Część świadomości odzyskuję szybciej niż pełnie władzy nad ciałem, toteż już nim otworzyłam oczy, czuję wokół siebie chłód. Uchylam powieki, a światło, które mnie razi natychmiast rozbudza okrutny ból głowy. No tak, kac. Z trudem unoszę rękę i przykładam do czoła, zanim znów podejmuję próbę otworzenia oczu, tym razem nie oślepiło mnie tak mocno. Mrugam parę razy, by wyostrzyć wzrok i marszczę brwi widząc nad sobą bezchmurne niebo. Nie tego się spodziewałam, jeszcze wczoraj było znacznie cieplej. Trę czoło dłońmi, podnoszę się do pionu i opieram się na wyprostowanych rękach.
− Cholera...
Impreza okazała się bardziej szalona niż się spodziewałam, bo znajduję się w zupełnie obcym miejscu. Siedzę na piasku, a przede mną rozciąga się woda, ale z pewnością nie jest to jezioro, nad które przyjechałam z przyjaciółmi. Na horyzoncie nie widzę brzegów jeziora, tylko niekończącą się przestrzeń... Morza? Oceanu?
Pchana nagłymi mdłościami na czworakach podbiegam do brzegu i wymiotuję przed siebie w morskie fale. Wzdycham ciężko i przecieram usta wierzchem dłoni. Nagle gdzieś w oddali, za sobą, słyszę dziewczęce śmiechy.
Czekam chwilę myśląc, czy zwymiotuję ponownie i gdy już zaczynam podejrzewać, że nie, niezgrabnie podnoszę się do pionu i patrzę w tył. Przede mną rozciąga się duża, piękna i czysta plaża. Gdzieniegdzie widać parasole i jakieś bary. Ludzi na plaży prawie nie ma jest tylko grupka roześmianych dziewczyn jakieś dwadzieścia metrów ode mnie.
Chcę podejść w ich stronę, spytać się gdzie jestem, ale moje nogi na tak srogim kacu nie dają rady i po zrobieniu dwóch kroków po piasku upadam na kolana z jękiem zmęczenia. Kaszlę ciężko i odchylam głowę do tyłu. Nie mogę myśleć w takim stanie. Chciałabym jedynie wrócić do snu i obudzić się już w pełni trzeźwa i bez kaca. Upadam plecami w piasek, wrócę do ogarniania co się tu dzieje, jak już poczuję się trochę lepiej.
Nie dany jest mi jednak odpoczynek, bo coraz bliżej siebie zaczynam słyszeć głosy i wołania. Nagle docierające do mnie promienie słoneczne zostają odcięte i na opuchniętej twarzy czuję ulgę związaną z cieniem, który ją przykrywa. Niechętnie otwieram oczy i widzę nad sobą sześć zmartwionych twarzy.
– Ej dziewczyny, ona chyba żyje! – odzywa się piskliwym głosem brązowowłosa piękność.
Mrużę oczy i przyglądam się im wszystkim. Ta, co się odezwała, chyba jako jedyna wygląda w miarę normalnie i naturalnie, no bo cóż... Reszta wydaje się wyjęta z jakiejś bajki. Pochyla się nade mną sześć dziwnych dziewczyn, mniej więcej w okolicach mojego wieku. Są od siebie zupełnie różne i wszystkie wydają się takie... Specyficzne. Jedna ma na przykład krótkie, fioletowe włosy, a inna jest długowłosą blondynką, ale tak blondynką do potęgi, bo jej włosy są aż prawie żółte. Przyglądam się kolejnej. Jest krzykliwie ruda i ma wielkie, niebieskie oczy. Jeszcze inna ma czarne włosy spięte w kucyki i śliczną, azjatycką grzywkę. Ostatnia ma ciemniejszą karnację i ciemnobrązowe loki. Wszystkie są jakieś takie zbyt idealne. Wszystkie mają pełne usta, duże oczy i idealne cery. Ich skóra zdaje się błyszczeć, a ich figury są nienaganne.
– Nic ci nie jest? Co tu robisz? – ruda brzmi jakby się martwiła, ale po wszystkich widać ciekawość.
– Wiem, że jestem piękna, ale nie musisz mi się tak natarczywie przyglądać – spoglądam krzywo na blondynkę, która od razu wydała mi się nieco narcystyczna.
– Umiesz mówić?
– Ta – charczę z trudem.
– Co ci jest? – ruda nie daje za wygraną.
– Mam kaca życia. Gdzie jestem? – zaciskam zęby powstrzymując mdłości.
– Aktualnie leżysz na plaży. Co to kac? – irytuje mnie już piskliwy głosik tej ślicznotki.
– Jest to złe samopoczucie występujące kilka godzin po spożyciu nadmiernej ilości alkoholu. Najczęstszymi dolegliwościami towarzyszącymi kacowi są pragnienie, apatia, nudności, nadwrażliwość na hałas i ból głowy – recytuje ta z fioletowymi włosami, a ja spoglądam na nią niechętnie.
– Nie jesteś za młoda na alkohol? Nie wyglądasz na dwudziestojednolatkę.
– To w tym momencie nie jest ważne – warczę. – Powiedzcie mi gdzie jestem, bo akurat plażę to sama widzę.
Męczą mnie już te laski. Wszystkie są dziwne i strasznie irytujące. A może to mój kac sprawia, że wszystko mnie irytuje?
– Jesteś na Ziemi – mówi ruda, a ja podnoszę rękę, by klepnąć się nią w czoło. No kto by się spodziewał! Ależ ona błyskotliwa! – Dokładniej to w Gardenii.
– Gdzie? – pytam skonsternowana. Mieszkam w Stanach całe życie, a o takim nadmorskim mieście jeszcze nie słyszałam.
– A skąd jesteś? – pyta blondyna całkowicie ignorując moje pytanie.
– No z Chicago. Choć teraz byłam na wakacjach w Houghton– wzdycham.
– Oh.–Dziwne dziewczęta wyglądają na zmieszane – to na pewno na Ziemi?
– A niby gdzie, kretynko.– Przykładam palce do skroni i zamykam oczy, by nie widzieć urażonej miny mulatki.
– Hej, ale nie musisz być taka niemiła.
– Chcemy ci pomóc. Myślę, że przydałby ci się odpoczynek i może potem porozmawiamy na spokojnie.
– Ewidentnie ona nie wie gdzie się znalazła i wygląda na zagubioną.– No co ty nie powiesz panno Wikipedia?
– Zabierzmy ją może do Alfei, Faragonda na pewno będzie wiedziała jak jej pomóc.
– Wiesz Bloom, nie sądzę, żeby to był dobry...
– No to postanowione!– blondyna klaszcze w dłonie a mnie napadają mdłości. One są zbyt cukierkowe.
Wzdycham, nawet nie chce mi się myśleć i zastanawiać nad tym o czym one mówią. Chcę się z powrotem znaleźć w swoim lub jakimkolwiek łóżku i w spokoju przeczekać fatalne samopoczucie. Bez ich piskliwych głosików i idealnych buziek.
Chłodny powiew wiatru jest dla mnie miłym odczuciem. Cieszę się nim, póki nie zawiewa mi piasku na twarz i w dekolt. Szybko podnoszę się do siadu. Za szybko, co jest błędem, bo znowu dopada mnie potworny ból głowy. Strzepuje piasek z policzków i rozglądam się dookoła. Wszystkie dziwne lalunie patrzą zaniepokojone w stronę wody, więc robię to samo. Fale się wzmogły i są już niebezpiecznie wielkie. Niebo groźnie pociemniało i wszystko wygląda inaczej.
– Coś złego się dzieje na Androsie...– Szatynka podchodzi bliżej morskich fal i odwraca się w naszą stronę.– Muszę to zbadać, mój kraj potrzebuje pomocy.
I ku mojemu zdziwieniu wbiega w wodę i po prostu znika. Otwieram buzię, żeby coś powiedzieć, ale zamykam ją nagle widząc kolejną falę piasku niesioną przez wiatr.
– Powinnyśmy jej pomóc!
Zupełnie nie rozumiem co się tu do cholery dzieje, ale dziewczyna rozpływająca się w morzu to chyba dla mnie za dużo. Ponadto niebo zaczyna ciskać piorunami, jakich w życiu nie widziałam. Cukierkowe dziewczyny same nie wiedzą co robić, ale po chwili zaczynają formować się w jakieś dziwne tańce plemienne i wokół nich błyska jasne światło. Mrugam dwa razy i widzę każdą z nich odzianą w skąpe stroje jak z bajki albo nocnego klubu i o losie, skrzydła!
Znów otwieram usta, ale nim zdążam coś powiedzieć czuję chłód na twarzy i słabość w kończynach. Robi mi się okropnie słabo i chyba odpływam. Znów opadam plecami w piasek i ostatnie co widzę to pochylona nade mną twarz tej dziwnej, rudej dziewczyny i jej jeszcze dziwniejsze skrzydła.
~*~
CZYTASZ
Let me show you magic || Valtor x OC
FantasyFanfiction na podstawie Winx Club. Brak znajomości bajki nie przeszkadza w czytaniu i rozumieniu fabuły tego opowiadania, więc niech osoby, które nie oglądały nie zrażają się tym, że to ff. Głowna bohaterka jest zagubiona tak samo jak wy! Najpierw...