5

2.9K 218 44
                                    

- I wrócił po dobroci? - zdziwił się Ron.

- No...No tak. - odparł Jason.

Cała sprawa go również dziwiła. Wczorajszy dzień był bardzo pokręcony. Dorośli nie pozwalali podejść na trzy metry do przykutego chłopaka. Nikt oprócz dorosłych nie wiedział nawet, gdzie chłopak jest. 

Zeszli powoli na dół, ponieważ była pora śniadaniowa. Przy stole siedzieli państwo Weasley, James, Lily, Remus i Syriusz. 

Nikt się nie odezwał, gdy siadali do stołu. Ciszę postanowił przerwać Łapa.

- Gdzie go wsadziłeś? - spytał. 

- Na strych. - odpowiedział Rogacz biorąc kolejny łyk herbaty.

- Traktujesz go jak zwierzę. - mruknął pod nosem Remus. 

- Jak zwierzę, które omal nie zabiło mojego syna. - poprawił James. 

- Rogaczu, on nie ma rodziców! - widać było, że Lunatyk broni chłopaka. - Wparowaliśmy do domu sieroty, która za bezpieczeństwo uważała obecność swojego opiekuna, którego my szukamy! Porwaliśmy go z własnego domu pod pretekstem....POD ŻADNYM PRETEKSTEM! A teraz więzimy go na strychu jak jakiegoś niedźwiedzia z wścieklizną! 

- Czyli chcesz powiedzieć, że wczorajszy atak był uzasadniony?! - krzyknął James, nie patrząc na przyjaciela. 

- Tak, był! - uparł się wilkołak. Spojrzał niepewnie na rudowłosą przyjaciółkę, która twarz miała ukrytą w dłoniach, po czym dodał: - Pomyśl o nim, jak o Harry'm!

Wszyscy wzięli głębokie oddechy. Tematu porwanego Potter'a nikt nigdy nie zaczynał przy James'ie. Z prostego powodu. Wpadał wtedy w szał. 

- Wyjdź. - warknął James. 

- Rogaczu... - zaczął ponownie Remus.

- WYNOCHA! - ryknął wściekły Potter, wstając i przewracając krzesło. Skierował różdżkę w miodowookiego, który odwdzięczył się tym samym, również wstając. 

- James... - tym razem Syriusz interweniował wstając i rozdzielając wyrwę między przyjaciółmi. 

Potter rzucił na Łapę zaklęcie, przez co ten zdrętwiał, a James go przesunął. 

- Mogłeś myśleć, za nim to powiedziałeś. - warknął brązowooki. 

Gdy chciał rzucić zaklęcie na kolejnego mężczyznę, stanął przed nim Jason.

- Tato, uspokój się. - powiedział niepewnym głosem. 

- Odsuń się, Jason. - rozkazał ojciec. 

- Nie. 

James przepchnął swojego syna. I od razu tego pożałował. Został pociągnięty do tyłu i obrócony.

- Nie toleruję, żadnej przemocy w kierunku nieletnich, Potter. - warknął Snape celując różdżką w szkolnego wroga. - A teraz wynoś się, zanim użyję na tobie jakiegoś paskudnego zaklęcia. 

- Pewnie, wszyscy przeciwko mnie! - mruknął Potter i spojrzał na swoją żonę. - Ty też?! No pewnie, Smarkerus przyszedł! 

Snape nie wytrzymał. Zrobił coś, o czym marzył od zawsze. 

Walnął James'a Potter'a z pięści w twarz. 

- Wynoś się! - krzyknął na niego.

Po tych słowach, James wyszedł z domu trzaskając drzwiami. 

  -*-*-*-  

- Co to znaczy, że go nie ma cie? - spytał wściekły Voldemort. - Mam zrozumieć, że pokonał was głupi nastolatek?! A na dodatek nie macie ani Potter'a, ani Glizdogona?! 

- P-panie.... - zaczął przerażony sługa.

- Avada Kedavra! - ryknął Czarny Pan i jego sługa padł martwy na ziemie. - Znajdźcie tego gówniarza! 

Po tych słowach, wszyscy obecni Śmierciożercy wybiegli w popłochu.

- Wiesz co masz robić. - syknął do swojego węża. 

- Oczywiście. - odparła Nagini i wypełza z pomieszczenia. 

  -*-*-*-  

- Gotowy, Potter? - spytał oschło Severus.  

- Tylko Pan mnie chyba zrozumie. - stwierdził Jason. - Gotowy. 

- Legilimens! 

Snape wszedł do umysłu chłopaka. Widział moment, gdy Kais rzucał Incantatem, po czym jego skóra stała się bledsza. Widział jak chłopak połyka tabletki i znów jest normalnie. 

Widział moment, gdy nastolatkowie lecieli w powietrzu.

Gdy zobaczył jak oko chłopaka zmienia się z czarnego koloru w szmaragdową zieleń, wyszedł z umysłu Jason'a.

- Co Pan o tym sądzi? - zaciekawił się chłopak. 

Snape wyszedł szybkim krokiem, zostawiając nastolatka zamkniętego w pokoju. 

Udał się na strych. Gdy otworzył drzwi, przeżył prawdziwy szok. 

Całe pomieszczenie było oświetlone czerwonym światłem. Światłem, które pochodziło z oczu nastolatka. 

- Czego? - warknął.

- Nie sądziłem, że dożyję czasów, kiedy Pettigrew będzie umiał uwarzyć Eliksir Wielosokowy. - szepnął Snape, na tyle głośno, by chłopak go usłyszał. 

Na wspomnienie o Peter'ze, chłopak zaczął się rzucać na krześle, do którego był przykuty. 

- I po co się ukrywałeś? - spytał Sev. - Myślałeś, że nikt się nie zorientuje?   

- O co Ci chodzi?! - ryknął Kais. Jego ręce zaczęły się dymić. 

- Myślałeś, że uciekniesz? - mówił dalej. - Myślałeś, że Chłopiec-Który-Przeżył, zniknie z kart historii?

- O czym ty mówisz?! - spytał wkurzony chłopak. 

- Powiedz mi, z czego składają się te twoje leki? - zapytał Mistrz Eliksirów.

- Nie mam pojęcia! Odczep się ode mnie! 

- To Ci powiem. - uśmiechnął się drwiąco. - Z Eliksiru Wielosokowego. 

- Niemożliwe! - stwierdził Writ. - Biorę te leki od zawsze! 

- Właśnie. - potwierdził Snape. - Nie wiele osób wie, ale eliksiry to w paru procentach magia. Czyli można stwierdzić, że to zaklęcie. 

- Nie rozumiem nadal. - mruknął już wściekły czerwonooki. 

- Zaraz zrozumiesz. - powiedział Snape. - Pożegnaj się z życiem, Kais'ie Writ. 

- Co...

- FINITE INCANTATEM! 

  -*-*-*-  

Rozdział krótki bo krótki, ale za to treściwy i dający wiele fabule <3 

Braterska Moc [ZAKOŃCZONE] | HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz