- Nie możemy nie wpuścić pierwszoklasistów na mecz, tylko dlatego, że hałasują. To mecz, sport, a nie wyjście do muzeum. - Mówił spokojnie Greg, wisząc głową w dół na jednoosobowym łóżku i odbijając piłeczkę od ściany.
- Jeśli znowu coś się wydarzy, wszelkie wydarzenia zostaną zawieszone, a tego nie chcemy, prawda? - Zaakcentował ostatnie słowo rudawy chłopak, siedzący na krześle obok.
Lestrade uśmiechnął się tylko, obracając kauczuk w dłoni. Pomysł z zakazem wstępu dla młodszych uczniów nie był dobry. No, może był skuteczny, ale szkoła to nie rząd brytyjski i takie zabiegi naprawdę nie były konieczne. Greg wiedział, że upór chłopaka nie będzie trwał długo i jak zwykle rozwiążą sprawę rozmową.
Podniósł się do normalnej pozycji i obserwował, jak piegowaty pochyla się nad notesem i kreśli kolejne słowa, każdą literę opatrując niezbędnymi zawijasami.
- Nie możesz opierać całego życia na żelaznych zasadach.
- Owszem, mogę.
- Taak? - Zaczął zawadiacko chłopak. - Według zasad nie powinniśmy mieć wspólnego pokoju, Mycroft.
- Oh, nie wierzę, że to powiedziałeś. ZAWSZE używasz tego argumentu, bo dobrze wiesz, że jest słuszny i nie mogę nic z tym zrobić.
Holmes nienawidził, gdy wytrącano mu z ręki jedyną broń - żelazne reguły, choć z drugiej strony nie mógł nikogo winić. Sam skapitulował, a właściwie powoli, powoli kapitulował.
Najpierw polubił Grega - co już było ponad jego normy. Zawsze wydawało mu się, że widzi w ludziach tylko wady. Każdy prędzej czy później stawał się po prostu mieszanką różnych przywar, których Mycroft nie chciał poznawać, ani tym bardziej musieć akceptować i znosić. Dlatego mocno się zdziwił, gdy stwierdził, że całkiem dobrze mu się mieszka z Lestradem - chłopakiem o miłym uśmiechu i anielskiej cierpliwości.
Później polubił Grega bardziej. Na tyle bardziej, że sam zaczął wyciągać go np. do kina. (Dla kompromisu najpierw poszli na film o Churchillu, a potem na ten głośny z Liamem Neesonem.) Oczywiście zawsze przy tym dając popis umiejętności aktorskich, zachowując niewzruszoną minę i postawę - choć w duchu cieszył się jak diabli, że Lestrade się tak po prostu zgodził. To nie było nic oczywistego, ale najwidoczniej chłopak akceptował nawet gorzkie uwagi na temat społecznej szkodliwości robienia filmów o gangsterach.
A w końcu polubił Grega tak bardzo, że chodził z nim na wszystkie koncerty rockowych zespołów, które chłopak tak uwielbiał i choć Mycroft niekoniecznie, to każda chwila spędzona razem wydawała mu się na wagę złota.
Dlatego też podczas jednego z festiwali, gdy w krwi buzowała muzyka, a w głowie Lestrada kilka niskoprocentowych piw (których odradzał mu Holmes), pocałowali się. Mycroft musiał przyznać przed samym sobą, choć nie chciał przed Gregiem, że właściwie zainicjował to wszystko. Wiedział, że chłopak następnego dnia nie będzie za wiele pamiętał, więc gdyby coś nie wyszło, zawsze może udawać, że się nic nie stało.
Ale wyszło, a Lestrade, o dziwo, dokładnie pamiętał co zrobił (co zrobili) i przez kilka pierwszych dni zachowywał się tak bezwstydnie uroczo, że Mycroft miał ochotę zasłonić twarz poduszką i zostać na zawsze w swoim łóżku, z którego doskonale było słychać pogwizdywanie Grega.
"Nie powinieneś umierać z powodu kaca?"
"Oj, ktoś chyba wstał lewą nogą. Wczoraj byłeś milszy."
I choć spali w osobnych łóżkach, a uczucie, które zaczęło ich łączyć było nowe, nieznane i bardzo nieśmiałe, było również bardzo w brew zasadom.
CZYTASZ
Sherrinford | teenlock
Fanfiction[Pisane tak wolno, że między jednym a drugim rozdziałem zdążycie zapuścić wąsy, znaleźć dobrze płatną pracę w szpitalu i miłą dziewczynę, która okaże się assassinem, ale znowu nie aż tak wolno, że zdążycie się jej oświadczyć przed przybyciem dziwnie...