje.

− Co tam tak cicho, dziewczyny?− odezwał się Scott, odwracając do tyłu, by spojrzeć na swoją dziewczynę i przyjaciółkę.

− Patrz na drogę!− Maddie krzyknęła kopiąc szatyna w fotel. − Chcę dojechać do Houghton w całości!

− Daleko jeszcze?− Lorette podniosła głowę, by napotkać spojrzenie chłopaka w lusterku.

− Nawigacja pokazuje, że lekko ponad godzinę. Możecie się jeszcze zdrzemnąć, bo jak dojedziemy, to pijemy całą noc!

Siedzący obok kierowcy blondyn się zaśmiał. Było jej jeszcze bardziej przykro, patrząc na wesołych przyjaciół, chciała śmiać się z nimi. Chciała spędzić cudowne dwa tygodnie, kąpać się w jeziorze, pić alkohol, tańczyć i spacerować nocami. Miała nadzieję, że ten wyjazd choć trochę naprawi jej związek. W końcu mieli czas dla siebie. Jednak ona nie potrafiła się rozluźnić, nie potrafiła myśleć o niczym innym niż ostatnia wizyta w szpitalu i słowa lekarza będące wyrokiem. Nie miała już nadziei na naprawianie związku ze Scottem, czy był sens ranić go jeszcze bardziej?

Ponownie westchnęła. Musiała sobie to wszystko przemyśleć. Doszła do wniosku, że jeśli chce postawić uczucia chłopaka na pierwszym miejscu, powinna z nim zerwać. Szybko, zanim jej choroba bardziej da o sobie znać. Nie chciała go tym obarczać, nie chciała, by się martwił i patrzył, jak z dnia na dzień słabnie. Wiedziała, że takie rozwiązanie również go skrzywdzi, ale wydawało jej się to mniej inwazyjne. Miała również świadomość, że jej decyzje decydują o całej ich paczce znajomych, nie chciała psuć im wakacji, więc zdecydowała, że zerwie z szatynem po powrocie do Chicago.

− Lori, skarbie nie płacz.− Otrzeźwił ją głos przyjaciółki, dopiero do niej dotarło, że po policzkach spływają jej niewielkie kropelki. Przetarła szybko oczy czarną apaszką, którą miała na szyi, nie chciała, żeby chłopcy siedzący z przodu zorientowali się co się dzieje.

Położyła głowę na kolanach Maddie i zamknęła oczy. Chciała przespać resztę podróży i być już nad jeziorem. Usnęła szybko, ostatnio często bywała senna.

***

Świeże, rześkie powietrze dotarło do jej płuc, gdy stanęła na ganku domku, który wynajęli. Uśmiechnęła się lekko patrząc na dzieci biegające po niewielkiej plaży.

− O czym myślisz?− usłyszała za sobą miękki głos Scotta, a po chwili poczuła jego ramię obejmujące ją w talii.

− O niczym konkretnym.− Skłamała. Miała nadzieję, że chłopak nie będzie więcej dopytywał, więc szybko zmieniła temat.

− Może przejdziemy się dookoła jeziora?

Jej pomysł spodobał się szatynowi. Okazało się cieplej niż w podróży, więc przed wyjściem przebrali się w lżejsze ubrania. Wychodząc z chatki Lorette krzyknęła, by Maddie i Louis poszli z nimi, na co przyjaciele również zareagowali z entuzjazmem. Nie spodobało się to Scottowi, który najwidoczniej chciał iść na spacer tylko we dwójkę. Nie dziwiła mu się, nie pamiętała, kiedy ostatnio mieli czas, żeby porozmawiać w cztery oczy, ale w tym momencie bardzo tego nie chciała.

Let me show you magic || Valtor x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz