XIII

1.8K 97 15
                                    

Pół godziny później siedzę na łóżku z jedną nogą zgiętą, a drugą wyciągniętą przed siebie. Valtor przemywa mi ranę na łydce, którą zrobiły mi tamte dziwne korzenie. Co chwila syknę, gdy specyfik, którym naciera przecięcie na skórze zapiecze. 

– Co to za herbata, jeszcze nie piłam tak... Dziwnej.– Mówię biorąc kolejny łyk z gorącego kubka.

–  Z odrobiną magii–  mówi mężczyzna nie odrywając wzroku od mojej nogi. 

– Żartujesz?–  prycham. 

– Nie–  mruczy w zamyśleniu i przykłada opatrunek.–  Dodałem tam trochę ziół i parę zaklęć, by wzmocnić twoją odporność i żebyś nie dostała zapalenia płuc. 

– Ekstra– mówię z lekką ironią–  a na raka pomoże?–  burczę cicho. 

– Słucham?–  Podnosi głowę i patrzy na mnie przenikliwie. 

– Nic. Taki żarcik.  

– Nie rozumiem o czym mówisz.–  Mam wrażenie, jakby próbował przewiercić mnie spojrzeniem na wylot. To trochę mnie peszy. 

– Nie znasz takiej choroby? 

– Nie. Jak również nie mam telefonu i do niedawna nie wiedziałem co to internet. Jestem zacofany, oświeć mnie.– Marzę, by jego uwaga z powrotem ograniczyła się do mojej nogi, bo nie jest to dla mnie wygodny temat, ale on wciąż patrzy prosto w moje oczy. 

– To taka choroba mojego świata. Nie zawsze jest śmiertelna, ale w moim przypadku... No cóż. Cieszę się, że tu trafiłam, bo nawet jeśli umrę w tej twojej śmiesznej wojnie, to będzie całkiem niezły koniec w porównaniu z powolnym opadaniem z sił w łóżku. 

Milczy. Ucieka wzrokiem na bandaż leżący na łóżku i zaczyna obwiązywać mi nim nogę. Liczyłam, że mi jakoś na to odpowie, ale on po prostu mnie olał. Owija mi łydkę szybkimi ruchami i gdy kończy nawet na mnie nie spojrzy. 

  – Poczytam o tym–  mówi w końcu i wstaje. 

Patrzę na niego z konsternacją. Zdążył się już przebrać z ubrań, które także miał mokre i teraz ma na sobie jedynie białą wykrochmaloną koszulę i czarne spodnie. Włosy nie wyglądają tak idealnie, jak zwykle, wciąż mokre w nieładzie plączą się i wpadają mu w oczy. Mimo to  prezentuje się naprawdę dobrze. 

  –  Odpocznij i wyśpij się. Jutro pojedziesz z wiedźmami do miasta, kupić te rzeczy, których potrzebujesz.–  Ton jego głosu nie jest już tak opiekuńczy i beztroski jak przedtem. Żałuję, że zaczęłam z nim tę poważną rozmowę, bo teraz zachowuje się znowu władczo i nieprzyjemnie. 

– A czemu ty ze mną nie pojedziesz?–  Przechylam głowę i uśmiecham się zalotnie. Robię to mimowolnie! Naprawdę nie chcę z nim flirtować, ale nie mogę się powstrzymać. 

– Muszę załatwić parę spraw. Nie mam czasu na przechadzki z tobą po sklepach.– Auu, to zabolało.–  Dobranoc. 

Wychodzi i choć z jego ruchów wnioskuję, że trzaśnie drzwiami, nic takiego się nie dzieje i zamyka je delikatnie, gasząc ówcześnie światło. 

Nie wiem, co go ugryzło, ale psuje mi to humor. Jakoś tak mi ciężej na sercu. Nie powinnam w ogóle dopuszczać, by nasza relacja wchodziła na jakiekolwiek przyjacielskie tory. Zapominam, że jest to największy przestępca tego świata i że skrzywdził mi koleżankę. Zapominam, z jaką łatwością może skrzywdzić mnie. Zapominam, że wciąż mam chłopaka, z którym nie zdążyłam zerwać w swoim wymiarze. 

Na wspomnienie Scotta zaczynam czuć się jeszcze gorzej. To źle, że odkąd tu jestem nie myślałam o nim prawie wcale? Czy zachowuję się jak dziwka, podrywając z pewnością starszego ode mnie mężczyznę? Jeszcze parę chwil temu on sam ewidentnie ze mną flirtował. Teraz zachował się, jakby mnie nawet nie lubił. 

Let me show you magic || Valtor x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz